Uczestnictwo w językowym kursie, w którym biorą udział stypendyści z całego świata ma różne zalety. Na przykład taką, że można z bliska poobserwować przedstawicieli innych narodowości. Postanowiłem zatem, drodzy czytelnicy, podzielić się z Wami swoimi obserwacjami i luźnymi zapiskami… Miejsce akcji – Republika Czeska.
Dziś z akademika do stołówki jechałem wspólnie z kolegą z Włoch. Podczas jazdy trolejbusem poderwał dwie dziewczyny. Z jedną z nich umówił się na obiad. Z akademika do stołówki jedzie się trzy przystanki…
* * *
Umówiłem się z dziewczynami do kina. Spóźniły się. Tylko Niemka przyszła 10 minut przed czasem.
* * *
“Mój współlokator Anglik znowu się upił i zrzygał” – skarży się Niemiec mieszkający na tym samym pietrze. “Znowu w łazience?” – pytam. “Nie, tym razem we własnym łóżku”
* * *
Grupa Francuzek, jak zwykle siedzi w pewnym oddaleniu od reszty. Po czesku mówią jeszcze zbyt słabo, natomiast po angielsku zbyt niechętnie. Dlatego pomimo, że to już prawie tydzień kursu nikt ich nie zna, obracają się tylko we własnym gronie. Zgadywanie ich po angielsku spotyka się ze spojrzeniem pełnym dezaprobaty. Czasem ktoś próbuje do nich zagadać po francusku. Uprzejmie chwalą próby porozumiewania się w tym języku, po czym przepraszają, że muszą już iść i całą grupą przesuwają się nieco dalej, gdzie powracają do swojej przerwanej konwersacji.
* * *
Siedzę sobie w ogródku knajpianym z laptopem. Środkiem ulicy idzie grupka Brytyjczyków i Amerykanów. Wśród nich Polak, swoją łamaną angielszczyzną, pęczniejąc z dumy chwali się, że od kiedy przyjechał na kurs to jeszcze nie wytrzeźwiał.
* * *
Pierwsze zajęcia. Przedstawia się chłopak z Włoch. Ma słowiańskie imię, bo urodził się w Sarajewie. Siedząca kilka krzesełek od niego Serbka od razu czujnie podskakuje na krzesełku.
– A jakiej narodowości jesteś?
– Urodziłem się w Sarajewie, ale mieszkam we Włoszech.
– No, ale jakiej jesteś narodowości? Serb, Chorwat?
– Mieszkam we Włoszech…
– No ale przecież masz jakąś narodowość w dokumentach?
– Tak, mam włoski paszport.
– Ale przecież jak się urodziłeś w Sarajewie to miałeś jakąś inną narodowość?
– Tak, wtedy byłem obywatelem Jugosławii.
Wkracza lektorka i zadaje Włochowi z Sarajewa pytanie, pozwalające mu uciec od tematu. Serbka w złości coś tam furczy pod nosem, a od tej pory całkowicie ignoruje swojego byłego krajana…
* *
Dwie obecne na kursie Bułgarki to całkowite przeciwieństwa. Jedna cicha, szara myszka. Druga to dusza towarzystwa; wszystkich już zna, wszyscy ją lubią, wszędzie jej pełno i zawsze słychać jej śmiech… Mają tylko jedną wspólną cechę – obie palą jak smoki.
* * *
Obecne na kursie Chorwatki nie spoufalają się, tylko siedzą nieco z boku i spod przymrużonych oczu obserwują towarzystwo. Oczywiście, można do nich zagadać, zawsze miłe, uprzejme, życzliwe, ale rozmowa się jakoś nie klei… Po chwili znowu wycofują się na z góry upatrzone pozycje.
* * *
Amerykanie. Wielu z nich pulchnych, niewielu z nich mówi po czesku lub w jakimkolwiek innym niż angielski języku. Przygotowali dla nas przedstawienie o Czechach. W finale domniemani Czesi wymachują polską flagą…
* * *
Japonki. Gramatykę wykutą mają na blachę, ale z praktycznym używaniem języka czeskiego gorzej. Podczas zajęć siedzą skromnie w kącikach sali lekcyjnej, a poproszone o udział mruczą coś nieśmiało pod nosem. Na desperackie prośby lektorki, aby mówiły nieco głośniej uśmiechają się swoimi ślicznymi, przepraszającymi uśmiechami, po czym lekko spłoszone zapadają się głębiej na krzesełkach i mówią jeszcze ciszej.
* * *
Mój współlokator z Korei przywiózł ze sobą laptopa wielkości lądowiska dla helikopterów. Kiedy tylko nie jest na zajęciach, korzysta z niego, niezwykle biegle operując po klawiaturze lewą ręką… Do prawej ma chyba przyrośniętego smartfona.
* * *
Jedyna na kursie Irlandka, uśmiechnięta, ruda, piegowata dziewczyna o zielonych oczach wciąż nie może zrozumieć, skąd wszyscy wiedzą, że ona jest z Irlandii – przecież studiuje na angielskim uniwersytecie…
* * *
Jeśli ktoś chciałby przypomnieć sobie, jaka moda królowała na polskich bazarach 15 czy dwadzieścia lat temu, tudzież sprawdzić, czy można zasuwać przez 12 godzin dziennie na 15 centymetrowych obcasach – tu jako pomoc naukowa może służyć nasza załoga z Ukrainy.
* * *
Nie widziałem jeszcze, żeby jakiś Hiszpan się uczył. Za to, jeśli tylko ktoś powie, że idzie do knajpy, zaraz służą pomocą i dzielą się swoja bogata wiedza w tym temacie.
* * *
Jedziemy winda. W ostatniej chwili wsiada do niej na oko 35 letni Włoch z komórką przy uchu. Rozmawia z kimś, strasznie gestykuluje, krzyczy, wali pięściami w ściany, wrzeszczy, wywraca oczami, robi głupie miny… Wszyscy, na pól już głusi patrzą się po sobie.
W końcu ze złością przerywa połączenie. W zapadłej nagle ciszy ktoś nieśmiało pyta “z kim jste mluvil?” Na twarzy Włocha momentalnie zagaszcza promienny uśmiech: “z maminkou”
A jak na tym tle wypadają nasi gospodarze, Czesi? Miasto jest piękne i czyste, komunikacja miejska działa wyśmienicie, na każdej, nawet najmniejszej uliczce co kilkaset metrów knajpka czy restauracja. Sam kurs bardzo nierówny – niektórzy chwalą sobie swoich nauczycieli, jako ludzi z pasja, inni wykładowcy z kolei sprawiają wrażenie jakby ich podejście było “a, wpadnę na chwile, coś im tam przeczytam z karteczki a potem do hospody”. A w hospodzie – nasi gospodarze przyglądają nam się znad swoich kufli z życzliwa pobłażliwością. Ale niech no tylko ktoś ośmieli się coś skrytykować – wtedy okazuje się, ze Czech jednak nie jest taki ugodowy…
* * * * *
I tak też wyglądają moje obserwacje z tygodnia spędzonego w międzynarodowym gronie. A podobno stereotypy narodowościowe to bzdura…
Tekst ukazał się w portalu gazetae.com