W dzisiejszym odcinku poruszać będziemy tylko tematykę finansową. Sektor bankowy stał się w ostatnich dniach tematem numer 1 w naszym kraju. I wcale nie dlatego, że PiS wciąż trąbi o Amber Gold, który nazywają (jak zaraz zobaczycie, niesłusznie) największą aferą III RP. Owszem, od trzech lat próbują podczepić pod tą aferę Tuska, ale powiedzmy sobie szczerze: jakby naprawdę coś na niego było, to już by to wykorzystali. Choćby stawać na głowie, nie poradzi się jednak nic, że jedynym powiązaniem byłego premiera z tą piramidą finansową jest fakt, że afera miała miejsce podczas jego rządów, a jego syn przez pewien czas pracował w jednej z powiązanych z Amber Gold spółek.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Tak czy tak, wciąż się nie poddają. Parlamentarna komisja do spraw Amber Gold, której jedynym celem wydaje się obrzucanie Tuska gównem w nadziei, że coś się jednak przyczepi, wezwała go ponownie. Idę o zakład, że teraz tego żałują. Jej szefowa Małgorzata Wasserman dwoiła się i troiła aby telewidzowie odeszli od odbiorników z przekonaniem, że nawet jeśli nic mu nie można zarzucić, to jest moralnie odpowiedzialny za to, że setki ludzi straciły oszczędności swojego życia. Tusk tymczasem otwarcie pokpiwał sobie z niej i jej kolegów i wykorzystywał każdą możliwość aby krytykować rządy PiS. Najlepsze momenty można obejrzeć poniżej:
Nic dziwnego, że w obozie Dobrej Zmiany widać już panikę. Jeśli Tusk zdecydowałby się na powrót do polskiej polityki, to prawica nie ma nikogo, kto byłby w stanie stawać w szranki na tym poziomie. Histerię już widać w pisowskiej prasie:
[Nasza analiza] Pierwsze objawy paniki. pic.twitter.com/BxxPJU0rfn
— TVΠ Korea 🇰🇵 💯 (@tvpiKorea) 18 listopada 2018
(zwróćcie uwagę, jak podkolorowano w fotoszopie jego fryzurę. Bo przecież nawet dzieci wiedzą, że rudy, to fałszywy, nie? Taki mamy w kraju poziom dyskusji… )
Minęło kilka dni i założę się, że Małgorzata Wasserman żałuje, że z taką pasją przypominała telewidzom o tym, że za to, co dzieje się w Komisji Nadzoru Finansowego osobiście odpowiada premier. I nawet nie chodzi o to, że to PiS przez długie lata walczył o to, aby jej możliwości kontrolowania instytucji parabankowych były ograniczone, bojąc się, że wyjdą na jaw ich machloje w SKOK – przekręt z wyprowadzaniem pieniędzy z tych instytucji przez prominentnych działaczy PiS bije na głowę wszelkie Amber Gold
Przypominanie o tym, że dziś to Morawiecki odpowiada za to, co dzieje się w KNF okazało się bardzo niewygodne w kontekście rewelacji upublicznionych przez Leszka Czarneckiego, który udostępnił nagrania ze swojej rozmowy z szefem tej instytucji jaką odbył w marcu tego roku. Jego sytuacja nie była łatwa, bo bankowe interesy Czarneckiego delikatnie mówiąc niezupełnie kwitną. KNF jeszcze dodatkowo utrudniła wyprowadzenie ich na prostą zmieniając zalecenia w taki sposób, że aby uchronić je przed upadkiem trzeba było dokapitalizować je znaczną sumą. Chrzanowski zaproponował Czarneckiemu układ: jeśli zatrudni za skromne 40 000 000 złotych poleconego mu prawnika, KNF poluzuje nieco śrubę, co pozwoli Czarneckiemu przeprowadzić restrukturyzację. W przeciwnym razie nacisk jeszcze zostanie zwiększony a banki, jako zagrożone upadkiem, przejmie za symboliczną złotówkę państwo. Innymi słowy nastąpił oczywisty szantaż: albo płacisz haracz w wysokości 1% wartości swojego banku, albo Ci go zabierzemy.
Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Sprawa okazała się bardzo rozwojowa a media co rusz pokazują gdzie sięgają kolejne macki PiSowskiej ośmiornicy, próbującej kontrolować wszystko, co dzieje się na styku biznesu z polityką. Wyszły na jaw także przepychanki o władzę: Mateusz Morawiecki, któremu mianowany jeszcze przez Beatę Szydło Chrzanowski nie jest na rękę siłuje się na rękę z jego protektorem Adamem Glapińskim, szefem NBP i jednym z najbliższych współpracowników Kaczyńskiego.
Ciekawe są także wątki poboczne. W nagranej przez Czarneckiego rozmowie można usłyszeć o tym, że parę lat wcześniej Grzegorz Bierecki, dziś senator PiS i szef Komisji Finansów Publicznych i Budżetu, a podówczas mózg akcji wypompowywania pieniędzy ze SKOKów, chciał zdeponować w banku Czarneckiego 70 000 000 zł. Czarnecki odmówił, podejrzewając, że pieniądze mogą pochodzić z przekrętów w SKOKach i poinformował o zajściu KNF. Oczywiście nic z tego nie wyszło, prawdopodobnie dlatego, że Chrzanowski, protegowany Glapińskiego i wspierany przez Biereckiego, niedługo po objęciu stanowiska w KNF zwolnił ludzi zajmujących się tym, co dzieje się w SKOKACH.
Kolejnym ciekawym aspektem sprawy jest to, że kiedy Czarnecki nie zdecydował się skorzystać z intrantnej oferty zatrudnienia szerzej nieznanego “eksperta” za jedyne 40 000 000 zł, ów znalazł zatrudnienie w banku należącym do Zygmunta Solorza. Dziwnym trafem to mniej więcej wtedy Polsat, będący dotychczas jednym z najbardziej bezstronnych mediów w naszym kraju, zaczął dziwnie przychylnie patrzyć na rządy Dojnej Zmiany. Co więcej po tym, jak Czarnecki ujawnił swoje nagrania, sejm w szaleńczym tempie, chaotycznie i nie do końca legalnie, przegłosował poprawki do prawa bankowego, umożliwiające przejmowanie upadających banków za złotówkę przez inne banki. Czyli teoretycznie gdyby Czarneckiemu nie udało się wyprowadzić swoich banków na prostą, za złotówkę mógłby przejąć je na przykład Solorz…
W związku z tym, że Chrzanowski był protegowanym Glapińskiego, również NBP znalazł się pod lupą. Zwrócono uwagę na to, że ostatni rok zakończył ze stratą 2 500 000 000, a posiadane przez niego złoto również znacząco straciło na wartości. OK, sytuacja polityczna i ekonomiczna Polski nie jest może taka super w ostatnich latach, ale już to, że pomimo zmniejszenia zatrudnienia wydano ponad 9 000 000 więcej na wynagrodzenia niejednego zdziwiła. Jak do tego mogło dojść dowiedzieliśmy się niedawno, kiedy wyszło na jaw, że z okazji obchodów stulecia odzyskania przez nasz kraj niepodległości niemal wszyscy zatrudnieni w NBP otrzymali okolicznościowy bonus w wysokości 6000 zł.
Zresztą Adam Glapiński dba nie tylko o swoich własnych pracowników. Okazało się, że zarekomendował 30 letniego Kacpra Kamińskiego na ciepłą posadkę w Banku Światowym w Waszyngtonie. Ojciec Kacpra, Mariusz, tak się składa, jest ministrem koordynatorem służb specjalnych, na którym PiSowi zależało tak bardzo, że kiedy tylko sąd pierwszej instancji skazał go na więzienie za nadużycie władzy, prezydent Duda z pogwałceniem konstytucyjnej zasady trójpodziału władzy w ekspresowym tempie go ułaskawił, nie czekając nawet na ostateczny wynik. Mama Kacpra z kolei zatrudniona jest w NBP. Jako podwładna Glapińskiego zarządza tam jednym z departamentów.
Marek Kamiński zaprzecza, jakoby doszło do jakiegokolwiek nepotyzmu i grozi sądem tym, którzy odważyliby się coś takiego twierdzić. Mnie się do sądu nie spieszy, więc po prostu pozwolę sobie przytoczyć kilka faktów:
- Adam Glapiński załatwia pracę synowi Kamińskiego, w kierowanej przez niego instytucji pracuje także jego matka
- Marek Chrzanowski, protegowany Glapińskiego, zostaje oskarżony o jedną z największych propozycji korupcyjnych w historii Polski.
- Rozpoczyna się śledztwo, prowadzone przez instytucje nadzorowane przez Kamińskiego. Chrzanowski przebywał akurat w Singapurze, ale został wezwany do kraju. Pomimo tego nie aresztowano go na lotnisku – pozwolono na to, aby udał się do swojego biura i spędził tam dość długi czas. Dopiero kilka godzin po nim do biura wchodzą agenci. Dom Chrzanowskiego przeszukano jeszcze później.
- Dla porównania: mężczyźnie oskarżonemu o to, że ubrał pomnik Kaczyńskiego w koszulkę z napisem “Konstytucja” policja wparowała na chatę bladym świtem już następnego dnia. Również Frasyniuka doprowadzano na przesłuchanie w kajdankach i z towarzyszeniem kamer.
Jakby powiedział Antoni Macierewicz: “przypadek? Nie sądzę”.
Ale choć Komisja Nadzoru Finansowego i kontrolujące ją instytucje nie działają jak trzeba, są jeszcze w tym kraju ludzie, którzy wykonują swoją pracę należycie. Posłuchajcie historii ku pokrzepieniu serc:
Jest leniwy wieczór w jednym z niewielkich miasteczek północnej Polski. Właściciel warsztatu samochodowego własnie zakończył pracę, zamknął biuro i skierował się w stronę wyjścia. W tym momencie na plac wjeżdża samochód, z którego wychodzą dwie kobiety i błagają o pomoc: własnie mają wyjechać w dłuższą trasę, a w ich samochodzie oświetlenie nie działa tak jak trzeba. Na szczęście jeden z mechaników, który nie poszedł jeszcze do domu, zgodził się zobaczyć, co da się zrobić. Poprawił poluzowany kabelek i wymienił przepaloną żarówkę – ponieważ warsztat nie prowadzi ich sprzedaży użył w tym celu swojej prywatnej, którą miał akurat w bagażniku swojego auta. Kobiety nie mogą się nadziękować swojemu wybawicielowi: “Ile jesteśmy winne?” – pytają. “Nie wiem” – odpowiada mechanik – “dacie dychę i będziemy kwita”.
Wtem: nagły zwrot akcji. Kobiety okazują się być kontrolerkami urzędu skarbowego. Cała akcja była prowokacją. Mechanik ląduje w sądzie, który wykazuje się zdrowym rozsądkiem i choć przyznaje rację, że teoretycznie doszło do niewielkiego naruszenia prawa, nie uważa, żeby należało kogokolwiek karać za zwykłą, ludzką życzliwość. Urząd skarbowy odwołuje się, mechanik po raz kolejny nie otrzymuje żadnej kary, ale szefowa urzędu nie daje za wygraną i odwołuje się ponownie… I pomysleć, że jest to akurat ten oddział fiskusa, który szczyci się tytułem “Urzędu Przyjaznego Przedsiębiorcy“…
Z drugiej strony trochę się nie dziwię, że skarbówka tak desperacko próbuje łatać nawet najmniejsze szczeliny, którymi wyciekają pieniądze z budżetu. Rząd ma wydatki.
Choćby pensję Beaty Szydło. Nikt nie wie, jakie są jej obowiązki, nie istnieją żadne dokumenty mówiące o tym, czym ona się zajmuje, jednak wciąż pobiera pensję i wozi się (głównie do domu) kolumną rządowych limuzyn na sygnale.
Żołnierzyki Macierewicza również okazały się wyjątkowo kosztowne: jak informuje Polityka utrzymanie jednego żołnierza WOT kosztuje 135 000 zł rocznie – ponad dwukrotnie więcej niż zwyczajnego zawodowego żołnierza. Nawet elitarny komandos kosztuje budżet państwa mniej niż 100 000 złotych…
Tymczasem policjanci już od trzech lat zajmują się pilnowaniem domu wiceministra Jarosława “Konfetti” Zielińskiego. Jednak nawet to nie zaspokaja jego potrzeby czucia się ważnym, dlatego podczas imprez publicznych każe niektórym ze swoich podwładnych przebierać się za agentów BOR i udawać jego ochronę.
Ciekawy jest także przypadek kolbuszowskiego starosty, który stracił pozycję i dzięki temu dostał odprawę w wysokości lekko licząc kilkudziesięciu tysięcy złotych. Już dwa dni później został jednak przywrócony na to stanowisko – tym razem dorabiając sobie do emerytury. Koleś, który go zastąpił też nie ma powodów do narzekania – za jeden dzień pracy należała mu się odprawa w wysokości 15 000 złotych.
Mam nadzieję, że przynajmniej dyrektor Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska również może liczyć na sutą odprawę. Bo w jej przypadku, po tym, jak ośmieliła się skrytykować szkodliwy wpływ na przyrodę PiSowskiego flagowego planu kopania kanału przez mierzeję wiślaną raczej wątpliwe, że dostanie swoją pracę z powrotem…
I tak to się żyje w tym kraju. Wszystkie te wyskoki PiS muszą być fundowane z kieszeni podatnika. A nierzadko oczekuje się od niego, że jeszcze dorzuci coś do kapelusza, tak jak wtedy, kiedy samolot Lot miał awarię w Pekinie a przedstawiciele linii lotniczej nie mieli jak zapłacić mechanikowi i zrobili w tym celu zrzutkę wśród pasażerów.
No, ale dość tego narzekania. W końcu PiS nie raz mówił nam, że nas stać. Polska to kraj wielkich możliwości, każdy może tu zbić fortunę. Zobaczcie na tego sympatycznego chłopaka, z którym wywiad przeprowadził portal Money.pl: zaczynał od roznoszenia ulotek, a dziś jego majątek szacuje się na 4.5 miliarda! Jeśli jemu się udało, to i Ty tak możesz! Owszem, fakt, że ów chłopak nazywa się Kulczyk a miliardy odziedziczył po ojcu, największym oligarsze III RP z pewnością mu pomogły. Ale to nie powód, żeby się poddawać: to są złote czasy dla tych, którzy potrafią dostrzec swoją szansę. Owszem, wszystko drożeje (opłaty za prąd mogą wzrosnąć w przyszłym roku nawet o 60%), ale za to przynajmniej banki można dziś kupić już za złotówkę!
Tekst powstał dla portalu Britske Listy
Fotografia: domena publiczna via piviso.com