Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie odcinki
Wygląda na to, że polska służba zdrowia ma już wreszcie trudne czasy za sobą. Jarosław Kaczyński miał ostatnio pewne problemy z kolanem (pewnie nadwerężył je sobie pisząc na nim te wszystkie ustawy, a następnie przepychając je buciorem przez parlament). Czy wyznaczono mu termin operacji za trzy lata? Nie, przyjęto go do szpitala w przeciągu kilku dni. Jest znacznie lepiej, choć jak widzicie, nawet sam Prezes musi troszkę poczekać! Ale to oczywiście nie znaczy, że został pozostawiony samemu sobie. Tam, gdzie inne instytucje państwowe nie dają rady, do pomocy wkracza wojsko. I tak wojsko (w osobie generała Grzelaka, kierownika Wojskowego Instytutu Medycznego) dostarczyło mu do domu kule, które pomagają mu się poruszać w oczekiwaniu na operację. A może być pewny, że operować go będą najodważniejsi lekarze. Bo powiedzmy sobie szczerze, po tym, jakie piekło zgotował lekarzom, którzy zajmowali się jego ojcem Zbigniew Ziobro operowanie kogoś z wierchuszki PiS wymaga wyjątkowej odwagi…
Ale może sprawy mają się ku lepszemu? Może, przynajmniej w służbie zdrowia, nie liczy się już tylko służalczość wobec partii rządzącej a faktyczne umiejętności i kwalifikacje? Młody pediatra, dr Ciemięga, pozwał inżyniera Jerzego Ziębę, znanego szarlatana i proepidemistę, po tym, gdy ów oskarżył go o to, że zadaje krzywdę dzieciom szczepionkami. W rezultacie spotkał się z falą internetowej nienawiści ze strony wyznawców Zięby, ale udało mu się ustalić tożsamość dziewięciu hejterów, którymi teraz, obok ich idola, zajmuje się prokuratura. Można by się spodziewać, że z racji tego, że Jerzy Zięba zapraszany jest do TVP i Polskiego Radia jako ekspert, taki atak na PiSowskiego pupila spotka się z jakimiś reperkusjami. A tymczasem na razie nic nie słychać. Ani się nie okazało, że dr Ciemięga brał łapówki, ani nie są podważane jego kompetencje, nawet Wojciech Sumliński nie oskarża go o współpracę z WSI słowami popularnych pisarzy… Zmiana na lepsze?
Okazało się także, że protest rodziców niepełnosprawnych to też tylko zwykłe nieporozumienie. Oni przecież dostaną te swoje 500 złotych, tylko w formie artykułów medycznych i ulg podatkowych. Po prostu nie są na tyle godni zaufania, aby dostać do ręki gotówkę. Wygląda na to, że komuś w PiSie się pomyliło i zrozumieli, że to rodzice, a nie dzieci, są upośledzeni umysłowo.
Na szczęście reszta Polaków, szczególnie tych niewiele zarabiających a mających wiele dzieci (tak się składa, że w dużej mierze pokrywających się z bazą wyborczą PiS) jest jak najbardziej godna zaufania i swoje 500+ dostaje do ręki. Dzięki temu wielu z tych, którzy nie mogli sobie na to pozwolić wcześniej, może w pełni skorzystać z długiego weekendu i całe 9 dni spędzać na łonie natury z grillem i piwkiem. Wliczając w to piątek, bo biskupi udzielili wiernym dyspensy na jedzenie kiełbasy w dzień (przynajmniej teoretycznie) postny. I nikogo to nie dziwi.
A skoro nikogo to nie dziwi, że Kościół nagina boskie zasady z góry zdając sobie sprawę z tego, że oczekiwanie od Polaków rezygnacji z mięsnego grilla w długi majowy weekend jest sprawą z góry przegrane, to nikogo chyba nie zdzwi również fakt, że nie zawahają się przed naginaniem praw ziemskich kiedy są im one niewygodne? GDPR, nowe europejskie prawo dotyczące ochrony danych osobowych, które zaczyna obowiązywać 25-tego maja, nie zrobiło na Kościele zbyt dużego wrażenia. Wypuszczono jedynie kilka dekretów, z których jasno wynika, że Kościół nie zamierza się rozstawać z nagromadzonymi przez lata informacjami o Polakach. GDPR na przykład nakłada na administratora danych osobowych obowiązek usunięcia ich na wniosek osoby zainteresowanej, z wyjątkiem sytuacji, w których owe dane są niezbędne dla funkcjonowania danej instytucji. Kościół uznał, że dane owe są dla niego niezbędne praktycznie zawsze, bo przecież nawet apostaci mogą się kiedyś nawrócić i wtedy Kościół będzie potrzebował tych wszystkich informacji, aby należycie powitać swoich marnotrawnych synów…
Jest jedna osoba o której wszyscy chcieliby już dawno zapomnieć ale również w tym przypadku nie jest to łatwe. Regularnie goszczący na naszych łamach Bartłomiej Misiewicz, były przydupas byłego ministra Macierewicza, znowu zaistniał w mediach po tym, jak jedna z prawicowych gazet oskarżyła go o udział w skandalu korupcyjnym. Misiewicz oczywiście zaprzecza tym oskarżeniom i grozi pozwami. Wygląda na to, że nie szybko zniknie z gazet.
Z głowy mamy natomiast Mateusza Kusznierewicza. Projekt promocji Polski poprzez pływanie łódką po świecie osiadł na mieliźnie zanim na dobre wystartował. Polska Fundacja Narodowa, organizacja specjalizująca się w promowaniu naszego kraju poprzez strzelanie sobie w stopę, ogłosiła zakończenie współpracy z Kusznierewiczem, który według nich okazał się niegodny zaufania. Ciekawe co mieli na myśli – czyżby nie był wystarczająco gorącym zwolennikiem PiS? Organizacja Kusznierewicza w odpowiedzi opublikowała oświadczenie, w którym oskarża PFN o doprowadzenie jej do bankructwa – pracowali oni ciężko nad przygotowaniem jachtu do rejsu, a Fundacja nawet im go nie kupiła! W sumie to pokazuje jak bardzo nie znam się na podróżowaniu – ostatnio noszę się z pomysłem zakupu auta dostawczego i przerobienia go na kampera, a wychodzi na to, że jeśli chciałbym zrobić to profesjonalnie, to najpierw powinienem go przerobić, a dopiero potem kupić…
Rządowe próby promowania wizerunku Polski generalnie nie idą najlepiej. I co się dziwić, skoro rząd nie może zaufać nie tylko Kusznierewiczowi ale i własnym dyplomatom. Wyszło na jaw, że MSZ odnotował blisko 100 przypadków oczerniania Polski. Dyplomaci jednak, zamiast donieść do prokuratury, do czego zobowiązuje ich nowa ustawa o IPN, próbowali wpływać na sytuację metodami dyplomatycznymi. Z jednej strony miło słyszeć, że ktoś w MSZ jeszcze zachował resztki zdrowego rozsądku, z drugiej jednak można ich teraz pociągnąć do odpowiedzialności z racji niedopełnienia obowiązków służbowych: urzędnicy nie są od tego, żeby decydować, czy dana ustawa jest debilna, nawet jeśli wszyscy wiedzą, ze jest. Urzędnicy są od przestrzegania obowiązującego prawa.
No i jeszcze ta sprawa z pomnikiem. Amerykanie nie szanują pamięci 22 000 zamordowanych przez Sowietów w Katyniu. Jersey City chce usunąć poświęcony im pomnik, argumentując, że figura człowieka z wbitym w plecy bagnetem nie do końca nadaje się jako dominanta w popularnym wśród matek z dziećmi parku nad wodą. Próbują znaleźć dla niego inną godną lokalizację. Marszałek Senatu próbował interweniować i w rezultacie został nazwany “pośmiewiskiem, znanym antysemitą i skompromitowanym człowiekiem, który podważa Holokaust”. Najwyraźniej burmistrz Jersey nie słyszał, że Polska ma najlepsze w historii relacje z USA, na szczęście zalew wulgarnych komentarzy prawicowych internautów szybko pokazał mu, za co należy szanować Polaków. I tak właśnie byliśmy świadkami kolejnego oszałamiającego PR-owego sukcesu rządu i polskiej prawicy.
Mariusz Muszyński, nielegalnie wybrany na sędziego-dublera Trybunału Konstytucyjnego także chętnie by sobie pousuwał – bardzo uwiera go Rzecznik Praw Obywatelskich. Po tym, jak okazało się, że w wyniku nielegalnych zmian jedną ze spraw wniesionych przez RPO zajmować się będzie skład złożony z nielegalnie wybranych sędziów, Rzecznik postanowił wycofać sprawę z Trybunału. Musiało to być oczywiście formalnie przyklepane przez sędziów i tu “sędzia” Muszyński zaskoczył wszystkich wychodząc ze zdaniem odrębnym, z którego wynika, że RPO Adam Bodnar musi odejść. Spotkało się to z powszechnym zdziwieniem, bo do niedawna przyjęte było, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego powinni wykazywać się wybitną znajomością prawa, a występowanie ze zdaniem odrębnym tylko po to, żeby sobie pomarudzić w sprawie, w której TK nie ma nic do powiedzenia jest, łagodnie rzecz mówiąc, dość idiotyczne. To tak, jakby w ustawie o budżecie zawrzeć przepis na szarlotkę.
A nie było to oczywiscie jedyne niekonwencjonalne zachowanie polityka prawicy w ostatnim czasie. Podczas dyskusji w jednym z programów TVP pojawił się temat włączenia oddziału husarii do Kompanii Reprezentacyjnej WP. Pomysł spotkał się z powszechnym aplauzem, bo, jak wiadomo, husaria to jeden z fetyszy nowego prawicowego patriotyzmu, a gości o odmiennych poglądach raczej się do TVP nie zaprasza. Jeden z uczesnitków dyskusji poszedł nawet o krok dalej i zaproponował, aby skrzydlatych jeźdźców przywrócono także do codziennej służby w naszej armii. Według niego, jest to “poważna koncepcja” a husarze mogą być ważnym elementem naszej obrony. Wystarczy tylko zastąpić konie quadami.
W sumie jestem sobie w stanie wyobrazić jakby to działało. Bądź co bądź, skrzydła u oryginalnych husarzy miały być głównie elementem broni psychologicznej – miały budzić postrach w szeregach wroga. Dziś czasy są inne, więc kiedy na polu bitwy pojawiłaby się ekipa na quadach ze sterczącymi nad ich głowami anielskimi skrzydłami, wróg raczej by się rozbawił niż przestraszył. Ale czy to jest takie istotne czy eliminacja siły żywej nieprzyjaciela będzie miała miejsce w wyniku tego, że umrze on ze strachu, czy w wyniku tego, że pęknie on ze śmiechu? W końcu liczy się chyba efekt, prawda?
Jeśli komuś nie brakuje odwagi i nie boi się pęknięcia ze śmiechu, może zapoznać się z esejem profesora Zybertowicza, prezydenckiego doradcy. Wyczytamy w nim, że tylko PiS może uratować nas przed “zwichrowanym okołoglobalistycznym walcem demoliberalnych konwulsji”. We wcześniejszej swojej książce profesor ostrzegał: “Są w toku i nabierają tempa procesy, których splot z dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do gatunkowej lub fizycznej eksterminacji ludzkości. Eksterminacja gatunkowa może przybrać różną postać – koniec świata ludzkiego takiego, jaki znamy, tj. z ludzką, cielesną, świadomą osobą, która zostałaby zastąpiona to przez formy mniej lub bardziej poddane cyborgizacji, to różnorakie świadome byty hybrydowe (np. zwierzęco-ludzkie), aż po umysłowość czysto wirtualną, cyfrową”. Ostatnia nasza nadzieja w PiSie, inaczej przestanie istnieć nie tylko Naród Polski, ale nawet i “narodowotwórcza tkanka, zdolna do patriotycznego zrywu”. Tu muszę zgodzić się z Adamem Leszczyńskim z Oko.press: niech prof. Zybertowicz napisze jakąś cyberpunkową powieść Science Fiction – czytałbym, tak jak ostatnio przeczytałem “Pieprzony Los Kataryniarza” autorstwa Ziemkiewicza. Swoją drogą, Ziemkiewicz w polskim Science Fiction to taki anty-Lem. Lem przewidział przyszłość, a potem stał z boku i ją z niesmakiem obserwował. Ziemkiewicz przewidział Polskę rządzącą przez katolickich oszołomów, którzy wycierając sobie gęby patriotyzmem wysługują się międzynarodowym siłom a teraz na głowie staje, aby jego wizja była prawdziwa…
No, ale nie odbiegajmy zbytnio od tematu. Czy profesor Zybertowicz, czy Stanisław Lem (bo jednak ostatnio niekoniecznie Ziemkiewicz) przemawiają do swoich odbiorców językiem bogatym i opierającym się o założenie, że odbiorca posiada pewien poziom edukacji. Kotrolowana przez PiS TVP wydaje się być kierowana dziś wyłącznie do kompletnych idiotów. Potwierdził to nawet Stanisław Piotrowicz na spotkaniu z wyborcami przyznając, że “przekaz razi ludzi inteligentych”. Niechętnie na to, co wyprawia w TVP Kurski patrzą nawet liczni zwolennicy PiS. Ale decydenci najwyraźniej wzięli sobie do serca powiedzenie, że w demokracji trzech idiotów może przegłosować dwóch geniuszy i postanowili podporządkować partyjną propagandę tej właśnie strategii zdająć sobie sprawę, że przekonywanie ludzi inteligentnych do swoich racji może być, po kolejnych pokazach PiSowskiej hipokryzji, zadaniem coraz bardziej niewdzięcznym.
Tymczasem jednak ci, którzy na antenie TVP nie znajdują niczego, co by ich interesowało, zaczynają mieć trudności w docieraniu do interesujących ich propozycji w inny sposób. Oczywiście daleko nam jeszcze do Rosji czy Węgier, w których prasa niezależna od rządu lewdo już dziś zipie, ale taki na przykład legendarny szwedzki zespół blackmetalowy Madruk w Polsce koncertu nie zagrał. Po tym jak wbrew oczekiwaniom lokalnych działaczy PiS organizatorzy nie ulegli i nie odwołali koncertu z własnej woli, do lokalu włamali się nieznani sprawcy, którzy ukradli wodomierz i kawałek rury. Dziwnym zbiegiem okoliczności następnego ranka w pobliżu przechodził Sanepid i postanowił wpaść na kontrolę, w wyniku której klub zamknięto z braku dostępu do bieżącej wody.
Alternatywną wersję wydarzeń przedstawia reprezentująca właścicieli budynku Ewa Stefanowska-Ożóg: według niej klub nie wywiązywał się z utrzymywania otoczenia w czystości mimo wielokrotnych monitów, i dlatego w trybie natychmiastowym rozwiązano z nim umowę. A rurę usunięto jako pierwszy krok do rozbiórki budynku – na jego miejscu planowany jest hotelowy parking. Co ciekawe, Stefanowska-Ożóg jest znaną w mieście katolicką aktywistką. Ale to też zapewne dziwny zbieg okoliczności.
Na szczęście Polska nie jest jeszcze całkowicie podzielona na dwie części. Są jeszcze kwestie, które łączą ludzi ponad podziałami. Na przykład Radosława Sikorskiego z PO z Antonim Macierewiczem z PiS łączy wspólne marzenie o wyburzeniu Pałacu Kultury i Nauki. Dopiero pomysły na to, czym zastąpić ten kultowy budynek, różnią obu panów. Ten drugi chce zastąpić go gigantyczną “Kolumną Chwały zwieńczoną figurą Matki Boskiej Hetmanki Polski”, miałoby to upamiętniać zwycięstwo Polski w wojnie z Bolszewikami w 1920, które rzekomo nie byłoby możliwe bez matko-boskiej interwencji.
W sumie jest w tym pewna ironia: nawet Józef Stalin darował Polakom Pałac KULTURY i NAUKI. Wszystko, co ma do zapropnowania PiS to patriotyczne mity i religijne zabobony…
Tekst ukazał się w portalu Britske Listy
Obraz: “Atak Husarii”, Stanisław Kaczor-Batowski