Tymczasem w Absurdystanie 240: Atmosfera w Polsce

Bruce Berrien CC2.0

W ostatnich tygodniach polska polityka przyśpieszyła tak bardzo, że – szczerze mówiąc – zwyczajnie nie nadążam. Po początkowej czkawce z nie do końca udanym przejęciem TVP, Polacy spodziewali się, że rząd Donalda Tuska troszkę utknie w błocie i zacznie buksować. Tymczasem wydaje się, że oni dopiero nabierają tempa i zajmują się coraz istotniejszymi sprawami – co wielu z nas naprawdę zaskoczyło. A że oczywiście Polska dalej jest podzielona jak nigdy przedtem, o ile większość przyjmuje to z radością, zwolennicy PiS reagują złością i frustracją. 

Zróbmy zatem krok w tył, i zamiast typowego dla tego cyklu kalejdoskopu pomniejszych wydarzeń, pozwólcie, że postaram się opisać atmosferę panującą w Polsce. Odwiedziłem kraj kilka tygodni temu i wszędzie gdzie się nie pojawiłem odnosiło się wrażenie, że ktoś wreszcie otworzył okno, żeby wywietrzyć zatęchły pokój. Większość ludzi wydaje się witać powiew świeżego powietrza z radością, ale są oczywiście tacy, którzy są tym oburzeni, bo zmiana władzy pokazała, jak bardzo są nadzy, i teraz przy otwartym oknie jest im zimno. 

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Rząd Tuska naprawdę nie zasypia gruszek w popiele, do tego stopnia, że ja osobiście już straciłem wątek – tyle działań podejmowanych jest z każdej strony. Tylko nowy minister sprawiedliwości, były RPO Adam Bodnar jednocześnie reformuje prokuraturę, stara się wyplewić sądy z pseudo sędziów z pisowskiego nadania i jednocześnie organizuje śledztwo w sprawie nadużyć przy wydawaniu pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, który Zbigniew Ziobro zamienił w prywatną sakiewkę na wydatki partyjne.

Praca Bodnara jest wyjątkowo trudna, bo jego decyzje są ciągle kwestionowane, bo tak długo jak na kluczowych stanowiskach pozostają ludzie z nadania PiS – nawet jeśli znaleźli się tam akurat zgodnie z prawem – odchodząca władza będzie robić wszystko, żeby zachować choć przyczółki w państwowych instytucjach. Bodnar musi de facto operować w środowisku, w którym są dwa równoległe systemy sprawiedliwości – ten PiSsowski, i ten legalny, uznawany przez międzynarodowe instytucje – a niemal każda decyzja sądu w kluczowej sprawie opiera się o dokładną analizę, które z poprzednich decyzji czy wyroków należy uznać za obowiązujące. Że o takich prostych zagrywkach jak podkradanie akt sprawy żeby weszły w ręce “słusznych” sędziów – jak to miało miejsce w przypadku sprawy Wąsika i Kamińskiego nie wspomnę.

Sytuacja jest tak zagmatwana, że można porównać ją do rozwiązywania plątaniny sznurków, w którym co któreś związane są przy pomocy węzła gordyjskiego. Bez cięcia nożem czasami zwyczajnie nie da się posuwać do przodu. Jak zaobserwował Ben Stanley, walijski dziennikarz i akademik żyjący od lat w Polsce, Polską demokrację można naprawić szybko, skutecznie albo zgodnie z prawem, ale tylko dwa z tych trzech punktów mogą wystąpić jednocześnie.

Inni ministrowie nie mają tak trudnej pracy, ale to nie znaczy, że nie wzięli się od razu do roboty. Ministerka edukacji Barbara Nowacka z kopyta przystąpiła do odkręcania destrukcji, którą wprowadzał do systemu edukacji jej poprzednik. Wśród proponowanych zmian znajduje się reforma myślenia o programie nauczania, w którym mniej ma być suchych faktów do wykucia na blachę, a więcej kształcenia umiejętności researchu, analizy i współpracy. Jednocześnie Nowacka chce zmniejszyć wpływ Kościoła na państwową edukację – na początek ogłosiła, że zmniejszy ilość lekcji religii do jednej tygodniowo. Z programu mają też zniknąć gnioty, które znalazły się tam tylko dlatego, że dotyczą – lub zostały napisane przez – Jana Pawła II. Przy okazji z listy lektur wylatują także pisowcy autorzy tacy, jak PiSowski wierszokleta Wojciech Wencel, który dramatyzował na Twitterze “Odchodzę, razem z Franciszkiem Karpińskim, Kazimierą Iłłakowiczówną, Tadeuszem Gajcym, Stanisławem Balińskim”. Aż mi się przypomniała taka zwrotka ze starej harcerskiej przyśpiewki:

Środkiem rzeki płyną równo
Cztery jabłka, jedno gówno.
“Kto to płynie”? – pyta żabka
Na to gówno: “To my, jabłka!”

Zarówno Donald Tusk jak i Radek Sikorski – który powrócił na stanowisko ministra spraw zagranicznych – podróżują po naszych politycznych partnerach, reanimując nasze relacje międzynarodowe – co także jest powiewem świeżego powietrza. Polski głos wreszcie znów jest słyszany w Europie – a raczej brany pod uwagę, bo jednego PiSowi nie można odmówić: robili dużo hałasu. Problem w tym, że nikt nie brał ich na poważnie. Już widziałem głosy zachodnich publicystów czy akademików, którzy mówili, że polska może mieć decydujący wpływ na kurs, który obierze Unia Europejska w związku z ryzykiem powrotu Trumpa do władzy za oceanem, co mogłoby oznaczać, że nasz kontynent zdany byłby sam na siebie w starciu z Putinem.

Nie w każdej sprawie jednak decyzje podejmowane są od razu. Rząd bliżej musi przyjrzeć się wielkim projektom PiS takim jak budowa elektrowni atomowej czy Portu Solidarności Baranów pod Łodzią. Szczególnie ten ostatni jest kontrowersyjni i nagle wszyscy Polacy stali się ekspertem w tej dziedzinie – tak jak zdarzało się to tylko chyba w czasach kiedy start Adama Małysza w zawodach czynił z całego narodu ekspertów w dziedzinie skoków narciarskich.

Budowa CPK z pewnością wymaga głębokiej analizy, bo o ile możemy faktycznie potrzebować nowego, wielkiego lotniska, być może akurat w tej wersji jest to po prostu jeszcze jeden projekt zbudowany na urojeniach o wyśnionej wielkości niczym przekop przez mierzeję wiślaną prowadzący do czwartorzędnego porciku na rzece w Elblągu. Przez lata rządów PiS nad projektem CPK pracowało, czy może zatrudnionymi było zacne grono sowicie opłacanych ludzi, jednak poza bardzo optymistycznymi renderami tego, jak będzie wyglądać przyszły terminal, jedyną realną rzeczą którą im się udało osiągnąć było nastawienie przeciwko sobie lokalnej ludności, od której za bezcen próbowali wykupić grunta rolne pod budowę infrastruktury, oraz wydanie 400 000 złotych na na remont ołtarza w lokalnym kościółku.

Rząd zapowiedział audyt, a tymczasem internet aż huczy od dyskusji. Jedni mówią, żeby zostawić tylko opóźniony o dekady projekt szybkiej kolei a zamiast budowy super-lotniska skupić się na rozwijaniu portu lotniczego w Modlinie czy Krakowie. Inni są za rozpoczęciem budowy, ale podejrzewają, że projekt jest znacznie przeskalowany i trzeba byłoby dostosować go do bardziej realistycznych prognoz ruchu lotniczego. A zwolennicy PiS uważają, że albo Tusk zbuduje CPK dokładnie tak, jak oni je sobie wymyślili, albo jest zdrajcą na niemieckim garnuszku – wiadomo.

Bezładne krzyki wydają się być jedynym, do czego w danym momencie zdolny jest PiS. Wygląda na to, że Kaczyński był całkowicie nieprzygotowany na  możliwość przegranej i nosi w sobie niesamowite pokłady złości na ten głupi naród, który przekreślił jego marzenia na zostanie emerytowanym zbawcą narodu. Wygląda na to, że poza utratą władzy, traci także powoli kontakt z rzeczywistością, o czym świadczyć może coraz bardziej chaotyczny bełkot jego wypowiedzi. Tylko w ostatnich tygodniach wyzywał swoich przeciwników politycznych od zdrajców, groził im więzieniem, piał o łamaniu konstytucji i sugerował, że Donald Tusk jest gotów na morderstwa polityczne. Fakt, że musiał wyjść poza swój bąbelek, bo po tym, jak dziennikarzom znów pozwolono na dostęp do polityków narażony jest także na niewygodne pytania spoza pracowników ze stajni Karnowskich, Sakiewicza czy Pereiry, zburzył jego pieczołowicie budowany wizerunek genialnego stratega, który zza ciemnych szyb swojej limuzyny planuje na trzy ruchy do przodu. W starciu z dziennikarzami łatwo traci kontrolę nad sobą, podnosi głos a nawet otwarcie im ubliża – a wydaje się, że niezdolny jest nawet do prostszych czynności, o czym świadczy niedawne wideo na którym kilku podwładnych na wyścigi asystuje mu w prostej czynności założenia płaszcza. Wydaje się, że Kaczyński powoli staje się dla PiSu tym, czym Korwin-Mikke jest dla Konfederacji – ojcem założycielem, któremu z jednej strony należy się szacunek, ale który jak tylko otworzy usta to pieprzy takie głupoty, że najlepiej byłoby go zamknąć w schowku na szczotki na grube miesiące przed wyborami.

To nie jest jednak tak, że PiS nie prowadzi jakichś spójnych działań. Widać, że nie bacząc na ironię przyjęli taktykę totalnej opozycji: nie oferują żadnej możliwości współpracy i tylko wrzeszczą na prawo i lewo że Tusk niszczy demokrację i że łamana jest konstytucja. Są już na etapie tworzenia własnego KOD, organizując demonstracje w obronie Trybunału Konstytucyjnego podczas której nazywają się “wolnymi Polakami”. Złośliwi mówią, że faktycznie są wolni, skoro osiem lat zajęło im zajarzenie, że Trybunału Konstytucyjnego trzeba bronić przed wpływami partii politycznych.

Na początku grozili także, że użyją prerogatyw prezydenta aby wykoleić prace parlamentu, co miałoby doprowadzić do przedterminowych wyborów, tą taktykę zarzucili jednak jak tylko pojawiły się pierwsze badania, z których wynika, że w kolejnych wyborach ponieśliby jeszcze bardziej sromotną porażkę. Dlatego w desperacji postanowili spróbować ustawić Dudę w pozycji męża stanu, który ma być takim ojcem narodu nawołującym do współpracy ponad podziałami. Duda udał się z wizytą do kilku afrykańskich państw a po powrocie zwołał radę gabinetową, żeby pisowskie media mogły przedstawiać go czy to jako kogoś, kto w polityce rozdaje karty, czy chociaż jako prezydenta wzywającego Tuska na dywanik. Tusk jednak wykoleił całą tą szopkę kiedy podczas owej rady gabinetowej poruszył sprawę posłuchów Pegasusem.

To dla PiSu w ostatnich dniach temat bardzo niewygodny, bo okazuje się, że mogli podsłuchiwać nie tylko swoich przeciwników politycznych ale nawet partyjnych kolegów – w tym samego premiera Morawieckiego. A jeśli, jak podejrzewają niektórzy, na podsłuchu był także prezydent Duda, to jeśli po tym, jak zrobił z siebie totalnego kretyna próbując uratować Wąsika i Kamińskiego przed odsiadką, okaże się to prawdą, to dla wszystkich już chyba będzie jasne, że Żulczyk w swojej ocenie prezydenta nie doszacował o kilka rzędów wielkości…

Z pewnością w najbliższych miesiącach dowiemy się o tym więcej, bo komisja sejmowa do spraw Pegasusa na dniach rozpocząć ma pracę (obok komisji do spraw Sasinaliów, która już działa od dłuższego czasu). Planowane są kolejne, oraz niezliczone ekipy prokuratorskie do badań nieprawidłowości, które miały miejsce chyba w każdym aspekcie działania państwa za poprzednich rządów. Ze szczątków informacji, które mamy już dziś, wynika, że kradzieże, korupcja i nepotyzm nie były tylko na niespotykaną wcześniej skale, ale wręcz na skalę, której nikt nawet w najczarniejszych scenariuszach się nie spodziewał. Nowy rząd wydaje się być cięty na to, aby nikomu tym razem to nie uszło na sucho, bo ma w pamięci to, czym skończyło się niedoprowadzenie Zbigniewa Ziobro przed Trybunał Stanu w 2015 roku.

Ale to nie jest tak, że Tusk w każdą stronę ma z górki. Jego życie nie jest usłane różami. Po tym, jak okazało sie, że z finansami państwa nie jest aż tak dobrze jakby to można było wywnioskować ze stand-upów Glapińskiego, zapewne będzie trzeba zarzucić kilka złożonych obywatelom obietnic. Problem rolników i transportowców protestujących w sprawnie nieuczciwej konkurencji z Ukrainy też trzeba będzie rozwiązać, co wymagać będzie umiejętnego balansowania na linie rozpiętej między Ukrainą a Brukselą, uważając jednocześnie żeby nie podlewać paliwa rosyjskiej propagandzie. Już pojawiają się także protesty w sprawie tego, że na granicy z Białorusią nic się nie zmienia i dalej w wyniku nielegalnych działań Straży Granicznej giną tam ludzie. No i nie zapominajmy o tym, że koalicja z Lewicą też nie będzie dla Tuska łatwa. Owszem, to Platforma zdobyła najwięcej (po PiSie) głosów, ale musimy pamiętać, że wiele głosów na PO to były strategicznie oddawane głosy wyborców oczekujących spełnienia postulatów lewicowych. Świadom tego, że do władzy doszedł między innymi dzięki Strajkowi Kobiet, Tusk postawił na spełnianie wielu z jego postulatów, co w rezultacie spowodowało że odstawieni na boczny tor poczuli się mężczyźni. I to nie jest żadna teoria spiskowa samców alfa którzy nawąchali się pierdów prawicowych guru na YouTubie – jest w Polsce wiele problemów dotyczących mężczyzn które wymagają pilnego zaadresowania. To mężczyźni popełniają najwięcej samobójstw. To ich w większości dotyczy problem bezdomności. I to oni, po odwróceniu przez PiS reformy systemu emerytalnego, będą musieli pracować o pięć laty dłużej choć zwykle umierają znacznie młodziej niż kobiety. I to wciąż tylko ich dotyczy kwalifikacja wojskowa, więc to oni będą musieli stawić się pod bronią jeśli faktycznie dojdzie do konfrontacji zbrojnej z Rosją.

Tymczasem przedstawiciele koalicji rządzącej, a szczególnie przedstawicielki lewicy, wydają się problemy mężczyzn lekceważyć, a Anna-Maria-Korwin-Żukowska (bo taką dostała już ksywkę w internecie) wręcz otwarcie kpi w internecie z mężczyzn mówiacych o tym, co dla nich ważne. Ministra Katarzyna Kotula owszem, przyznaje, że wcześniejsze emerytury dla kobiet to dyskryminacja, ale żeby coś w tej kwestii zrobić to już nie. Jeśli takie jest stanowisko ministry do spraw równości, to kiepsko to widzę.

O kwestii dyskryminacji mężczyzn mówiliśmy z Magdą Lasotą w jednym z naszych ostatnich podkastów

A widzę to głównie kiepsko dlatego, że młodzi mężczyźni o nieskrystalizowanych jeszcze poglądach politycznych, zderzając się z chamstwem i bezczelnością Żukowskiej zaczną szukać zrozumienia gdzie indziej. A na to czeka już – przy grillu i piwku – Sławomir Mentzen i jego koledzy z Konfederacji – wśród wyborców której już dziś dominują młodzi mężczyźni.

Ogólnie jednak rząd Donalda Tuska wydaje się podążać w dobrym kierunku i ostro wziął się za odbudowywanie tego, co PiS zniszczył. Pracuje też nad postawieniem odpowiedzialnych za to przed obliczem sprawiedliwości. W dużej mierze mogą pozwolić sobie na ignorowanie wrzasków wściekłych PiSowców, bo ta ekspresja bezsilności polanej sowicie hipokryzją nie tylko nie stanowi zagrożenia, ale wręcz szkodzi interesowi PiSu odstraszając od tej partii mniej sfanatyzowanych wyborców. Musimy jednak pamiętać, że PiS odspawano od władzy tylko dlatego, że po latach dociskania sprężyny w stronę kościelną, konserwatywną, antyeuropejską i zamordystyczną, sprężyna odbiła z niesamowitą siłą. I Tusk raczej nie może liczyć na to, że zatrzyma się na jego pozycji. Polacy domagają się daleko posuniętych reform socjalnych, ekonomicznych i obyczajowych.

I jeśli Platforma chce utrzymać się do władzy, musi wyjść na przeciw tym oczekiwaniom. Polityka ciepłej wody w kranie już nie wystarczy.


Tekst opublikowano w portalu Britské Listy
Zdjęcie: Bruce Berrien via Wikimedia (CC 2.0)

 

Comments

comments

Dodaj komentarz