Play the game

Wiosna wkoło. Ptaszęta świergolą, koty miauczą, statusy na Facebooku się zmieniają – wszyscy się wokół zakochują. Ale czy na pewno wszyscy? Nie. Jest pewna grupa, która całym tym wiosennym szaleństwem wydaje się być niezainteresowana. To poukładani single. Żyją sobie oni swoim singielskim życiem, są aktywni towarzysko, realizują swoje zainteresowania i nie w głowie im romanse… do czasu. Jak śpiewał zespół De Mono „a kiedy przyjdzie na ciebie czas – a przyjdzie czas na ciebie…”

640px-6sided_dice„Open up your mind and let me step inside”

Pewnego dnia nawet najbardziej zatwardziały singiel spotka kogoś z kim będzie mu się dobrze rozmawiało. Od słowa do słowa znajomość się zacieśni i zanim taki się zorientuje, już czeka z biciem serca na kolejne spotkanie, wiadomość, telefon… Po prostu, zanim się człowiek obejrzał już jest w grze. Freddie Mercury śpiewa, że gra jest prosta – jedyne co trzeba zrobić, to dać się ponieść miłości. Ale tak jak zawsze w hazardzie nawet gdy zasady są proste, stawka jest wysoka.

„My game of love has just begun”

Z „falling in love” jest jeden kłopot: nigdy nie wiadomo, jak to się skończy. Sytuację można porównać do stąpania po wąskim skalnym mostku – z jednej strony mamy jakuzzi z płatkami róż – na tą stronę spadniemy, kiedy wszystko będzie dobrze. Z drugiej strony jest nieciekawie – ciemno, mokro, zimno i twardo – tam spadniemy, kiedy z naszej nowej znajomości nic nie wyjdzie.

Im dalej stąpamy po tym cienkim fragmencie skały, tym trudniej nam jest zachować równowagę – i choćbyśmy nie wiadomo jak balansowali, prędzej czy później spadniemy na jedną lub drugą stronę. A im dłużej będziemy się bronili przed spadnięciem na tą dobrą stronę, tym bardziej prawdopodobne, że spadniemy na tą, na którą spada się mniej miło.

To jest właśnie cała zdradliwość tej gry – jak również każdej innej formy hazardu. W momencie, kiedy zdecydowaliśmy się wejść na mostek, bardzo trudno jest zawrócić.

Miłość oczami aktuariusza

A gdyby tak spojrzeć na to inaczej? Przyjąć podejście matematyczne, analizować potencjalne zyski i straty? Do wygrania jest „i żyli długo i szczęśliwie”. Stawką jest zostanie odrzuconym, zawiedzione nadzieje, źle ulokowane uczucia.

Do tego dochodzi zarządzanie czasem: czy lepiej jest pracować nad zdobyciem jednego serca, kiedy szanse są nikłe? Czy lepiej zaniechać, bo a nuż w owym czasie przydarzy nam się coś innego? Jak ocenić, czy warto próbować? Jak wyliczyć, czy poddawać się po pierwszym koszu, czy tygodniami słać kwiaty i grać serenady pod oknem?

A do tego jest jeszcze jeden aspekt sprawy, na temat którego nigdy nie ma wystarczającej ilości danych: druga strona. „Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”.

Rozpisując swój bilans potencjalnych strat i zysków nie należy zapominać, że to nie są produkty finansowe – tu w grę wchodzą uczucia i to nie tylko nasze. Jak nauczył się Mały Książe od Liska – stajemy się odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy. Powinniśmy brać uczucia innych pod uwagę. Bo chyba nie ma nic gorszego, niż kiedy ktoś nas w sobie rozkocha, po czym stwierdzi, że to jednak nie to. Pamiętając o tym, że nie należy robić innym tego, co nam samym niemiłe, powinniśmy również brać pod uwagę, aby nie zranić tej drugiej osoby.

„Everybody play the game of love”

Brzmi to wszystko skomplikowanie: szanse są trudne do określenia, możliwe koszta wysokie, ale i potencjalna wygrana w tej grze jest chyba najwyższa ze wszystkich możliwych. Dlatego, co dzień, nie tylko wiosną, ale każdego dnia w roku miliony ludzi w niej uczestniczą. Bo, tak jak z hazardem nie tylko wygrana się liczy, ale sam fakt gry. Każda miła chwila, każdy flirt, każda głęboka rozmowa to coś, dlaczego warto się w tą grę bawić. Nie chodzi tylko o wygraną, ten dreszczyk emocji „czy tym razem się uda”, cały proces gry jest fascynujący i choć czasem wychodzimy z którejś z rozgrywek poobijani, chyba jednak w ogólnym rozrachunku warto, nawet jeśli główna nagroda jest wciąż jeszcze przed nami?

Jest tylko jedna rzecz, która przechyla szalę na niekorzystną stronę. Przy zestawianiu życia singli w równaniu należy wziąć jeszcze jedną zmienną pod uwagę. Otóż, jeśli ktoś poukładał sobie swoje singielskie życie, oddaje się swoim hobby, pracy, spotyka się z przyjaciółmi i przekonał sam siebie, że jest mu dobrze tak jak jest, wejście w grę to jest postawienie znacznie wyższej stawki.

Otóż dla takich singli balansowanie na tym skalnym mostku, w przypadku niepowodzenia nie oznacza tylko spadnięcia i poobijania się. Nie mogą się też wycofać – bo od pierwszego momentu toczy się za nimi, niczym za Indianą Jonesem, wielka kula z napisem „rzeczywistość”.

I kiedy gra zakończy się przegraną, kula z hukiem roztrzaskuje się o ich głowy, uświadamiając im jedną rzecz, której tak naprawdę zajęci układaniem sobie swojego singielskiego życia nie chcieli do siebie dopuścić: że właściwie, wbrew temu, jak starają się przedstawić swoją sytuację innym i sobie, są po prostu, zwyczajnie samotni. Bo taka jest prawda – everybody need somebody.

Dlatego może jednak warto? Może więc, zamiast wmawiać sobie i innym, jak cudowne jest bezproblemowe życie singla, warto przystąpić do gry? Może te wszystkie chwile, w których poobijani liżemy rany po kolejnej nieudanej rozgrywce są wynagradzane tymi wszystkimi momentami uniesień? A do tego jeszcze wciąż istnieje szansa, że z gry wyjdziemy zwycięsko i będziemy żyli razem, długo i szczęśliwie…

„This is your life – don’t play hard to get
It’s a free world
All you have to do is fall in love
Play the game!”


Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Fotografia: “6sided dice” by DiacriticaOwn work. Licensed under CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons.

Comments

comments