Tymczasem w Absurdystanie 212

To chyba była jedna z najdłuższych przerw w publikacji tego cyklu. Najpierw byłem na wakacjach. Potem zdecydowałem się wspomóc przyjaciół zaangażowanych w pomoc uchodźców – a jedynym rozsądnym sposobem na to było po prostu wzięcie dodatkowej pracy i przeznaczenie zarobionych w ten sposób pieniędzy na ich potrzeby. A na końcu okazało się, że ten wirus, co to podobno jest w odwrocie, to się najwyraźniej odwrócił w stronę Szkocji, bo wszyscy znajomi po kolei chorowali, i w końcu dopadło i mnie – i trzyma. Ale już się czuję lepiej i przynajmniej mam teraz szansę spojrzeć z nieco większego dystansu na wydarzenia ostatniego miesiąca w Polsce. 

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Największym newsem jest – oczywiście i nieustannie – niesamowita mobilizacja zwykłych Polaków do pomocy uchodźcom z Ukrainy. Pisałem o tym w poprzednim odcinku, miesiąc temu, i można by się spodziewać, że przez ten czas lwia część tego wysiłku zostanie zdjęta z barek zwykłych obywateli przez instytucje państwowe, ale, cóż za niespodzianka, tak się nie stało. Owszem, lokalne samorządy robią co mogą, próbują też koordynować oddolne inicjatywy z nieudolnymi akcjami rządowymi, ale ku zaskoczeniu absolutnie nikogo, rząd totalnie poległ na tym polu.

Zmiany w prawie mające ułatwić przyjmowanie w Polsce uchodźców pisane są na kolanie i prowadzą do absurdów. Na przykład początkowo tylko osoby które przybyły do Polski bezpośrednio z Ukrainy były objęte ochroną. To znaczy że ci, którzy wybrali bezpieczniejszą trasę – przez Mołdawię, Rumunię, Węgry i Słowację – nie byli przez system uznawani za uchodźców. Był także przypadek ukraińskiej rodziny, która utknęła w Polsce, bo wojna złapała ich podczas podróży powrotnej z wakacji w Egipcie. Brat opowiadał mi o Ukraińcach, którzy podróżowali do granicy z Jeleniej Góry (650 km w jedną stronę) tylko po to, żeby przejść tam i z powrotem i “dorobić” się właściwej pieczątki w paszporcie. Prawo zostało w ekspresowym tempie zmienione, ale wciąż przegapiono kwestię Ukraińców, którzy w Polsce mieszkali czy przebywali przed wybuchem wojny a teraz nie mają gdzie wrócić…

Rząd przyznał też specjalne granty dla tych, którzy dali schronienie uchodźcom. Ale oczywiście jak zwykle są równi i równiejsi. Jeśli jesteście bogatą firmą albo Caritasem, to dostaniecie na przykład 150 zł na głowę za dobę. Ale jeśli jesteście zwykłym obywatelem którzy przyjął uchodźców pod swój dach, dostaniecie tylko 40 złotych – a i to pod warunkiem, że przyjęliście go z “samorządowego rozdzielnika” a nie z potrzeby serca w oddolnym impulsie. Nie mówiąc już o tym, że to, że pieniądze “na uchodźców” mają dostawać Polacy a nie sami ludzie w potrzebie może być trochę dla nich uwłaczające…

Tym czasem rząd jest bardzo zajęty chwaleniem się tym, jak świetnie Polska sobie radzi, że nie potrzeba u nas żadnych obozów dla uchodźców. Nie to co w innych krajach. Nawet ambasadorowie na całym świecie jadą tą melodią w kontaktach z krajami w których reprezentują nasz kraj. Tyle że Polska – jak każdy inny cywilizowany kraj – POTRZEBUJE obozów dla uchodźców albo jakiejś innej zorganizowanej metody na osiedlanie uciekających przed Putinem. Nie może cała strategia walki z kryzysem migracyjnym spowodowanym wojną w sąsiednik kraju opierać się na tym, że przypadkowi ludzie będą na kanapach w salonie miesiącami gościć straumatyzowanych ludzi często nie mówiących nawet po polsku. Wielu z Polaków, którzy z impulsem serca ruszyli do pomocy dziś przekonało się, że ich to przerasta, że próbowali udźwignąć więcej, niż są w stanie. Moi rodzice na przykład przyjęli uchodźców ale teraz mój ojciec przechodzi rekonwalescencje po poważnej operacji kardiologicznej i trudno oczekiwać, żeby dochodził do zdrowia w przeludnionym domu po którym biegają obce dzieci, dlatego musieli zachęcić swoich gości aby przeprowadzili się na pobliską plebanię. To rząd powinien tutaj wypełniać te zadania – tym bardziej, że dzięki wywiadowi amerykańskiemu wiedział o planowanej rosyjskiej inwazji na długo wcześniej…

No i oczywiście jest jeszcze to, że w Polsce mamy dwa rodzaje uchodźców – tych “prawdziwych” i tych “nieprawdziwych”. Problem na Białoruskiej granicy przez zimę trochę przycichł – również dlatego, że Łukaszenko pozwolił im na przetrwanie najgorszych miesięcy w naprędce zorganizowanym obozie w starym magazynie – ale wraz z poprawą pogody coraz więcej z nich próbuje znowu przedostać się do Polski – w nadziei, że uda im się to zanim na granicy powstanie ów niesławny płot. Polska Straż Graniczna, tak jak i wojsko, wciąż popełniają przestępstwa, nielegalnie wypychając ludzi na Białoruś aby tam umarli z chłodu – wyrzuca się nawet ciężko chore czy sparaliżowane osoby. Nawet pojawiające się raporty o gwałtach dokonywanych na tych ofiarach przez białoruskich żołnierzy nie potrafią zmiękczyć serc przestępców w mundurach, tak jak i nie wpłynął na ich działanie niedawny wyrok sądu, który uznał, że łapanki i wywózki – zwane push-backami – są nielegalne. Pomagający uchodźcom aktywiści – czasem te same osoby – na granicy z Ukrainą traktowani są jak bohaterowie, a na granicy z Białorusią jak przestępcy. Nawet kiedy papież – który, tak na marginesie, po 40 dniach wojny wciąż nie ogarnia kto jest w tej wojnie agresorem i próbuje zamiast tego rozmywać odpowiedzialność za zbrodnie putinistów wmawiając nam, że wszyscy jesteśmy winni – zatroskał się losem ludzi uwięzionych na białoruskiej granicy i ich nieludzkim traktowaniem. Na szczęście w Watykanie z upokarzająco poddańczą wizytą był własnie Andrzej Duda, który nie omieszkał mu wyjaśnić, jak rozróżnić którzy uchodźcy są prawdziwi i zasługują na naszą pomoc, a którzy są nieprawdziwi i powinni zdechnąć w lesie.

O pomocy tym “niesłusznym” uchodźcom rozmawiam z moim gościem w najnowszym podkaście z serii Lewackie Pitolenie, zapraszam:

No, ale czy rząd w takim razie poza gnojeniem uchodźców na granicy z Białorusią cokolwiek robi? Niesławna wizyta trzech i pół premiera w Kijowie, w której Kaczyński i Morawiecki przyłączyli się do premierów Czech i Słowenii w ich wycieczce do Kijowa to była oczywiście ustawka PR-owa. Nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego każdy z nich desperacko potrzebował zademonstrować, że tak naprawdę to wcale nie jest za Putinem? Oczywiście dla Kaczyńskiego, który praktycznie nigdy nie wyjeżdża za granicę, była to wycieczka znacznie poza jego strefę komfortu. Aż żal było patrzeć na tego zagubionego dziadunia, który dobrze zdawał sobie sprawę, że wdepnął w wydarzenia daleko poza jego ligą. Jego wyciągnięta chyba z dupy propozycja wprowadzenia na Ukrainę sił pokojowych NATO (której oczywiście z nikim w NATO nie uzgodnił) narobiła więcej złego niż dobrego, bo dostarczyła tylko amunicji rosyjskiej propagandzie, która już wcześniej twierdziła, że Polska tylko już przebiera nóżkami żeby wziąć udział w rozbiorze Ukrainy. Dzięki niemu Siergiej Ławrow mógł dalej pompować ten temat, snując swoje wizje jakoby owo NATO było tylko przykrywką dla polskiej okupacji Lwowa i okolic.

No, ale przynajmniej wycieczka do Kijowa była jedynie katastrofą PR-ową. Byli oficerowie BOR łapali się za głowę widząc, jak lekceważone jest bezpieczeństwo, bądź co bądź, jednych z najważniejszych ludzi w państwie. Choć akurat niektórzy uważają, że akurat Kaczyński z kolegami nie mieli się czego bać, bo przecież Putin nie strzelałby do swoich. I mogą mieć rację: działania Kaczyńskiego pokazują prosto, że nie zamierza on rezygnować z putinizowania Polski. Od tygodni powtarza on jak zdarta płyta, że niezbędna jest zmiana konstytucji – rzekomo bez tego nie będzie możliwe zajęcie majątków rosyjskich oligarchów. Oczywiście szans na to nie ma, opozycja w Polsce to mimo wszystko nie są kretyni, a do konstytucyjnej większości PiSowi wiele brakuje. Z braku argumentów Kaczyński przeszedł do szantażu moralnego grzmiąc, że ci, którzy nie podniosą ręki za zmianą polskiej konstytucji są wspólnikami putinowskich zbrodni na Ukrainie. Czego jednak PiS nie potrafi osiągnąć przez zmianę konstytucji, jak zwykle próbuje wprowadzać tylnymi drzwiami. Nowo proponowana ustawa o obronie nie tylko ma zniszczyć istniejący system obrony cywilnej oparty o lokalne samorządy, ale umożliwić też rzadowi wprowadzanie niekonstytucyjnych quasi-stanów wyjątkowych takich jak ten przy białoruskiej granicy czy odwoływanie niewygodnych samorządowców. Oczywiście tak jak przy ustawie COVIDowej próbowano także przemycić przepis dzięki któremu przewały finansowe podczas zapobiegania ekstremalnych wydarzeniom miałyby uchodzić bezkarnie.

Poza parlamentem kierunek też jest dość jasny. Kaczyński i inni politycy obozu rządzącego udają wielkich obrońców polskiej racji stanu i twierdzą, że gdyby u władzy było PO, to nigdy nie wybudowano by terminalu gazowego w Świnoujściu, co jest zarzutem o tyle kretyńskim, że o ile decyzja o rozpoczęciu budowy faktycznie zapadła jeszcze za poprzednich rządów PiS to całą robotę przez osiem lat odwalił rząd Donalda Tuska a kiedy PiS powrócił do władzy to pozostało mu tylko przecinanie wstęgi i przypisywanie sobie zasług. Tymczasem podczas gdy Polacy masowo pomagają Ukraińcom a w polskich szkołach niespodziewanie znalazło się ponad 140 000 ukraińskich uczniów. Minister Edukacji Przemysław Czarnek, znany z kultury, szacunku dla innych i otwartości na dialog z Ukrainą zarządził, że jeśli chcą oni zdawać egzaminy, to mogą, ale po polsku i z polskich tekstów – których przecież nie przerabiali, ze o znajomości języka nie wspomnę. Jakiekolwiek propozycję zorganizowania specjalnego egzaminu bardziej zgodnego z ich dotyczasową edukacją Czarnek zbywa argumentując, że wszyscy uczniowie mają być traktowani tak samo. Maski zrzuca także Zbigniew Ziobro i jego Solidarna Polska, robiąc wszystko, żeby już nie było żadnej wątpliwości, że są oni zwykłymi przydupasami Putina. Europosłanka SP Beata Kempa na przykład wraz z ministrem Czarnkiem postanowiła zorganizować konkurs dla uczniów mający na celu popularyzację wiedzy o masakrach wołyńskich podczas gdy sam Ziobro kibicował otwarcie proputinowskiemu Victorowi Orbanowi w niedawnych wyborach na Wegrzech. Tymczasem mój ulubiony muppet Janusz Kowalski zgubił gdzieś swoje leki i już kompletnie odleciał ze swoją obsesją na punkcie Tuska (który, uwaga, nagle nie jest już agentem niemieckim, ale rosyjskim). Kowalski odleciał już tak bardzo, że dopadł jakieś przypadkowe Ferrari na parkingu i próbował udowadniać że to samochód, który kupił sobie Tusk za nakradzione przez siebie pieniądze (prawdziwy właściciel Ferrari, nie będący oczywiście Donaldem Tuskiem, odpowiedział Kowalskiemu, że może jakby się zajął uczciwą pracą to też by sobie kiedyś mógł takie kupić).

Beata Kempa i Przemysław Czarnek nie są jednak jedynymi, którzy poczuli nagłą potrzebę przypominania wydarzeń na Wołyniu. Jacek Międlar, ksiądz który ewoluował w siewcę nienawiści alarmuje, że Polska jest ukrainizowana a nawet banderyzowana. Tymczasem Zbigniew Ziobro wciąż utrzymuje nad nim swój ochronny parasol, do tego stopnia, że to nie Międlar, ale prokuratorka która prowadziła przeciwko niemu śledztwo ma teraz problemy. Międlar, który otwarcie ją obrażał i w niezupełnie zawoalowany sposób jej groził – co jest przestępstwem ściganym z urzędu – doczekał się ze strony Ziobrowskich prokuratorów umorzenia śledztwa, podczas gdy samej prokuratorce koledzy chcą odebrać immunitet aby mogła odpowiadać przed sądem w sprawie wytoczonej jej przez Międlara – o oczernianie go i przekroczenie uprawnień.

Podczas jednak gdy rząd chroni swoich minionków, jest czujny aby nie pomagać rosnąć w siłę swojej konkurencji na prorosyjskim skrzydle polskiej polityki. Liderzy Konfederacji – tacy jak Janusz Korwin-Mikke – bez żenady wspierają putinowski reżim ale kiedy Grzegorz Braun próbował sabotować prace parlamentarnej komisji obrony został z niej, z wyjątkową zgodnością wszystkich stron politycznej sceny, wyrzucony na zbity bezmaseczkowy ryj – za jego usunięciem głosowało 438 posłów.

Sąd tymczasem nakazał przywrócenie do pracy sędziego Igora Tuleyę – nielegalnie zawieszonego przez nielegalną Izbę Dyscyplinarną. Oczywiście jego zwierzchnik, szef sądu z nominacji Ziobry – ma wyrok sądu w dupie i wciąż odmawia przestrzegania prawa. Najwyraźniej putinizacja polskiego wymiaru sprawiedliwości jest ważniejsza – podobnie jak orbanizacja polskich mediów. Po raz kolejny raporty branżowe pokazują, że rekordowe pieniądze ze spółek państwowych wpompowywane są pod pretekstem opłat za reklamy w pro-rządowe media. Rząd wciąż nie bardzo jakoś ma zapał do przecinania ekonomicznych powiązań z Rosją  – wiele polskich firm wciąż bez problemu działa w Moskwie i nie planują się wycofywać, do Polski wciąż płyną rosyjski gaz i ropa a wprowadzenie blokady rosyjskiego węgla zajęło ponad miesiąc, pomimo tego, że w odróżnieniu od ropy i gazu akurat bez rosyjskiego węgla Polska może sobie znakomicie dać radę. Mateusz Morawiecki próbował obwiniać o brak działań ze swojej strony Unię Europejską,  ale działania innych krajów – takich jak Litwa, która kompletnie odcięła się od kwietnia od rosyjskiego gazu – pokazują, że jak zwykle kłamał kiedy mówił o tym, że bez zgody Brukseli jest to niemożliwe.

Nie widać także żadnych działań na froncie przepływu towarów do Rosji i na Białoruś – rząd mówi, że nie może wprowadzić żadnych ograniczeń w trosce o Polskie tiry które jeżdżą do Rosji. Tu znowu obywatele musieli wziąć sprawy w swoje ręce i – z inspiracji jednego z Ukraińskich uchodźców – regularnie blokują przejścia graniczne, uniemożliwiając TIRom wwóz towarów na teren Białorusi.

Nie wszystko jednak w Polsce idzie po myśli Putina i jego miłośników. Sąd na przykład wreszcie skazał jednego z kierowców homofobusów na karę grzywny – więc już wiemy, że wożenie po mieście plansz z kłamstwami na temat homoseksualizmu jest złamaniem prawa. Tymczasem jednak Kaja *tfu* Godek, odrażająca twarz polskiego ruchu antyaborcyjnego, rozdaje straumatyzowanym kobietom uciekającym przed bombami ulotki po ukraińsku, z których wynika, że najgorszą zbrodnią i zagrożeniem dla pokoju na świecie jest aborcja. Również jeden z biskupów doszedł do wniosku, że w świetle straszliwych zbrodni za naszą granicą najlepszym tematem na kazanie będzie to, że najgorszą rzeczą na tym świecie jest  właśnie aborcja.

Jak widać wiele jeszcze pracy przed nami, zanim wrócimy do normalności. Oficjalne konto na Twitterze Trybunału Konstytucyjnego (przejętego przez PiSowskie marionetki) poinformowało na przykład drugiego kwietnia w specjalnie promowanym tweecie, że “17 lat temu, 2 kwietnia 2005 r., w Watykanie zmarł papież św. Jan Paweł II, wielki Polak – Karol Wojtyła”. Dopiero po tym, jak oburzenie rozlało się na całe internety na odczepnego puknęli jeszcze tweecika, że w tym samym dniu 25 lat temu uchwalono także obowiązującą konstytucję… Obserwując działania PiS można tylko westchnąć że Konstytucja RP z 1997 miała może wady, ale szkoda, że jej już z nami nie ma…


Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Zdjęcie uchodźców na polskiej granicy dzięki uprzejmości Martyny Sokołowskiej

Comments

comments

Dodaj komentarz