Jak to jest z tym równouprawnieniem?

5722101739_ba106f063d_zNiby zwykła studencka impreza. Faceci w swoim kąciku pitolą o „męskich” rzeczach, dziewczyny w swoim ćwierkają o fatałaszkach i pachnidełkach. W pewnym momencie gospodyni postanowiła pochwalić się swoim najnowszym nabytkiem i wyjęła z szafy swoje nowe szpilki. Spytała, czy ktoś chce spróbować.

Ku zaskoczeniu wszystkich zgłosił się jeden z chłopaków. Akurat miał niewielką stopę, więc po chwili już je przymierzał przy akompaniamencie śmiechów i fleszy aparatów. Jakiś czas później, kiedy impreza już nieco przygasła, chłopaki po cichu gawędzą w kuchni. Rozmowa zeszła na temat wcześniejszych wydarzeń. Okazuje się nagle, że wszyscy, nawet Ci, którzy najgłośniej się śmiali, są ciekawi fizycznego aspektu tego, jak chodzi się w szpilkach. Zacząłem się wtedy zastanawiać nad tym, jak wielka jest siła kulturowych stereotypów dotyczących płci i jak wpływają one na to, czego odważymy się spróbować…

Bo spójrzmy na to od nieco innej strony: ludzie od zawsze ciekawi byli nowych doznań. Odkrywanie nowych bodźców za pomocą wszystkich zmysłów jest powszechne dla wszystkich kultur: nowe smaki, nowe zapachy, dzieła sztuki do oglądania, piękne melodie do słuchania… Wydaje się, że jedynie szeroko rozumiany zmysł dotyku jest tu nieco zaniedbany.

Tymczasem ludzie próbują różnych szalonych rzeczy, grają w gry które pozwalają wczuć im się w bohaterów szaleńczych przygód rodem z filmów sensacyjnych ale też są ciekawi jak wygląda codzienne życie ludzi których mijają na ulicy – popularne są komputerowe symulacje pozwalające np. wczuć się w rolę kierowcy śmieciarki, dźwigu czy pługu śnieżnego. Podobnie w życiu realnym – ludzie są gotowi płacić duże pieniądze aby zobaczyć choć przez chwilę jak czuje się pilot samolotu, kierowca rajdowy, rycerz w ferworze walki – bo wiadomo, to jest adrenalina – ale też niezwykle popularne są festiwale na których ludzie odtwarzają codzienne życie średniowiecznych wieśniaków. Na pewno niejeden z Was, panowie, zastanawiał się kiedyś nad tym, jak czuł się taki rycerz zakuty w zbroję, prawda?

Jestem jednak przekonany, że znacznie mniejsza część przyznałaby się do tego, że zastanawia ich jak czuje się kobieta na szpilkach… A jednak jakoś wydaje mi się, że gdyby nie kulturowy bagaż, który niesie ze sobą idea faceta w szpilkach, zaciekawionych tym, jakie to jest uczucie byłoby znacznie więcej… Tym bardziej, że podczas, gdy średniowieczny wieśniak to jednak jest pewna egzotyka, z problemem chodzenia na obcasach na naszych oczach zmaga się na co dzień znaczna część ludzkości…

A przecież tak jak rozpieszczamy zmysł wzorku, słuchu, smaku czy powonienia, tak samo i szeroko rozumiany zmysł dotyku na pewno ciekaw jest nowych doznań? Dlaczego tak jak zmysłowi słuchu możemy zapewnić doznania proste (np. wsłuchanie się w szmer górskiego potoku) jak i skomplikowane (pójście na koncert jazzowy), tak i szeroko rozumiany zmysł dotyku może zasługuje na więcej niż tylko możliwość podotykania różnych faktur materiałów?

Może właśnie przymierzenie zbroi rycerza, kombinezonu płetwonurka czy, właśnie, damskich szpilek, obcisłej spódnicy i ciasnego gorsetu mogłoby zapewnić nowe doznania temu jakże zaniedbanemu zmysłowi? Jednak nurkowanie w tradycyjnym kombinezonie płetwonurka z ciężkim stalowym hełmem różni się zasadniczo od przymierzania elementów damskiej garderoby: nurek próbujący sił w nurkowaniu tradycyjnym od nieprzyjaznego podwodnego otoczenia jest szczelnie odcięty przez swój kombinezon.

Ktoś kto chciałby spróbować jak chodzi się na szpilkach w naturalnym dla nich otoczeniu – czyli centrum wielkiego miasta – wręcz przeciwnie. Taka próba powoduje agresję otoczenia i może być wręcz niebezpieczna – o czym przekonuje się na co dzień Naczelny Antyfacet RP, anglista z Uniwersytetu Wrocławskiego Marcin Boronowski.

Jest to postać dość dobrze znana we Wrocławiu i poza nim – a to ze względu na wprowadzanie idei w czyn. Otóż pan Boronowski zwraca uwagę, że pomimo powszechnej opinii, że to kobiety są dyskryminowane na tle odzieżowym, w rzeczywistości sytuacja wygląda całkowicie przeciwnie. Bo o ile kobiety często biadolą nad tym, że muszą chodzić w szpilkach i w mini spódniczkach, bo tego wymaga od nich otoczenie, prawda jest taka, że wcale nie muszą. Mogą chodzić w spodniach i na płaskim obcasie i nikt nie zwróci na to uwagi – a wręcz przeciwnie, ubierając się w ten sposób uwagi na siebie będą zwracały mniej. W tym kontekście faceci mają jednak dużo gorzej.

Jak wspomina Antyfacet w wywiadzie udzielonym niegdyś portalowi Onet: kiedy przegrzanymi pociągami musiałem dojeżdżać do pracy do kolegium językowego w Legnicy, pojawiła się u mnie zazdrość wobec kobiet. Nie mogłem pojąć, dlaczego ja muszę się pocić w grubych “spodniolach”, a one stoją sobie na peronach w ładnych, przewiewnych spódnicach i butach z odkrytymi palcami lub różnymi fantazyjnymi wycięciami. Ciekawe, jakie to uczucie nosić takie delikatne rzeczy? – myślałem wtedy. Denerwowało mnie to, że sam nie mogę tego nawet sprawdzić. Oto ja – wykładowca reprezentujący firmę akademicką – muszę być od stóp do głów zakryty tekstyliami, a koleżanki z pracy paradują sobie w tych ślicznych przezroczystościach, z nagimi ramionami i nogami. Przecież to jest terror kulturowy!To był moment w którym postanowił zawalczyć z owymi uwarunkowaniami otoczenia i postanowił ubierać się tak, jak mu było wygodnie i jak miał ochotę a nie tak, jak mu dyktowały powszechnie przyjęte konwenanse.

Boronowski argumentuje, że w dziedzinie mody męskiej od dwóch stuleci niewiele się zmieniło – i faktycznie, podczas gdy w kwestii ubioru kobiecego każde dziesięciolecie to rewolucja, a kobieta w dzisiejszych czasach włożyć może na siebie praktycznie wszystko, obowiązującym strojem oficjalnym dla mężczyzn od dziesięcioleci są wciąż jedynie nieznacznie różniące się od siebie garnitury, fraki i surduty.

Jeśli chodzi zaś o ubiór codzienny dzieli się on właściwie na dwie grupy – uniseks oraz odzież damska. Dla Antyfaceta oznacza to, że ktoś wtłoczony przez presję otoczenia w rolę męską ma znacznie mniejszy wybór na tym polu. Dodatkowo dochodzą tu aspekty praktyczne – na przykład w upalne dni zbawieniem dla przegrzewających się męskich obszarów intymnych byłaby możliwość chodzenia w przewiewnej spódnicy…

Kolejnym argumentem niepokornego anglisty jest nierównowaga jeśli chodzi o możliwość seksualnego wykorzystania stroju. Powszechnie akceptowane jest, że kobiety w odważnie odsłaniających ich wdzięki strojach, kuszą mężczyzn swoimi wdziękami, podczas gdy w drugą stronę nie jest to mile widziane, przynajmniej w gronie osób heteroseksualnych.

Można by tu zastanowić się, czy w tym aspekcie nie jest to jednak naturalne – w końcu seksownie ubrana (lub rozebrana) kobieta to miły widok dla każdego, z facetem w minispódniczce i na szpilkach sprawa ma się jednak inaczej. Ale z drugiej strony nie jest to kwestia strojenia się na pokaz – jak spojrzymy na świat przyrody, to często właśnie samiec próbuje zwabić do siebie partnerki dzięki swojemu wyglądowi.

A i nie jest powiedziane że facet musi mieć spodnie – kilkaset lat temu Polscy szlachcice ubierali się w podobne do sukni żupany czy szarawary – dziś w naszym kręgu kulturowym zarezerwowane raczej dla kobiet. Ba, żeby daleko nie szukać 😉 – Szkoci powszechnie ubierają się w kilty, przez wielu niezorientowanych brane właśnie za spódnice, pomimo tego jednak nie zanosi się aby wyginęli z braku chętnych partnerek… Więc może jednak to, że nie podobają się nam zwykle faceci w spódnicach to tylko kwestia tego, co wdrukowało nam wychowanie w danej kulturze?

W wywiadach które czytałem poszukując materiałów do tego tekstu Naczelny Antyfacet przyznaje, że jeszcze nie poszczęściło mu się ze znalezieniem partnerki – być może dlatego, że jednak w danym miejscu i czasie noszenie „kontrkulturowych” strojów jest jednoznaczne z przypięciem sobie łatki dziwaka, co zapewne nie ułatwia sprawy. Z drugiej jednak strony – czyż nie jest prawdziwym mężczyzną ten, który robi to co chce nie oglądając się na innych? „Ja jestem bardziej męski, kiedy wkładam spódnicę, bo pokazuję, że to ja decyduję o sobie, a nie kultura i owczy pęd ludzi wokół mnie” mówi w jednym z filmów o sobie dostępnych w internecie Boronowski. Nie sposób się z tym nie zgodzić.

A więc Panowie – może pora na ruch feministek odpowiedzieć ruchem maskulinistycznym? Czy my także nie mamy prawa do robienia tego, na co mamy ochotę a nie tego, co narzucają nam uwarunkowania kulturowe? Przecież nie musi to od razu oznaczać biegania wszędzie w szpilkach!


Tekst opublikowany w portalu gazetae.com

Photo By TGlamorpuss Photo via http://public-domain.pictures/

Comments

comments

One Reply to “Jak to jest z tym równouprawnieniem?”

  1. […] w treści stary tekst Tomka w którym mowa jest o […]

Komentarze są zamknięte.