Tymczasem w Absurdystanie 197

Każdego tygodnia próbuję napisać także o jakichś mniej istotnych wydarzeniach aby dać moim czytelnikom nie tylko wiedzę o polityce, ale także o bardziej przyziemnych aspektach życia w Polsce. Jednak ostatnio tyle sie w naszym kraju dzieje, że te pomniejsze informacje odkładam sobie na potem, w nadziei, że w przyszłym tygodniu już na pewno się zmieszczą. No i uzbierało się troszkę. 

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Na przykład ta wiadomosć z końcówki października dotycząca totalnie kretyńskiej “dyscypliny sportu” zwanej “PunchDown”, która polega na tym, że dwóch mięśniaków daje sobie na przemian z całej siły w twarz. Jak nie trudno się było spodziewać skończyło się to poważnym urazem głowy u jednego z zawodników, który skończył w śpiączce w szpitalu (najnowszą informacją, jaką na ten temat udało mi się znaleźć to news sprzed niecałego tygodnia według którego wciąż jest on w stanie krytycznym). Nie udało mi się też ostatnio napisać o dialogu, jaki ze sobą odbyło na Twitterze dwoje naszych europosłów: Beata Kempa zwracała się do Radka Sikorskiego per “Herr lord” a on, jak na prawdziwego dyplomatę przystało, odwdzięczył się jej radą, aby się walnęła w swój tłusty łeb. Oczywiście, pomimo tego, że za swoje zachowanie przeprosił, dało do pole do popisu dla oburzonych jego chamstwem prawicowców (choć już tydzień później, kiedy marszałek Terlecki poinformował krytykującą politykę rządu wyborczynię, że jest kretynką już jakoś głosów obrońców uciśnionej przez chamów kobiety nie słychać. I to pomimo tego, że akurat Terlecki przepraszać nie zamierza, a co więcej twierdzi, że to on padł ofiarą agresywnego chamstwa (to już tak odczuwają oni uprzejmą krytykę?) a jego reakcja była nadzwyczaj kulturalna. Czytelników ominęło też wydarzenie z Koszalina gdzie w wyniku nieudolnej rozbiórki jednego z przęseł wiaduktu jak domek z kart runęła przebiegająca nad ruchliwą ulicą estakada (na szczęście ulicą akurat nikt nie jechał). Również i wiadomości o tym, że po tym, jak prasa zwróciła Morawieckiemu uwagę, że nie można wydawać na maszty flagowe pieniędzy przeznaczonych na walkę z epidemią COVID-19 program godnego uczczenia rocznicy Bitwy Warszawskiej poprzez budowę masztu z flagą w każdej gminie jakoś tak jakby zczezł… 

Ze świeższych informacji- zaprezentowano nowy banknot kolekcjonerski upamiętniający Lecha Kaczyńskiego. Projekt spotkał się z krytyką a nawet śmiechem, bo po dekadach wypuszczania banknotwów na najwyższym poziomie artystycznym NBP wypuściło coś, co wygląda jakby stworzone zostało przez daltonistycznego dziesięciolatka w Paincie na podstawie przypadkowych zdjęć – na przykład takiego przedstawiającego betonowy słupek parkingowy z pałacem prezydenckim w tle. Hasło na banknocie brzmi “Warto być Polakiem”. Wartość bycia Polakiem wyceniono na 20 złotych.

Ale to akurat najmniejsza kontrowersja związana z NBP. Ostatnio jego szef Adam Glapiński – znany z bycia wiernym pretorianem Kaczyńskiego jeszcze z czasów Porozumienia Centrum oraz z tego, że zatrudnił sobie tak zwane dwórki – czyli dwie tlenione blondyny o wątpliwych kwalifikacjach profesjonalnych – na eksponowanych (i wysoce płatnych) stanowiskach w banku – został uznany za jednego z najgorszych szefów banków centralnych w Europie. W momencie w którym inflacja zaczyna wymykać się spod kontroli on mówi nam, że to nie problem, a wręcz przeciwnie – znak tego, że polska gospodarka radzi sobie najlepiej w Europie, choć jednocześnie zaznacza, że inflacja nie ma nic wspólnego z polityką rządu PiS. Widać jednak, że pozycja w rankingu go ubodła, bo służby prasowe NBP ruszyły do zapewniania wszystkich, że “ranking jest nieistotny” i publikowany przez gazetkę, której i tak nikt nie czyta, a w ogóle inni też mieli złe oceny. A tak w ogole to my nic nie mówimy, ale za atakami na prezesa NBP to na pewno stoi niejaki Donald. Sadząc po formie tej kampanii PR za social media w Narodowym Banku Polskim także odpowiada dziesieciolatek (linkuję do artykułu a nie do samych tweetów, bo tweety mogą zniknąć – tak jak zniknęły te, w których NBP chwalił się, że dzięki manipulacji kursem złotego zarobili parę baniek…)

Poza tym jednak życie w Polsce toczy się bez większych zmian. TVP odmówiło reklamy o kobietach, bo całowały się w nim dwie lesbijki. Była też nagość – kobieta karmiła dziecko piersią – ale o ile jeszcze nagość przeszła by po 20:00, to homoseksualizmu na antenie TVP nie będzie. Kraj nasz wylądował na szczycie listy krajów, które najgorzej poradziły sobie z pandemią COVID-19t i nikogo to specjalnie nie rusza – rząd dalej podlizuje się antyszczepionkowcom, nie przygotowuje krajuy na kolejną falę ani nie dba o większe wyszczepienie społeczeństwa. Władysław Frasyniuk znowu znalazł się na celowniku prokuratora po tym, jak skrytykował zachowanie żołnierzy na granicach (słusznie zauwazając, że ktoś, kto w tak nieludzki sposób traktuje słabszych, potrzebujących pomocy ludzi jest zwykłym śmieciem szargającym mundur polskiego żołnierza. Premier Morawiecki robił z siebie (a przy okazji i z naszego kraju) pośmiewisko bredząc na szczycie klimatycznym w Glasgow coś o tym, jak to, niczym kraj trzeciego świata, jesteśmy za biedni na to, żeby odchodzić od węgla, co stoi w jaskrawej sprzeczności z propagandą rządową na rynek krajowy, według której Polska ma się lepiej niż kiedykolwiek w historii i wszyscy zazdroszczą nam naszych sukcesów gospodarczych.  Tymczasem z przejętych przez PiS mediów lokalnych odchodzą kolejni dziennikarze, którzy nie chcą sprowadzać swojej pracy do roli propagandzistów pomujących te farmazony. Tymczasem w Swarzędziu nieopodal przychodni lekarskiej zmarł na ulicy na zawał mężczyzna – przychodnia odmówiła pomocy, bo “nie są pogotowiem” (pracujące w przychodni lekarka i pielęgniarka znajdowały się wśród zebranych na miejscu gapiów). Na deser mamy reżysera kłócącego się z ministrem o to, kto tak naprawdę jest autorem filmu i jakie jest jego przesłanie oraz perspektywę tego, że urzędujący Minister Sprawiedliwości może stanąć przed Trybunałem w Hadze i tak oto wygląda typowy tydzień w Polsce anno domini 2021.

Ale ten tydzień nie był typowy. W ostatni weekend widzieliśmy kolejne masowe marsze w proteście przeciwko nieludzkiemu zakazowi aborcji – pod hasłem #AniJednejWięcej ludzie wyszli na ulicę po tym, jak ciężarna kobieta zmarła w szpitalu po tym, jak lekarze odmówili działania póki płód nie umrze śmiercią naturalną (pisałem o tym w poprzednim odcinku). Wygląda na to, że marsze te zebrały większe tłumy niż organizowane przez Donalda Tuska marsze dla poparcia naszego członkowstwa w UE:

Tymczasem pomimo tego, że sukcesy nowego zakazu aborcji widać coraz lepiej – bo nie tylko Iza z Pszczyny (jak nazywają ofiarę media) straciła życie w wyniku tego, że lekarze bali się usunąć płód aby ratować jej życie. Nieco wcześniej inna kobieta w Świdnicy zmarła zmuszona do urodzenia martwego płodu. Miło więc ze strony prawicy, że nie trąbią nam tu o swoich sukcesach, a wręcz przeciwnie, skromnie próbują unikać przypisywania sobie zasług za te osiągnięcia. Poseł Suski na przykład mówi, że to nic nadzwyczajnego, że ludzie czasem po prostu umierają i że wyrok TK nie ma z tym nic wspólnego. Krzysztof Bosak z kolei obwinia lekarzy, bo pomimo tego, że firemka jego żony (czyli Ordo Iuris) zalecała im, aby interpretowali przypadek kiedy aborcja jest niezbędna dla ratowania kobiety tak wąsko, jak to tylko możliwe i tak też postąpili, to winna jest temu lewacka propaganda. Kaja Godek z kolei kompletnie już odleciała krzycząc, że krew na rękach mają… feministki (sorry, nie mam wam jak wkleić linka bo dostałem u niej bana).

Tymczasem wygląda na to, że prawica na tych sukcesach nie spocznie. Znana fundamentalistyczna organizacja sponsorowana przez Kreml przygotowuje się do wieloetapowej kampanii mającej na celu ograniczenie turystyki aborcyjnej Polek i wstrzymanie sprzedaży leków używanych do aborcji farmakologicznej a nawet pigułek “dzień-po”. Mowa jest także o karaniu tych, którzy pomagają kobietom w wyjeżdżaniu za granicę – co oznaczałoby, że i ja mogę być kryminalistą. Zresztą, to akurat już się dzieje. Jedna z członkiń Aborcyjnego Dream Temu została oskarżona o pomocnictwo przy aborcji – na razie jednak wiemy tylko tyle, bo organizacja jedynie potwierdziła ten fakt a newsom z TVP, z którą jak zwykle uprzejmie podzielili się swoimi materiałami prokuratorzy, ufać jak wiemy nie można.

To będzie kijek. Ale Polska faktycznie stoi przed kryzysem demograficznym, więc zachęcanie kobiet do rodzenia dzieci może faktycznie nie byłoby takim złym pomysłem. Dlatego zatem rząd za jedyne 30 000 000 złotych ma zamiar utworzyć Polski Instytut Rodziny i Demografii. Za pomysłem stoi jeden z posłów odpowiedzialnych za zakaz aborcji więc poza działalnością naukową instytut bedzie miał także uprawnienia prokuratorskie pozwlające mu wtryniać się w życie polskich rodzin – hehe, naiwniaki, myśleliście, że skoro był kijek, to będzie też marchewka, co? Wiadomo, że nie chodzi tu o te badania, bo tych akurat rządowi nie brakuje, tylko nie chce ich słuchać – bo jak by ich słuchał, to może dotarło by do niego, że do zostania matkami nie zachęca nie tylko sytuacja ekonomiczna w kraju ale i brak żłobków i przedszkoli oraz hucząca od papieżowej propagandy szkoła, ale przede wszystkim w związku z działalnością prawicowych ultraradykałów Polki zwyczajnie boją się w tym kraju zajść w ciążę, bo ryzyko, że skończą jako matki niechcianych upośledzonych dzieci albo w ogóle jak nieszczęsna Iza z Pszczyny staje się coraz bardziej prawdopodobne. Więc raczej wygląda na to, żeby prokuratorzy z Instytutu Rodziny mogli na przykład odbierać dzieci rodzinom, które są jak na gusta katolickich okupantów tego kraju zbyt tęczowe. Taki Gilead nad wisłą.

Atmosfera zagęszcza się także na białoruskiej granicy. Raporty i doniesienia o nieludzkim traktowaniu migrantów przez polskie służby są już tak liczne, że nawet nie będę ich tu cytował: kobiety rodzące dzieci w błocie, lokalni mieszkańcy przegryzający pępowiny własnymi zębami – bo nawet jeśli rząd dopuści na granicę karetkę, to uchodźcy boją się już wszelkich kontaktów ze służbami naszego kraju, dzieci oddzielane od rodziców i siłą przerzucane z powrotem na Białoruś, niesprawdzalne plotki czy to o stertach zwłok pływających w pogranicznej rzece, czy to z drugiej strony o faszystowskich bojówkach zastraszających pomagającym ukrywającym się w lesie ludziom mieszkańców… Trudno określić, co z tego jest prawdą a co elementem białoruskiej czy też polskiej propagandy, bo na granicę wciąż dostępu nie mają żadne media. Nie wpuszczane są także organizacje niosące pomoc humanitarną a Polski Czerwony Krzyż – który pozwolenia rządu na takie działania nie potrzebuje – jakoś też woli sie nie wychylać…

W dniu, w którym piszę te słowa – poniedziałek, ósmego listopada – tysiące migrantów ruszyły w stronę polskiego przejścia granicznego w okolicach Grodna. Można by pomyśleć – wreszcie dotarły do nich głosy polskiej prawicy, która uważa, że chcący otrzymać azyl powinni po prostu zgłosić się na przejście graniczne, ale tu niespodzianka (ciekawe tylko dla kogo) – polska i na przejściu granicznych nie mysli nikogo do kraju wpuszczać, żeby któryć przypadkiem nie zażądał azylu. Tymczasem to, co wyszło od samych uchodźców i miało być pokojowym marszem, zostało wykorzystane przez reżim Łukaszenki – białoruscy żołnierze przyparli tłum do granicznego płotu i pod lufami karabinów zmuszali ich do przeciskania się na stronę Polską, na której z kolei czekały na nich szeregi policjantów z tarczami i wojsko. Tu znów przydałoby się, abyśmy mieli jakieś doniesienia od niezależnych dziennikarzy, bo dochodzących z granicy plotek nie sposób zweryfikować – pojawiają się głosy o tym, że Białorusini oddali strzały ostrzegawcze a Polacy potraktowali uchodźców gazem łzawiącym… Jak na razie zapadła noc, uchodźcy rozłożyli się obozami przy rozpalonych wzdłuż granicy ogniskach i czeka ich naprawdę ciężka noc – prognozy przewidują nad ranem przygruntowe przymrozki…

Polski rząd wciąż odmawia przyjęcia pomocy ze strony Frontexu i innych unijnych instytucji (politycy PiS wręcz wyśmiewają Frontex mówiąc, że nic nie może, choć dopiero co wysyłali w ramach tej organizacji naszych własnych Strażników na Litwę) a prezydent podpisał ustawę zezwalającą na wybudowanie za 350 000 000 euro nieprzekraczalnego muru na polskiej granicy. Cała siła reakcji polskiego rządu uderza w najsłabszych – w ludzi, którzy z takiego czy innego powodu stali się zakładnikami Łukaszenki, który wykorzystuje ich do destablizowania naszego kraju. Tymczasem uderzeń w samego Łukaszenkę nie słychać – nie ma zdecydowanych dyplomatycznych ruchów wobec Białorusi czy wzmocnienia wsparcia dla tamtejszej demokratycznej opozycji, Polska nie stara się również zgasić problemu w zarodku (czyli w samym Iraku czy Syrii, skąd do Mińska zwożą uchodźców samoloty białoruskiej linii lotniczej). Nasi dyplomaci nie współpracują z Unią Europejską czy NATO nad rozwiązaniem tego problemu. Zamiast tego reżimowi propagandziści PiSu już przebierają nóżkami, nie mogąc doczekać się aż będziemy mogli strzelać do uchodźców i oskarżają polską opozycję o działanie z inspiracji Białorusi. Sytuacja staje się coraz bardziej napieta, a fakt, że Łukaszenko ostatnio totalnie odpłynął i uderza w narrację, że wschodnia Polska jest tak naprawdę okupowaną częscią Białorusi nie nastraja optymistycznie:

I pomyśleć, że zamiast sytuację zaogniać, można byłoby ją załagodzić, gdyby te 350 000 000 złotych wydać na pomoc tym ludziom (powód dla którego znaleźli się na Białorusi nie jest już dziś aż tak istotni kiedy stawką jest ich życie i zdrowie), pokazując w ten sposób satrapie zza Buga – a przede wszystkim światu – że polski rząd nie stoczył się jeszcze do tego samego poziomu co reżim Łukaszenki…


Tekst powstał dla portalu Britské Listy

W kolażu użyłem zdjęć których autorami są:
Gémes Sándor/SzomSzed (migranci)
Silar (Kaczyński)
Alexander Astafyev / Governmental Press Service (Łukaszenka)
wszystkie na licencji Creative Commons ze zbiorów Wikipedia Commons

Comments

comments

Dodaj komentarz