Tymczasem w Absurdystanie 98

Wybory tuż tuż a tu jak na złość rozsypał się worek z pisowskimi aferami. I wygląda na to, że sprawa korupcji w KNF i mętne biznesy developerskie Kaczyńskiego to tylko wierzchołek góry lodowej. Sprawa dwórek Glapińskiego także wydaje się rozwojowa: wreszcie dziennikarzom udało się ustalić, czym zajmuje się specjalistka d/s komunikacji, której wypłata wydaje się odwrotnie proporcjonalna do ilości komunikatów którymi dzieli się z mediami: rozdziela ona kontrakty na obsługę tak ważnych dla bankowości przekazów jak stulecie niepodległości czy Żołnierze Wyklęci. To zapewne jest jedynie przypadek, ze korzystne kontrakty dostaje firma, w której pracuje jej mąż… Zainteresowanie mediów oraz opozycji wzbudziło też wynajęcie luksusowej willi w Davos (pomimo zapewnienia delegacji noclegów w hotelu) oraz Glapińskiego podróże helikopterem.

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij 
TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Skandal z PCK na Dolnym Śląsku też odkrywa przed nami coraz nowe swoje osłony. Teraz okazało się, że aktywiści PiS nie tylko robili biznes na kradzionej używanej odzieży, ale także w czasie kampanii rozdawali swoim wyborcom żywność darowaną dla biednych.

Ciekawe są także dane z rynku reklamowego, które potwierdzają, że PiS pompuje niewiarygodne ilości pieniędzy z państwowych spółek w prawicowe media. Kiedy partia Kaczyńskiego była w opozycji, prawicowi dziennikarze i wydawcy skarżyli się, że państwowe firmy dyskryminują ich nie wykupując w ich gazetach reklam. Prawda była taka, że i tak nie mogli narzekać, jeśli pamiętać, że wtedy budżety reklamowe wydawane były racjonalnie, a ogłoszenia zamieszczane były w gazetach najbardziej poczytnych lub magazynach branżowych. Dziś budżet reklamowy firm kontrolowanych przez rząd ląduje niemal wyłącznie w mediach sprzyjających rządowi: niektóre zanotowały wzrost przychodu z tego tytułu o nawet 1143%, co oznacza, że są finansowane w 40% z państwowej kiesy (ośmiokrotnie więcej niż przeciętna). Tymczasem otwarcie krytykujące rząd Polityka i Newsweek, które w sumie dzielą między sobą ponad połowę rynku tygodników, jedynie pół procenta swoich przychodów zawdzięczają państwowym reklamodawcom.

No ale przynajmniej w ostatnim tygodniu nie rozbito żadnej rządowej limuzyny. Co oczywiście nie oznacza, że kierowcy SOP nagle stali się profesjonalistami – tych w służbach brakuje po tym, jak doświadczeni agenci BOR rzucili tą robotę, nie chcąc mieć nic do czynienia z bałaganem, który przyniosła Dojna Zmiana. Widać to już na każdym kroku – podczas niedawnej konferencji w sprawie Iranu służby amerykańskie pozwoliły sobie nawet otwarcie krytykować brak profesjonalizmu swoich kolegów. Ale kroplą, która przelałą czarę i zmusiła szefa służby do dymisji, był niedawny numer wykręcony przez jednego z niedoświadczonych kierowców wysłanego po premiera Morawieckiego. Ów zdolniacha najpierw przez przypadek włączył sygnały świetlne i dźwiękowe, budząc całe osiedle, potem w panice wrócił do bazy, gdzie zatrzasnął kluczyki w środku samochodu…

Podobno nikt nie nagrał tego wydarzenia, ale fragment starego filmu z Lesliem Nielsenem daje dość dobre pojęcie o tym, jak to mniej więcej musiało wyglądać:

W innych służbach też nie dzieje się dobrze. Po tym jak Antoni Macierewicz uwalił umowę z Francuzami na dostawę nowych śmigłowców dla armii obiecano nam, że będziemy mieć lepsze i tańsze śmigłowce. Tym czasem okazuje się, że nie tylko będziemy modernizować trzydziestoletnie Sokoły ale także utrzymywać w służbie mające już ponad pół wieku Mi-2, co oznacza, że przejdą one na emeryturze po sześćdziesiątce…

No, ale przynajmniej te śmigłowce produkowane były w Polsce więc nie ma problemu z częściami i serwisem. Gorzej z MiGami 29, które, wraz z F-16, stanowią trzon naszego lotnictwa myśliwskiego. Polskla zamówiła serię tych samolotów tuż przed upadkiem komuny, więc w ponieważ nie było sensu pozbywać się fabrycznie nowego sprzętu, przejęliśmy samoloty tego typu także od Czechosłowacji a później od DDR. Są to wciąż jedne z najlepszych maszyn w swojej klasie, niestety współpraca z Rosjanami z oczywistych względów nie układa się dobrze, i mamy problemy z dostępem do części zapasowych i serwisu. Ale choć nie jest to nowe zjawisko, to tylko w ciągu ostatnich czterech latach rozbiły się cztery nasze polskie MiGi. Ostatniego lata, kiedy zginął pilot, po tym, jak jego fotel z katapultą nie zadziałał prawidłowo, wszystkie sowieckie samoloty wyposażone w owe fotele (a więc także Su-22) zostały uziemione na czas wyjaśnienia sprawy. Okazało się, że odpowiada za to polski serwis, w którym w partyzanckich warunkach dorabia sie brakujące części. Dziś na ziemię runął kolejny MiG-29 (na szczęście dla pilota akurat fotel w jego przypadku nie zawiódł).

Armia boryka się także z innymi problemami. Ostatnio dwie żołnierki oskarżyły instruktora walki wręcz o to, że uderzył je w twarz. Ów tłumaczy się, że na tym polega nauka sztuk walki – trudno nauczyć kogoś Krav Magi pokazując mu slajdy w power-poincie. Jednak jak na razie jego tłumaczenia nie wystarczą i sprawą zajął się wojskowy wymiar sprawiedliwości. Instruktorowi mogą grozić nawet dwa lata więzienia. I ktoś się dziwi, że zmiany w polskiej armii postępują tak powoli? Człowiek chciał być nowoczesny – krav maga, kobiety-żołnierki i ma teraz z tego powodu same problemy. A można było po staremu, uczyć samych facetów jak obronić się przed bananem albo kiścią winogron i byłby spokój…

Zresztą, odchodzenie od starych, utartych szlaków może dzisiaj ściągnąć problemy na każdego. No, chyba, że nazywa się to “reformą” i robi to PiS, wtedy nawet najgorsza katastrofa – taka jak reforma edukacji skutkująca kumulacją dwóch roczników i przepracowaniem uczniów borykających się z brakiem organizacji i chaosem – nazywana jest wielkim sukcesem. Co prawda rodzice nie podzielają tej opinii – zauważono nawet, że kilka tysięcy uczniów specjalnie zostało w klasie na drugi rok, żeby uniknąć zwiększonej konkurencji przy rekrutacji do liceów i techników. Ale to jeszcze nic, niektórzy z rodziców próbują zaszkodzić szkolnictwu jeszcze bardziej. W jednej z olsztyńskich szkół w ramach daru od rodziców do biblioteki szkolnej przyniesiono straszliwą dżenderową propagandę: książeczkę o Ślimaku Samie, który nie potrafi sobie znaleźć miejsca w klasie, bo pani podzieliła ją na chłopców i dziewczynki a Sam, jak to ślimaki, jest obojnakiem… A to jeszcze nie wszystko, w książeczce występują poliamoryczne małpy, homoseksualne bociany, ryba zmieniająca płeć oraz para wiewiórek-lesbijek samodzielnie wychowująca dziecko!

Co prawda wszystkie te zjawiska występują w przyrodzie (jedna z autorów książek jest biologiem) ale szkoła i tak wpadła w kłopoty. Kuratorium wysłało już 10 nadzwyczajnych kontroli, desperacko próbując znaleźć jakieś niedociągnięcia…

Zapewne szukają pretekstu, żeby rozpocząć procedury dyscyplinarne wobec dyrekcji – bo sam fakt, że rodzice przynieśli do biblioteki książkę o hermafrodytycznym ślimaku jednak nie wystarczy. Co innego, gdyby dyrekcja wpuściła do szkoły jakiegoś muzułmanina, jak to miało miejsce w Małopolsce, gdzie wolontariusze z Algierii opowiadali uczniom o swoim kraju. Nie byli to pierwsi goście szkoły – wcześniej swoje kraje przybliżali uczniom Chińczycy i Hindusi. Ale zapraszanie muzułmanów do szkoły, która nadzorowana jest przez małopolską kurator oświaty, znaną z tego, że wzywa dzieci do tego, aby brały przykład z Jana III Sobieskiego, który obronił Europę przed islamem to jednak był ryzykowne. Według Barbary Nowak uczniowie powinni być uczeni odwagi w przyznawaniu się do polskości i Boga i pozostawać im wierni. Owa kurator znana jest także z tego, że zarzuciła Rafałowi Trzaskowskiemu promowanie pedofilii po tym, jak podpisał deklarację, że zadba o to, aby w rządzonym jego mieście szanowane były osoby LGBT…

Nic dziwnego, że nauczyciele mają dosyć. Nikt nie chciałby pracować dla takiego szefostwa, a już na pewno nie za takie nędzne pieniądze, które zarabiają polscy belfrzy. Jak pisałem tydzień temu, nauczyciele planują strajk, licząc na to, że rząd wreszcie podniesie im pensje. I lepiej niech to zrobi – bo jeśli nauczyciele będą mieli dość, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaczęli pracować w biurze, w Biedronce, na budowie czy za kierownicą autobusu albo wyjechali za granicę – każda z tych opcji to znacznie lepsze zarobki niż to, na co może liczyć nauczyciel* – będą oni w stanie bez problemu przystosować się do nowego zawodu. Jeśli jednak kiedyś rząd zrozumie, że nauczyciele wykonują kluczową dla przyszłości narodu pracę, to choćby płacili im krocie, zrobienie nauczycieli z sekretarek, budowlańców czy kierowców jest znacznie bardziej skomplikowane…

Na razie jednak wszystko, co ma nauczycielom do zaoferowania PiS, to dobre rady. Prezydencki minister przypomniał im, że przecież nie mają obowiązku życia w celibacie a 500+ należy się nawet nauczycielom. Najwyraźniej był to przekaz dnia, bo podobne idiotyzmy plótł Człowiek-Wazelina:

A ja się tylko zastanawiam: czy to takie zawoalowane przesłanie, że nauczyciele mają się iść pierdolić?

Jak na razie wydaje się, że tego samego życzy ZUS panu Markowi z Łodzi. Po tym, jak odmówił mu zasiłku rehabilitacyjnego argumentując, że nie ma to sensu, bo chory i tak nie ma szans na powrót do pracy, odmówił mu także renty argumentując, że przecież jest wystarczająco zdrowy żeby pracować. Z całego serca życzę owemu panu, żeby jego historia nie potoczyła się dalej tak, jak w brytyjskim filmie “I, Daniel Blake”.

Bo tak to już jest, że w starciu z instytucjami państwa, zwykły obywatel nie ma żadnych szans. Niedawno przekonała się o tym pani Elżbieta Pęciak, która w 2015 roku za 37 000 kupiła używaną Škodę. Miesiąc temu zapukali do jej drzwi policjanci, a następnie skonfiskowali jej samochód “do wyjaśnienia”. Okazało się, że poprzedni właściciel wciąż winien jest bankowi, który sfinansował zakup auta, około 1500 złotych. Ponieważ jednak ów człowiek był Czechem i nie udało się go wytropić, bank postanowił dobrać się do pani Elżbiety, nie bacząc na to, że ponieważ nabyła samochód w dobrej wierze, nawet jeśli coś było nie tak z jego sytuacją prawną, po trzech latach jest już jego prawowitą właścicielką…

Niektórych jeszcze mogą uratować inne kraje Unii Europejskiej. Tak stało się w przypadku Ukrainki Ludmiły Kozłowskiej, którą deportowano z Polski za to, że wraz ze swoim mężem prowadziła fundację zaangażowaną w protesty przeciwko PiSowskiej reformie sądownictwa. Oczywiście jednak zarzuty były całkiem inne i dlatego jest tym większą kompromitacją dla naszego rządu to, że choć wierzgali i kopali w obronie swojej decyzji o deportacji, Kozłowska dostała prawo pobytu w Belgii po tym, jak ustalono, że zarzuty wobec niej były wyssane z palca. Oznacza to także, że wykreślono ją z czarnej listy Schengen.

A najgorsze, że pod PiSem dołki kopie nie tylko brukselskie lewactwo. Piąta kolumna zawędrowała już nawet do TVP. Ostatnio aż posłanka Lichocka musiała zwrócić uwagę że “dziennikarze” TVP stronniczo zapraszają zbyt wielu gości z opozycji co utrudnia przekazanie stanowiska Zjednoczonej Prawicy.

Czy tak naprawdę jest? Jeden z internautów zaznaczył wszystkich gości z PiS którzy odwiedzili program w ostatnim miesiącu. Oceńcie sami:


* Dygresja osobista: ja też miałem być polskim nauczycielem. Gdybym po studiach w 2006 roku podjął pracę w gimnazjum, ucząc fizyki, dostawałbym na rękę 695 złotych miesięcznie – tyle zarabiali moi koledzy z roku. Tymczasem ja taką kwotę zarabiałem w 15 i pół godziny za kierownicą jeżdżącej po Szkocji ciężarówki. Dziś podobno jest znacznie lepiej, ale nawet kierowca ciężarówki w polskiej firmie bez trudu zarobi trzy razy tyle co nauczyciel… 


Tekst powstał dla portalu Britské listy

Wykorzystano następujące ilustracje:
Leslie Nielsen: Alan Light (CC 2.0 via Wikipedia)  

BMWBOR: Sebastian M (CC 2.0 via Wikipedia)
Grafika autorstwa FlashH, użytkownika portalu Wykop.pl

 

Comments

comments

Dodaj komentarz