Tymczasem w Absurdystanie 178

Nie brak opinii, że PiS jest grupą rekonstrukcyjną starającą się odtworzyć w Polsce PRL. Jeśli nawet, nie wychodzi im to w stu procentach (w końcu historia zwykle powtarza się jako parodia samej siebie, jak powiedział kiedyś pewien mądry człowiek) ale trzeba przyznać, że podobieństwo faktycznie bywa uderzające. Jeśli ktoś chce zatem zrozumieć co i dlaczego odjaniepawla się dzisiaj w tym kraju, warto przypomnieć sobie klasyki kina PRL – takie jak Barejowskiego “Misia”.

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Tytułowy Miś z filmu to gigantyczna słomiana figura której konstrukcją zajmują się bohaterowie filmu pracujący w różnych państwowych instytucjach. W kultowej scenie (około 1h 08’) grany przez Krzysztofa Kowalewskiego Jan Hochwander dzieli się z granym przez Stanisława Tyma Ochódzkim swoimi pomysłami na zaoszczędzenie pieniędzy. Ochódzki odrzuca je wszystkie, mówiąc, że pieniądze wydawać się będzie aż furczało, płacąc pełną stawkę państwowym instytucjom. Kiedy Hochwander nie rozumie jaki w tym sens, Ochódzki tłumaczy mu, że oni, jako konsultanci, mają 20% od kosztów, a zatem im droższa budowa słomianej figury, tym bardziej stać ich będzie na dobry koniaczek. A miś? Miś i tak zgnije do jesieni i nikt nie będzie o niego pytał, bo nikt nie wie po co jest ten miś.

Pamiętacie ten prom, pod który stępkę osobiście kładł sam Mateusz Morawiecki w 2017 roku (jeśli nie, zajrzyjcie tutaj). To był właśnie taki miś. Stępka zdążyła już zardzewieć, ale żadna strata, bo to nie była żadna stępka tylko jakiś przypadkowy kawał żelastwa, który akurat walał się w stoczni. Wszyscy już zdążyli o tym zapomnieć (może z wyjątkiem momentów, w których wypominamy Morawieckiemu jego niespełnione obietnice) aż tu nagle wkracza NIK, cały na biało, i informuje nas, że jak na razie ten słomiany prom-widmo kosztował nas 14 000 000. Pieniądze poszły na projekty, na liczne zmiany w tych projektach, research, analizę stanu ukończenia owych projektów, analizę prognozowanego ruchu Ro-Ro na Bałtyku, a nawet na utworzenie specjalnej spółki “Promy polskie”, która miała zajmować się koordynowaniem zakupów promów dla polskich firm promowych. Bo najwyraźniej dwie polskie firmy promowe to za dużo, aby wspólne zakupy skoordynować między sobą. Plan jednak od początku był lipą – na promy nie było finansowania a jednostka o tych wymiarach fizycznie nie mogła powstać w Stoczni Szczecińskiej. Dziś politycy PiS wmawiają nam, że to, że prom nie powstał to wina PO a PiS zrobił w Polsce tyle dobrego, że stępkę niech “sra kot” (cokolwiek by to miało znaczyć: moje kotki wydalają z siebie przyzwoite gówno a nie żadne PiSowskie propagandowe obietnice). Jestem jednak przekonany, że kto miał zarobić na koniaczek przy tym projekcie to zarobił.

NIK wydaje się iść na wojnę z rządem. Po tym jak jego prezesowi Marianowi Banasiowi wyciągnięto robienie szemranych interesów Kaczyński chciał zmusić go do odejścia, ale odwołać szefa NIK nie jest tak łatwo, dlatego Banaś był w stanie się postawić. Na początku obserwowaliśmy próbę sił, CBA szykanowało rodzinę Banasia podczas gdy ten dawał do zrozumienia, że jak ma iść na dno, to nie sam. W końcu ruszył do ataku i wali ostro – ostatnio oskarżył między innymi samego Morawieckiego o to, że złamał prawo próbując w zeszłym roku organizować wybory kopertowe. Sprawa jest już w prokuraturze. Problem w tym, że naczelnym prokuratorem jest Ziobro, który już jasno dał do zrozumienia, że jeśli ktokolwiek łamał prawo przy okazji wyborów to była to opozycja. Nie wiem jak Wy, ale ja na uczciwe śledztwo w tej sprawie nie czekam. To w Polsce już tak nie działa. Ziobro locuta, causa finita.

Na szczęście jednak jeszcze nie zawsze. Sądy mają wciąż coś do powiedzenia. Po tym, jak jeden z ludzi Ziobry został złapany na jeździe po pijaku (i to na ostro, policja zatrzymała go jak jechał slalomem całą szerokością drogi z już uszkodzonym kołem) prokuratura oczekiwała, że sprawa zostanie warunkowo umorzona. Nic z tego – sąd pijaka za kierownicą skazał, czym zakończył jego karierę w prokuraturze (a na parę lat również w innych dziedzinach prawa). Wątpię jednak, żeby były prokurator musiał szukać pracy w magazynie – idę o zakład, że znajdzie się dla niego jakaś ciepła posadka.

Inna kultowa scena z “Misia” to scena na przejściu granicznym gdzie obywatel musi opłacić karę za utracone za granicą kilogramy – i to w wyższej stawce, bowiem “KAŻDY KILOGRAM OBYWATELA Z WYŻSZYM WYKSZTAŁCENIEM SZCZEGÓLNYM DOBREM NARODU” – jak głosi umieszczony na przejściu baner. Ta scena przywoływana jest coraz częściej w kontekście zakusów ultrakatolickich radykałów na to, aby karać kobiety dokonujące aborcji za granicą. Bo wprowadzenie takiego prawa siłą rzeczy musi prowadzić do jakiejś formy kontroli – skąd inaczej państwo miałoby wiedzieć, że powracająca z zagranicznych wojaży obywatelka była w ciąży opuszczając nasz kraj? Tymczasem jednak nawet istniejące prawo wystarczy aby torturować kobiety. Oko.press opisało sytuację, w której pomimo stwierdzenia, że płód jest martwy, tygodniami odmawiano kobiecie prawa do jego usunięcia. Obiekcji nie znalazł dopiero prywatny szpital, w którym jednak zabieg kosztował kilka tysięcy złotych…

W innej scenie “Misia” milicja zbudowała przy drodze makietę miasta, aby wlepiać kierowcom mandaty za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym. To także przynosi na myśl pewne sytuacje z dziś, kiedy policja na siłę szuka sposobów na to, aby dręczyć obywateli którzy nie zrobili nic złego. Choć sądy w blisko 100% przypadków odrzucają sprawy wnoszone przez policję o uczestnictwo w nielegalnych zgromadzeniach, policjanci wciąż prześladują przeciwników partii rządzącej. Która stara się dostarczać im amunicji, co widać po tym, w jaki sposób rozluźnia covidowe ograniczenia. I tak możecie sobie pójść do kościoła czy do galerii handlowej na zakupy, zatłoczonym tramwajem udać się na bulwary nad rzeką i spacerować tam w tłumie innych spacerowiczów. Chyba, że wyciągniecie antyrządowe transparenty, wtedy zgromadzenie nie może liczyć więcej niż 5 osób (tak na marginesie jest to oczywiście bzdura, prawo do manifestowania zapewnia Polakom Konstytucja. Gdybyśmy tylko mieli jakiś Trybunał zdolny zwrócić rządowi uwagę na niekonstytucyjność wprowadzanych ograniczeń…).

W “Misiu” pojawia się nawet motyw porywania samolotów. Czy tam furmanek, za które potem się dostaje w ramach odszkodowania samoloty, Stanisław Paluch nie do końca to ogarniał. To również jest gorący temat w dzisiejszej Polsce. W poniedziałek samolot PLL Lot z Moskwy do Warszawy kiedy już kołował do startu został zawrócony do bramki, aby Rosjanie mogli wyciągnąć z niego opozycjonistę. Idę o zakład, że mogli go spokojnie aresztować zanim wszedł na pokład, ale chcieli przy okazji pokazać nam, Polakom, że mogą wszystko. Tak jak kolega Putina, Łukaszenko, który porwał zarejestrowany w Polsce samolot Ryanair lecący z Aten do Wilna aby uprowadzić znajdującego się na pokładzie białoruskiego opozycjonistę i jego dziewczynę. A tak na marginesie, Protasiewicz, wbrew wcześniejszym informacjom, wcale nie miał azylu w Polsce. Owszem, wystąpił o azyl, ale poległ w starciu z polską biurokracją: wysłali do niego list na zły adres, a nie otrzymawszy odpowiedzi zamiast próbować się z nim skontaktować w inny sposób po prostu zamknęli sprawę.

Ale są też dobre wiadomości. Tak jak popsuty zegar dwa razy na dobę wskazuje dobrą godzinę, tak i PiSowi czasem zdarzy się zrobić coś dobrego. Ostatnio wprowadzili rewolucyjne zmiany do kodeksu drogowego – między innymi od dziś kierowcy zobowiązani będą ustępować pierwszeństwa pieszym na przejściu. To wreszcie skończy wieczne obwinianie ofiar o to, że “wtargnęły pod jadący samochód”. Choć pewnie nie od razu – ta mentalność zakorzeniona jest w Polakach tak głęboko że ostatnio nawet Policja po tragicznym potrąceniu pieszego na przejściu opublikowała takiego mema:
Drogi przechodniu. Jadąc samochodem po południu w kierunku słońca widzę mniej więcej tyle – Demotywatory.pl

Tak. POLICJA. Przesłaniem po tragicznym wypadku nie jest napisanie kierowcom “jak nie widzisz gdzie jedziesz, kretynie to zwolnij”. Przesłaniem jest ostrzeżenie pieszych, żeby nie wchodzili na jezdnię, bo nawet jak pan kierowca łaskawie jedzie z maksymalną dozwoloną w danym miejscu prędkością a nie akurat szybciej, jak to w Polsce jest w zwyczaju, to może go nie zauważyć.

Swoją drogą, dzięki zmianom w kodeksie 50 km/h w terenie zabudowanym będzie obowiązywać także w nocy. Wśród innych zmian są także takie regulacje zwiększające bezpieczeństwo jak minimalne odstępy między pojazdami na autostradach i drogach ekspresowych (“Odstęp ten wyrażony w metrach określa się jako nie mniejszy niż połowa liczby określającej prędkość pojazdu, którym się poruszamy, wyrażonej w kilometrach na godzinę”  – przepis zapisano w sposób, który powoduje ból serca wszystkich matematyków i fizyków, ale wiadomo o co chodzi) ale i na pieszych spoczywają nowe obowiązki – wchodzenie na jezdnię lub torowisko z nosem w smartfonie będzie od teraz wykroczeniem. Prawo jazdy mam już blisko od ćwierć wieku i dawno już straciłem rachubę tego, ile razy manipulowano przy kodeksie drogowym. Ale to chyba jest pierwszy raz, kiedy wprowadzone zmiany mają szansę pozytywnie wpłynąć na bezpieczeństwo na drogach a nie tylko komplikują przepisy i zmuszają zarządców dróg do stawiania nowych bezsensownych znaków na poboczach.

A skoro o bezpieczeństwie i bezsensownych działaniach mowa, kilka ważniejszych redakcji prasowych w kraju otrzymało anonimowy list podpisany przez polskich marynarzy-podwodniaków. Jego autorzy chcą zwrócić uwagę na tragiczny stan jedynego pozostającego w czynnej służbie polskiego okrętu podwodnego. Piszą, że podczas niedawnych ćwiczeń o mały włos a nie udało by im się powrócić na powierzchnię. “To cud, że ORP Orzeł wciąż pływa” – napisali, zwracając uwagę, że ta 35-letnia sowiecka konstrukcja nie została prawidłowo naprawiona po pożarze, który strawił jej wnętrze w 2017 roku (więcej o tym tutaj) i została przywrócona do służby wbrew protestom załogi. Autorzy twierdzą, że jedynym powodem dla którego ORP Orzeł wciąż pływa są potrzeby propagandowe PiS – po tym jak na złom poszły dwie pozostałe łodzie podwodne – 60-letnie zabytki klasy Kobben, które we współczesnym teatrze wojennym mogły stanowić zagrożenie co najwyżej dla swoich załóg – wycofanie ze służby także tego ostatniego okrętu zakończyłoby istnienie polskiej floty podwodnej, co zwróciłoby uwagę opinii publicznej na to, że PiSowi nie udało się spełnić swoich obietnic również i na tym polu (ówczesny minister obrony Macierewicz bredził nawet coś o podwodnych lotniskowcach). Autorzy listu zwracają uwagę, że o ile jako polscy marynarze gotowi są “na dnie z honorem lec” broniąc polskiego morza, to nie uśmiecha im się pójść śladem załogi “Kurska” tylko po to, żeby PiSowi nie spadło w statystykach poparcia. Przedstawiciel armii tymczasem podejrzewa, że list to fałszywka i zapewnia że ORP Orzeł jest bezpieczny i stopniowo przywracany do gotowości bojowej.

Ale nie wszystkie obietnice PiS pozostają w sferze wirtualnej. Więc nawet, jeśli schodzenie pod wodę będzie dla ORP Orzeł zbyt niebezpieczne, to zawsze będzie sobie mógł popłynąć do Elbląga nowo wykopanym kanałem. Kanałem, który nie ma ani ekonomicznego, ani militarnego sensu a jego szacowany koszt wzrósł już ponad dwukrotnie. Po co jest więc ten kanał? Tu znów wracamy do “Misia”:

Kto ma na tym zarobić, ten zarobi. I będzie go stać na koniaczek.


Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Zdjęcie misia (repliki tego z filmu): użytkownik Wikipedii Hiuppo (CC 3.0)
Mem za portalem demotywatory.pl

Comments

comments

Dodaj komentarz