Jak Polska radzi sobie z epidemią koronawirusa? Z racji tego, że jest to obecnie największe zagrożenie w Europie postanowiłem odstąpić od mojego zwykłego stylu, w którym przeskakuję z zagadnienia na zagadnienie, i poświęcić cały odcinek sprawie pandemii. Przyjrzyjmy się temu, jak z koronawirusem radzi sobie państwo na różnych poziomach. Ale nie bójcie się, absurdów nie zabraknie, bo na końcu przybliżę wam stosunek Kościoła do epidemii.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Rząd
Początkowo rząd nie reagował na zagrożenie. Jego przedstawiciele próbowali wmawiać Polakom, że nie ma się co martwić, że to nie jest gorsze niż grypa, i że państwo jest do tego świetnie przygotowane. Już niedługo potym zmienili trochę melodię i zaczęli się tłumaczyć, że nikt na coś takiego przygotowany nie mógł być. Ale po początkowym chaosie rząd jest jednak chwalony – nawet przez opozycję – za to, w jaki sposób zareagował. Dość szybko wprowadzono podstawowe regulacje kwarantannowe, powstały stacje testowania, szpitale są przekształcane w centra walki z wirusem. Policja i inne służby szybko stworzyły zunifikowany system radzenia sobie z poddanymi kwarantannie. Społeczeństwo jest świetnie poinformowane – poza tradycyjnymi kanałami rząd dzieli się informacją w innych formach. Policja zamieściła na Twitterze film instruktażowy, na którym omawia zasady kwarantanny i zachęca media, aby używały go w swoich materiałach. Premier Morawiecki wystąpił w programie popularnego youtubera aby dotrzeć z przesłaniem do najmłodszego pokolenia:
Dobra polityka informacyjna bynajmniej nie oznacza oczywiście, że kłamać przestało TVP. “Wiadomości” używają epidemii aby atakować Unię Europejską. W piątek trzynastego na przykład mówiono w nich o tym, jak bardzo nieprzygotowana jest do pandemii Unia, całkowicie ignorując fakt, że służba zdrowia wciąż pozostaje w gestii państw członkowskich – a pomimo tego UE przyznaje krajom członkowskim znaczące fundusze na walkę z wirusem. Komisja Europejska na swoim Twitterze poinformowała o tym, że owe informacje są kłamstwem. Jest to szczegolnie przykre w sytuacji, w ktorej Polska jest jednym z większych beneficjentów programów pomocowych UE.
Rząd na razie odmawia odłożenia wyborów prezydenckich w czasie – prawdopodobnie dlatego, że epidemia wpływa pozytywnie na notowania rządu, a więc PiS. Poza tym podczas gdy inni kandydaci z powodów epidemiologicznych odwołali spotkania z wyborcami i radykalnie ograniczyli swoją kampanię, Andrzej Duda niestrudzenie podróżuje po kraju z ekipą telewizyjną zawracając dupę ludziom, którzy w czasie epidemi i tak mają za dużo do roboty. Robi sobie zdjęcia ratownikami medycznymi (lub przebranymi za nich aktywistami PiS), odwiedza fabryki i zakłady pracy – nic dziwnego, że kambania idzie mu dobrze, skoro TVP poświęciło mu już ponad 17 hours (kolejny kandydat, Krzysztof Bosak był na ekranie tylko przez 37 minut, a kandydat Lewicy Robert Biedroń jedynie przez 44 sekundy).
Ale oczywiście PiS łasy jest nie tylko ne profity polityczne. Orlen przestawił jedną ze swoich linii produkcyjnych i zacząl produkować płyn do dezynfekcji rąk – co się chwali – który sprzedaje na swoich stacjach po 95 złotych za pięciolitrowy kanister – co się chwali już mniej). Na zarzuty że firma próbuje zarabiać na epidemi rzeczniczka prasowa Orlenu poinformowała, że “cena i tak jest poniżej średniej” ale po licznych naciskach okazało się, że płyn można jednak sprzedawać za 49 złotych za kanister (lub 15 złotych za litrową butelkę). Szpitale wciąż jednak zgłaszają zapotrzebowanie na typowy płyn do dezynfekcji zwracając uwagę, że produkt Orlenu zawiera glicerynę, więc jest tłusty, i jako taki nie nadaje się do dezynfekcji powierzchni roboczych.
Generalnie jednak reakcja rządu oceniana jest pozytywnie, choć opozycja wzywa jeszcze, aby zadbano o bezpieczeństwo ludzi, którzy z racji epidemii mają ograniczone możliwosci pracy – szczególnie tych na umowach śmieciowych. Co bedzie dalej jeszcze nie wiadomo, szczególnie że cały rząd został poddany kwarantannie po tym, jak wirusa wykryto u ministra środowiska.
Na linii frontu
Sytuacja na linii frontu wygląda mniej rózowo. Okazuje się, że liczne działania rządu w praktyce pozostają jedynie na papierze. Zewsząd słychać głosy, że służba zdrowia jest kompletnie nieprzygotowana na walkę z wirusem. Co z tego, że rząd utworzył centra testowania podejrzanych o zakażenie wirusem, rozstawił namioty, zaprosił ludzi do zgłaszania się, kiedy w tych miejscah brakuje najważniejszego – samych testów – jak również podstwowych środków higienicznych takich jak maseczki czy rękawiczki. Jeden z pracowników służby zdrowia opisał sprawę przy użyciu następującej analogii: z gigantycznej, mamuciej skoczni narciarskiej zjeżdża skoczek. Jego trener zapewniał go, że wszystko będzie dobrze i że jest świetnie przygotowany. Tłumy szaleją, życząc mu jak najlepiej. Z dystansu jednak nie widać, że narciarz zamiast nart ma klepki z podłogi, zamiast hełmu wiaderko z Castoramy a okulary to papierowe zabawki jakie dzieci dostają w McDonaldzie. Dodatkowo pracownicy służby zdrowia są wyjątkowo wkurzeni tym, że ten sam rząd, który jeszcze niedawno obrażał im i krzyczał “niech jadą” kiedy strajkowali żądając dofinansowania walącego się systemu służby zdrowia, nagle w obliczu pandemii oczekuje od nich pracy ponad siły, bez podstawowych narzędzi i środków zabezpieczających, a w niektórych przypadkach oczekuje wolontariatu.
Zderzenie czołowe z rzeczywistością zaliczyła także była posłanka Bernadeta Krynicka, która po tym, jak nie dostała się ponownie do sejmu otrzymała ciepłą posadkę jednego z menadżerów w szpitalu, który ma stać się centrum leczenia koronawirusa. Opublikowała ona na swoim Facebooku film, w którym punktuje po kolei jak tragicznie nieprzygotowany do tego zadania jest jej szpital (a w domyśle – całość służby zdrowia). Jej wystapienie doczekało się niemal natychmiastowej relacji – członkowstwo Krynickiej w PiS zostało zawieszone.
Lokalni radni także próbują przepchać swoje pomysły korzystając z epidemii. We Wrocławiu radni PiS wojujący z buspasami domagają się zawieszenia tych już istniejących na czas epidemii. Argumentują to względami bezpieczeństwa co jest totalnym idiotyzmem – bo ludziom jadącym własnymi samochodami postanie trochę w korku nie zaszkodzi, a pasażerowie autobusów powinni jak najkrócej przebywać w zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej. Nie mówiąc już o tym, że buspasy ułatwiają przejazd przez miasto karetkom.
Obywatele
Społeczeństwo generalnie dostosowuje się do nakazów rządu, a często nawet z własnej inicjatywy idzie krok dalej. Po początkowej histerii zakupowej (która przewaliła się także przez składy budowlane, no bo przecież jak Polak siedzi w domu, to musi sobie ponap…dalać wiertarą) ludzie w większości zniknęli z ulic. W większości jeśli tylko to możliwe zostają w domu a wychodząc na zewnątrz starają się przestrzegać zaleceń. Wielu wystąpiło z inicjatową pomocy starszych sąsiadom a liczne restauracje przestawiły się na gotowanie dań na wynos – w tym darmowych posiłków dla służby zdrowia. Lekarzy i pielęgniarki wożą także za darmo niektóre korporacje taksówkowe. Działania samopomocowe koordynuje, między innymi, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
Jak na razie można odnieść wrażenie, że pomimo zagrożenia i trudnej sytuacji w służbie zdrowia, Polacy są dobrej myśli.
Kościół.
Kościół w Polsce to natomiast kompletnie inna historia. Albo stulecie. Kiedy Kościoły we Włoszech zgodnie z zaleceniem służb epidemiologicznych zamknęły swoje drzwi dla wiernych, polscy prawicowcy oskarżyli włoskich katolików o to, że zdradzili Chrystusa. Argumentowano, że jeśli nie wierzysz, że Jezus uratuje Cię przed epidemią, to tak jakbyś w ogóle nie wierzył. Episkopat zdaje się podzielać te opinie. Jego rzecznik oznajmił, że jest “niewyobrażalne, żeby Polacy nie modlili się w kościołach”. Ale oczywiście to nie jest tak, że kościół ignoruje zagrożenie – podczas mszy będzie śpiewana suplikacja “Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas panie”. Arcybiskup Depo zwrócił także uwagę, że koronawirus to tylko jedno z zagrożeń i że nie należy zapominać o ideologii gender.
Oczywiście po tym jak rząd zakazał zgromadzeń większych niż 50 osób, Kościół musiał się dostosować. Aby sprostać temu wyzwaniu zorganizowano więcej mszy, żeby wierni się rozproszyli. Po tym, jak jeden z szafarzy okazał się zarażony koronawirusem rozpoczęto także dyskusję o tym, jak bezpieczne jest przyjmowanie komunii świętej. Czy powinno się opłatek przyjmować do ust, czy do ręki, czy na stojąco, czy na klęcząco… Zdania były podzielone. Jeden z arcybiskupów poradził, żeby się nie stosować do wytycznych oraz śmiało korzystać z wody święconej, ponieważ Jezus chroni przed wirusami. Najwyraźniej pomylił go z Domestosem.
Zorganizowano także wielką mszę w świątyni Opatrzności Bożej, podczas której jawnie lekceważono środki bezpieczeństwa. Co ciekawe jednak, spotkanie Episkopatu zostało odwołane.
Jeśli chodzi o szeregowych księży, to reakcje są różne. Niektórzy dostosowują się do zaleceń. Inni mają je totalnie gdzieś – jak jeden z kapelanów szpitalnych, który nieproszony wtargnął do izolatki, w którym odpoczywały kobiety świeżo po porodzie. Inni postanowili walczyć z wirusem dostępnymi środkami, obnosząc hostie po swoich miejscowościach w celu, jak zgaduję, duchowego wystraszenia wirusa. Niektórzy robią to na piechotę, w innych miejscowościach sprawę oddano w ręce brygad zmotoryzowanych aby przyśpieszyć proces, a we Wrocławiu lokalny ksiądz poszedł na całość i zaangażował w sprawę siły lotnicze Watykanu.
Jeśli to zadziała, to super, jesteśmy uratowani. Jeśli jednak Jezus nas zawiedzie, to cała nadzieja w konkurencji. Fakt, że ze sklepów wykupiono cały makaron daje nadzieję, że Latający Potwór Spaghetti może spojrzeć na nas życzliwszym okiem.
W momencie pisania tego tekstu – 17 Marca – w Polsce zanotowano pięć ofiar śmiertelnych i 221 potwierdzonych przypadków koronawirusa. Ta ostatnia liczba jednak prawdopodobnie jest radykalnie zaniżona, bo testowani są jedynie nieliczni.
Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Zdjęcie: US Army (Public Domain)