Są w Czechach deszcze, które się nawet Szkotom nie śniły

Od kilku dni wszyscy snują się jak muchy w smole. Całe miasto jak wymarłe, wychodzi tylko ten kto musi. Nawet pod parasolami w ogródkach knajpianych jest za gorąco, niewypite wystarczająco szybko piwo zamienia się w letnią lurę… Ale cóż to, jakby coś zaczynało się dziać… Nad horyzontem jakby ciemniej… Czyżby błyskało? Tak, wreszcie tu jest. Letnia burza. Z okien akademika oglądam przez chwile kanonadę piorunów i nagle, w jednej chwili zaczyna lać. Strumienie wody rozbijają się o balkon… Pora iść na spacer.

7732787434_314012d2af_hsssNa przystanku trolejbusowym woda przelewa się przez krawężniki, mokrzy ludzie tłoczą się pod wiatą, która daje znikomą ochronę… Panowie łapczywie spoglądają na mokre podkoszulki dziewczyn. Wreszcie podjeżdża trzydziestka szóstka, brodząc w wodzie niemal po obręcze felg.

Nikt oprócz mnie nie decyduje się na przejście tych kilku metrów od wiaty do drzwi pojazdu w strumieniach deszczu. Wsiadam i jadę do centrum. Po kilku przystankach przeskakuję do tramwaju. W drugim wagonie, do którego wskoczyłem, nie ma prawie nikogo – jedynie grupka ludzi rozmawia o tym, że nie zamierza wysiadać z wozu i będzie jeździć tam i z powrotem dopóki ulewa się nie skończy. Kiedy wysiadam, patrzą na mnie jak na jakiegoś szaleńca. Ja tymczasem w strumieniach deszczu wspinam się po stromej, brukowanej uliczce aby spod katedry na Petrově sfotografować bijące nad miastem pioruny.

Udaje mi się znaleźć miejsce jako tako osłonięte od tej istnie biblijnej powodzi. Niestety, z nienacka zacinający deszcz niweczy te plany mocząc aparat. W świetle stylowych latarni idę więc środkiem brukowanej ulicy aby przez Zelný trh dotrzeć na Náměsti Svobody. Tam nagle, po wyjątkowo głośnym piorunie, gasną wszystkie latarnie. Mrok rozświetla tylko kilka neonów, światła przejeżdżających tramwajów oraz kanonada piorunów. Grzmi już prawie ciągle, za to pada jakby mniej. Ludzie powoli wychodzą z ukrycia, gdzieniegdzie maszerują raźnie rozpryskując kałuże tacy jak ja – zbyt mokrzy, aby się tym jeszcze w ogóle przejmować. Ale to jest właśnie wspaniałe – cały jestem mokry, a w ogóle nie jest mi zimno, powietrze jest świeże i pachnie ozonem, cudowna odmiana po tych ciągnących się od tygodnia upałach…

Szkoci szczycą się tym, że rozróżniają kilkadziesiąt rodzajów deszczu. To prawda, ten piękny kraj to istna kraina deszczowców, samych mżawek jest chyba z pięć rodzajów. Ale jednak tego najwspanialszego deszczu, jakim jest letnia burza, Szkotom nie dane jest zaznać. Nie wiecie, co tracicie, nasi drodzy gospodarze. Za to ja już wiem: to właśnie letniej burzy brakowało mi najbardziej przez te wszystkie lata…


Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Fotografia: Giuseppe U. Picheca

Comments

comments