Kilkadziesiąt pojazdów jedzie ulicą. Nadużywają sygnałów dźwiękowych, słychać wyzwiska gdy ktoś komuś zajechał drogę. Dojechawszy do świateł stają w kilku rzędach i czekają na zielone. Gdyby to były samochody pędzące 80-100 na godz. Legnicką byłoby to normalne. Ale to są rowerzyści jadący bocznymi ulicami – nieporównywalnie większe zagrożenie. Do tego stopnia, że trzeba wysłać za nimi kilka radiowozów. W takiej atmosferze odbyła się u nas XII Masa Krytyczna.
Miasto, projektując rozwiązania komunikacyjne ignoruje rowerzystów, lub traktuje ich po macoszemu. Chcąc pokazać, że rowerzysta na ulicy to nie jest zjawisko marginalne w wielu miastach na świecie odbywają się Masy Krytyczne. W jakiś dzień rowerzyści umawiają się gdzieś w mieście i ruszają na wspólną przejażdżkę. Nie jest to żadna manifestacja ani przejazd zorganizowanej kolumny. Chodzi tylko o to, żeby pokazać ludziom “patrzcie, co się będzie działo, jeżeli przy tak idiotycznych rozwizaniach komunikacyjnych wzrośnie ruch rowerowy”.
We Wrocławiu masy odbywają się w każdy ostatni piątek miesiąca ok. 17, start – plac Bema. Wybrałem się i ja.
Zaczynamy
Kiedy przyjechałem na miejscu było już kilkudziesięciu rowerzystów – od nastolatków na BMX-ach po starszych wiekiem kolarzy. Widać było i stare ukrainy i najnowsze w pełni amortyzowane “górale”. Trekkingowców w kaskach i kolorowych koszulkach i kolorową młodzież na “amsterdamach”. Były dwa wypieszczone “rowery – choppery” własnej konstrukcji a także kilka kompletnie zdezelowanych wraków nieokreślonej marki ( i koloru). Spotkałem kilku znajomych – licealistów, studentów, pracownika uniwersytetu… Nikt nic nie wie – wszyscy przyjechali i ciekawi są, tak jak ja, co dalej będzie. W pewnej chwili podchodzi policjant i chce rozmawiać z organizatorem, ale niekogo takiego nie ma. Jest co prawda kilku działaczy-rowerowców, którzy walczą z głupimi rozwiązaniami, ale oni też przyjechali przecież tylko pojeździć na rowerze…
Wreszcie jedziemy. “Jedziemy tędy do Świętokrzyskiej , a potem się zobaczy” rzuca ktoś i cała kolumna rusza w drogę. Od razu przyczepiają się nam na ogon dwa radiowozy. Powoli daję się wszystkim wyprzedzić i nawiązuję rozmowę z policjantami ( jadącymi za nami z włączonym kogutem).
Mówią policjanci
Ja: – Przepraszam panowie, jak wy to właściwie traktujecie? Jako korek, manifestację czy przejazd zorganizowanej kolumny?
Policjant 1: – Jako przejazd kolumny
Ja: – Ale czy przypadkiem nie ma przepisu określającgo maksymalną ilość rowerów w kolumnie? Czy rowerzystów nie jest tu za dużo?
Policjant 1:- Nie, nie ma takiego przepisu.
Ja: – A czy można jeszcze zapytać…
Policjant 2: – Nie można! Czego nas pan tak męczy, wiemy tyle co i pan.
Po tych słowach radiowóz przyśpieszył, aby zatrzymać ruch na ulicy Sienkiewicza na czas przejazdu kolumny. rowerzyści wjechali na Ostrów Tumski i skręcili w lewo. Pod katedrą, którą chcieli objechać z prawej strony, drogę zajechał im kolejny radiowóz – wiozący jakąś ważną policyjną szychę z całym gwiazdozbiorem na pagonach. Szycha zawyrokowała: “Nie wolno” – faktycznie, na odcinku jakiś 30 m jest tam zakaz wjazdu. Co prawda bez sensu, bo przecież i tak są tam chodniki a doczepienie tabliczki “nie dotyczy rowerów” pozwoliło by rowerzystom omijać zgodnie z przepisami niebezpieczną ulicę Sienkiewicza. Ale dura lex, set lex – zsiadamy z rowerów i prowadzimy je te kilkadziesiąt kroków. Radiowóz jedzie za nami. “Hej, jemu też nie wolno – zauważa idący obok mnie uczestnik masy – chyba że wysyłałby niebieskie błyski, sygnał dźwiękowy i miał włączone światła drogowe!”. Lodowaty wzrok policjanta spowodował, że wolałem szybko zniknąć w tłumie.
Niestety, nie udało mi się porozmawiać z dowodzącym policjantem, za to zamieniłem parę słów z policjantami z każdego z radiowozów, które kolejno ciągnęły się za nami. I tak na pytanie, czy kolumna rowerzystów nie ma jakiegoś ograniczenia liczebności otrzymałem odpowiedzi rozmaite: “Nie ma ograniczenia, byle by nie jechali więcej niż dwóch obok siebie”, “Dziesięciu” “Piętnastu” i “Nie wiem, ja nie jestem z drogówki”.
Na moje pytanie “co ma zrobić rowerzysta, który obowiązany jest korzystać ze ścieżki, jeżeli taka istnieje wzdłuż drogi i nie wolno mu wtedy poruszać się jezdnią, jeżeli ścieżka owa kończy się w sposób równie idiotyczny co ta wzdłuż Drobnera” Policjant 3 odpowiedział:
“To jeszcze nic! Posłuchaj czasem w radio Zet jakie debilizmy ten Weiss wyciąga!” natomiast w tym konkretnym przypadku poradził mi “Śmiało można jechać ulicą! Ścieżki są tak głupio oznakowane, że policjant to sam nie wie gdzie i którędy powinien poruszać się rowerzysta! Nie przyczepi się.”
– Po co panowie tu właściwie są? – zapytałem Policjanta 4
– Nie wiem. Kazali, to jesteśmy. A co, myśleliście, że wszyscy do Warszawy kaczki z kanałów pojechaliśmy wyciągać? – odpowiedział dowcipnie.
Nie udało mi się tylko uzyskać odpowiedzi na jedno pytanie:
– Czy nie uważają panowie, ż to jest trochę dziwne? Od 6 lat jeżdżę samochodem po wrocławiu i nigdy nie trafiłem na kontrolę drogową ani nawet policjanta z radarem, a tu 40 rowerzystów pilnują 3 radiowozy? Nie czujecie się śmieszni? – zapytałem policjantów 5, 6 i 7
– O, wie pan, tylu rowerzystów na raz stwarza takie zagrożenie… – zaczął najmłodszy z nich, lecz pozostali zaraz go uciszyli.
– Nie jesteśmy upoważnieni żeby udzielać takich informacji. Proszę zwrócić się do rzecznika prasowego.
Kiedy pytałem ich, co sądzą o tym prywatnie, śmiali się tylko.
Mówią masowicze
Z Ostrowa przejecaliśmy przez Most Pokoju i wjechaliśmy na Wzgórze Polskie, gdzie zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Następnie koło Panoramy Racławickiej dojechaliśmy do bramy Oławskiej i dalej wzdłuż fosy zmierzaliśmy na Plac Wolności. Po drodze rozmawiałem z kilkoma uczestnikami:
Ja: – Dlaczego tu jesteście?
Uczestnik 1: – Wkurza mnie taka niesprawiedliwość, że na skrzyżowaniu pod moim domem samochód przejeżdża na jeden cykl świateł, a ścieżka rowerowa jest poprowadzona tak, że prawidłowy przejazd przez skrzyżowanie wymaga czterech cykli.
Uczestnik 2: – Chcę żeby wszędzie były ścieżki rowerowe – kiedy jadę ulicą kierowcy na mnie trąbią! ( No, tego akurat widziałem na mieście. Jeździ tak, że powinien się cieszyć, że jeszcze żyje.)
Uczestnik 3: – Jest zabawnie – można spotkać znajomych i poznać fajnych ludzi. A przy okazji pokazać urzędasom, że jest nas trochę i trzeba się z nami liczyć.
Uczestnik 4: – Chcę, aby rowerzysta był traktowany jak równorzędny uczestnik ruchu.
Ja: – Ale nie sądzisz, że powinniśmy zacząć od siebie? Przecież tu najwyżej połowa rowerów spełnia wymogi kodeksu drogowego?
Uczestnik 4: – No ale co zrobisz? Na masę każdy może przyjechać! Nie można komuś zabronić, bo nie ma dzwonka!
Uczestnik 5: – Porozmawiaj z Radkkiem. On jest z koalicji.
Mówi Radek
Kiedy dogoniłem Radka zwróciłem uwagę, że jego rower nie ma tylnej, czerwonej lampki zapytałem go więc:
Ja: Czy nie uważasz, że jeżeli chcemy być traktowani poważnie jako uczestnicy ruchu powinniśmy zacząć traktować poważnie przepisy?
Radek: Jak najbardziej
Ja: Ale Twój rower nie ma tylnej lampki. A powinien.
Radek: Ty nawet nie wiesz jak często niszczone sa nasze rowery! Ja swój trzymam na klatce schodowej i średnio co tydzień ktoś coś mi niszczy. Zobacz: tu mi wspornik złamali, tu mi pogięli, że o wykręcaniu wentylków nie wspomnę. Lampkę stłukli mi najdalej tydzień temu. Pokaż mi samochód, który tak często jest niszczony…
Ja: Ale to chyba nie usprawiedliwia…
Radek: A wiesz co ci powiem? Od kiedy zaczęły się masy krytyczne ktoś specjalnie rozsypuje tłuczone szkło na ścieżkach. i to szczególnie przy światłach, tam, gdzie się hamuje… A zreszą dlaczego akurat o to pytasz? Przecież tu nie o to chodzi!
Ja: Ale to, że ścieżek nie ma, albo są debilnie poprowadzone to każdy wie. A tutaj jest sprawa kontrowersyjna: chcesz żeby cię traktowano fair, a sam nie jesteś fair.
Radek: Są jeszcze inne sprawy kontrowersyjne – dlaczego o nie nie zapytasz?
Ja: Na przykład jakie?
Radek: Nie możemy rozmawiać w czasie jazdy – porozmawiamy na rynku.
Na co idą nasze podatki (mówi prezydent Dutkiewicz)
Z pl. Wolności grupa ulicami Kazimierza Wlk. i Szewską dojechała do rynku, gdzie rowery musieliśmy prowadzić – zakaz wjazdu wszelkich pojazdów. Wydaje mi się to dziwne, że rowerom po rynku nie wolno jeździć ze względów bezpieczeństwa a pracownicy urzędu miejskiego bez problemu dojeżdżają do garażu podziemnego w samym środku rynku. Pani wyjeżdżająca kamieniczki w przejściu Garncarskim nieco się zdziwiła widząc gromadę kilkudziesięciu osób prowadzących rowery i radiowóz.
– Tam jest garaż? – pyta mnie jeden z uczestników.
– Nie , winda pod ziemię – odpowiadam
– No to ładnie, wiem wreszcie na co idą moje podatki!
Po wyjściu z sukiennic nadzialiśmy się na przygotowania do koncertu witającego unię europejską. Wśród licznych VIP-ów kręcił się również prezydent Wrocławia – Rafał Dutkiewicz. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, więc porosiłem go o parę słów dla SGI:
Ja: Panie prezydencie, kiedy wreszcie będzie widoczny obiecany program budowy ścieżek rowerowych?
Prezydent Dutkiewicz: Zaskoczyła mnie pełna kontestacja środowisk rowerowych. Brałem udział w spotkaniu urzędników miejskich z działaczami Koalicji Rowerowej w sprawie ścieżki wzdłuż ulicy Jedności Narodowej. O ile każdy z 7 urzędników przejechał się na rowerze tą ścieżką, żaden z koalicjantów nie zrobił tego. Nie wiem jak można rozmawiać, jeżeli nie wiemy, o czym mówimy. Miasto stara się budować ścieżki, ale działacze tylko mnożą wymagania. Mimo to w ostatnim roku wybudowano 10 km ścieżek.
Ja: Ale czy z tą budową ścieżek to nie jest tak, że narysuje się kreskę na chodniku, poprowadzoną czasem zupełnie bez sensu i już można wpisać sobie do statystyki “Jest ścieżka?”
Prezydent: Nie. Liczę tu tylko ścieżki zbudowane od podstaw. Tamte nie wchodzą do statystyki. Przyznaję jednak ze mamy problemy z ciągłością. Szczególny problem stwarza nam centrum miasta, gdzie z braku miejsca mamy do wyboru: albo ścieżka rowerowa, albo miejsca parkingowe.
Ja: Dziękuję bardzo za rozmowę.
Mówią Działacze
Po chwili dołączyłem do wciąż jeszcze zebranych rowerzystów i zrelacjonowałem im przebieg rozmowy z panem prezydentem (wiadomo, SGI dostarcza informacji najszybciej). Słowa Rafała Dukiewicza wzburzyły nieco przedstawicieli Koalicji Rowerowy Wrocław:
Działacz 1: – Jak urzędnicy mogli przejechać ścieżką wzdłuż całej ulicy Jedności, jeżeli właśnie o to chodzi, że ścieżka nie ma tam ciągłości!
Działacz 2: – Sienkiewicza to nie jest ścisłe centrum miasta a projekt nie przewiduje w ogóle ścieżek rowerowych!
Działacz 3: – Konserwator zabytków nie zgadza się na asfaltową nawierzchnię ścieżki a zgadza się na asfaltowe jezdnie!
Działacz 4, czyli Radek: – Problem polega na tym, że wbrew obietnicom miasta projekty konsultowane są z rowerzystami dopiero post factum: pokazuje się nam gotowy projekt, my wyrażamy swoją opinię i słyszymy “niestety, nic się już nie da zrobić. Projekt jest już zamknięty”. Czasem tylko robią jakieś kosmetyczne zmiany. W rezultacie o budowie scieżek rowerowych decydują nie rowerzyści, którzy się na tym znają, bo codziennie jeżdzą na rowerze, a urzędnicy którzy nie mają o tym bladego pojęcia. Niektóre ze ścieżek nawet nie spełniają norm budowlanych!
Epilog
Z rynku każdy udał się w swoją stronę. Ja o tym, że Wrocławskie ulice nie nadaja się do bezpiecznej jazdy rowerów przekonałem się w drodze powrotnej bardzo boleśnie – z powodu różnicy poziomu ( dosłownie i w przenosni) układania kostki poniemieckiej i polskiej wraz z rowerem wywinąłem efektownego kozła na ruchliwym skrzyżowaniu. Kostka układana po jakims remoncie sieci podziemnej zapadła się kilka centymetrów i to wystarczyło.
Za miesiąc też pojadę na Masę – niech się staną ścieżki rowerowe!
Tekst powstał dla Studenckiej Gazety Informacyjnej UWr