Biznes po polsku – czyli jak w tym kraju ma być normalnie?

Po raz kolejny dostałem e-maila. Zaprasza mnie do skorzystania z usług niedawno otwartego antykwariatu. Antykwariatu w mieście, z którego pochodzę a od którego mieszkam dziś w odległości ok. 20 godzin jazdy. Dość mnie to zirytowało, bo już ileś razy wrzucałem te wiadomości na spam-listę, okazuje się jednak, że wysyłający je to prawdziwy haker. Przechytrzył mnie w najprostszy z możliwych sposobów: każdą nową informację wysyła z nowego adresu e-mailowego własnie po to, aby filtrowanie nadchodzących od niego wiadomości nie dawało rezultatu. Cóż, pora chyba przeprowadzić rozmowę uświadamiającą. Dobrze, że znam jego numer Gadu-gadu… 

Przechwycenie obrazu ekranu - 16.03.2015 - 17:30:36Rozmowa trwała nieco dłużej niż się spodziewałem. Tłumaczyłem, gromiłem, prosiłem, w końcu jednak uległ, choć był niesamowicie oburzony faktem, że nie tylko nie chcę wspierać tej jakże szczytnej idei antykwariatu dalszym rozsyłaniem otrzymywanego od niego spamu, to jeszcze nawet protestuję przeciwko samemu faktowy otrzymywania niechcianych wiadomości. “To przecież nie szkodzi, że mieszkam na drugim końcu Europy, przecież w niedalekiej przyszłości będzie można kupować przez internet!”

W końcu jednak e-maile przestały dochodzić. Nie mając zatem ciągłego zalewu informacji przy okazji jakiejś rozmowy dwa lata później zapytałem, czy wciąż prowadzi antykwariat. Prowadził, i z dumą oznajmił mi, że strona internetowa firmy już działa. A że akurat szukałem pewnej rzadkiej książki postanowiłem wypróbować ową usługę. Niestety, okazało się, że na owej stronie ksiązki nie mają żadnych opisów ani zdjęć, więc żeby zobaczyć co jest co, trzeba było kopiować zawarte na stronie tytuły i wrzucać w googla. Podczas kolejnej rozmowy wystąpiłem z wnioskiem racjonalizatorskim proponując aby tytuły książek podawać w cudzysłowie, dzięki czemu po skopiowaniu ich do paska wyszukiwarki, Google szukać będzie całego tytułu a nie każdego słowa z osobna. Dostałem wykład o tym ile czasu (a zatem pieniędzy) w skali roku kosztowałoby wpisywanie cudzysłowów i po raz kolejny okazało się, że jestem tym rodzajem klienta, który nie wykazuje oczekiwanego poziomu entuzjazmu.

Ponieważ po takiej rozmowie cięzko było mi wykrzesać jakikolwiek entuzjazm z dalszego korzystania z działalności owego antykwariatu, książkę nabyłem u konkurencji, u której już na stronie internetowej od razu widziałem co kupuję.

O całej sprawie z pewnością bym zapomniał, gdyby nie to, że właśnie wszedłem na miejskie forum i widzę na nim posty będące bezczelną reklamą: adres strony i informacja o wyprzedaży. Zaglądnąłem i z mojej nieuleczalnej życzliwości podpowiedziałem, że spamowanie na forach nie jest dobrą reklamą dla kogoś, kto twierdzi, że jego biznes to firma na poziomie i z zasadami która ma stanowić przeciwwagę dla szemranych sprzedawców z allegro. W odpowiedzi na forum pojawił się wykład z którego wynikało, że w Polsce inaczej się nie da, bo wszyscy inni grają nie fair, a zatem rzeczony antykwariat także musi. A że klienta interesuje jedynie cena, każda metoda jest dobra, aby poinformować go o tym, że to właśnie w tym antykwariacie jest najtaniej.

Mi jednak wydaje się, że akurat taka forma reklamy odstręcza grupę tych klientów, którzy szukają godnego zaufania miejsca na swoje zakupy. Natomiast klient, dla którego jedynym kryterium jest cena, mając do wyboru spamującego po forach allegrowicza oraz spamującego po forach antykwariusza wybierze tego pierwszego, ponieważ jest oczywiste, że ów, nie zatruydniając sprzedawczyń, nie płacąc podatków i nie wynajmując lokalu, będzie w stanie zaoferować znacznie tańszy produkt.  Wydatek 15 złotych na sponsorowany link na górze strony nie zachwiałby chyba budżetem działającej już od kilku lat firmy, natomiast na pewno wpłynąłby korzystnie na jej wizerunek.

Okazało się jednak, że znowu jestem w błedzie. Otóż spamowanie na forum jest dobre, bo można zaoszczędzić na reklamach. A trzeba się reklamować, bo bezczelna konkurencja rozwiesza plakaty tuż pod oknem rzeczonego antykwariatu. Co prawda kiedy tenże sam antykwariat opowiada o tysiącach plakatów rozwieszonych po całym mieście (wszystkie osobiście, a żaden legalnie) to robi to z dumą – to co innego, to biznes promujący wysoką kulturę więc jest na misji od Boga. Już jednak w sąsiednim wątku na forum tenże sam antykwariusz prowadzi zaciekłą batalię przeciwko zaśmiecaniu przestrzeni miejskiej porozstawianymi na ulicach wrakami służącymi za nośniki reklam. Typowa filozofia Kalego: kiedy samemu spamuje się, łamiąc regulamin forum czy zaśmieca się przestrzeń publiczną to jest to w porządku, bo przecież jest to robione aby nie wypaść z rynku. Wszyscy powinni wspierać bohaterskiego biznesmena niosącego na swych barkach ciężar dbałości o czytelnictwo Polaków, a tymczasem niewdzięczny naród czepia się jakichś pierdół. Pan antykwariusz w ogóle nie rozumie o co chodzi, a na wspomnienie o netykiecie i regulaminie forum stwierdza, że “ręce mu opadły”.

I dlatego właśnie nie ma szans na to, żeby w tym kraju było normalnie. Przynajmniej nie wcześniej, kiedy z narodu zniknie ta mentalność. A niestty nie jest to jedynie kwestia dorośnięcia nowego pokolenia – pan antykwariusz jest znacznie młodszy ode mnie. Ale polską mentalnością zarażony jest już na całego: Po co zasady współżycia społecznego, po co szanować innych, skoro JA robię biznes / Ja jade / Ja muszę zaparkować / Ja chcę posłuchać muzyki / Ja wole wydać na piwo niż na bilet tramwajowy / Ja mam psa, ale nie chce mi się po nim sprzątać / Ja chcę parkować swoją 36 tonową wywrotkę pod oknami mojego bloku / ja chcę postawić sobie 4 piętrowy różowy zamek gargamela w centrum Kazimierza Dolnego i tak dalej.

W sumie smutne.

Comments

comments