Tymczasem w Absurdystanie 187

Na początku tego roku prezydent Duda zachwalał profesjonalizm polskiej policji. Jego zdaniem policja wykazała się najwyższą klasą, ponieważ nikt nie zginął – również w czasie zamieszek, jak łaskaw był on określić pokojowe protesty kobiet. Według niego, jak nikomu nie dzieje się krzywda to znaczy, że policja działa perfekcyjnie. Jak widać pan prezydent ogląda za dużo TVP, bo gdyby zainteresował się tym, co piszą media niezależne, wiedziałby, że policja wykazuje się coraz większą brutalnością wobec uczestników antyrządowych protestów. Ostatnio serię artykułów podsumowujących brutalność policji wobec uczestniczek Strajku Kobiet opublikował portal Oko.press, czytamy tam o wykręcanych rękach, złamanym nosie czy uszkodzonym kręgosłupie. Także o tym, że żaden z agresorów nie poniósł odpowiedzialności za swoje czyny, a ich zwierzchnicy wraz z prokuraturą zamiatają te sprawy pod dywan. Poszkodowane czują się, jakby policjanci śmiali im się w twarz. Co prawda pięć lat temu Minister Błaszczak przebąkiwał coś o kamerach, które mieli nosić na sobie policjanci żeby ich zachowanie było pod kontrolą, ale jakoś nie widać, żeby coś się w tej kwestii zmieniło. Za to dzięki maseczkom policjanci, którzy często nie mają na sobie identyfikatorów, czują się coraz bardziej bezkarni. 

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Teraz jednak prezydent nie będzie już w stanie udawać, że policja jest profesjonalna, bo nawet jeśli pisarz Jakub Żulczyk ma rację, trudno będzie Dudzie zamieść pod dywan fakt, że w Lubinie z rąk policji zginął kolejny człowiek. W sytuacji przywodzącej na myśl morderstwo Georga Floyda troje policjantów przez blisko pół godziny na przemian klęczało ofierze na karku albo ją cuciło. Wszystko nagrała matka ofiary – która sama wezwała policję w momencie, w którym nie była w stanie opanować jej syna wyjątkowo pobudzonego po zażyciu narkotyków – był od wielu lat uzależniony. Kiedy policjanci dowiedzieli się o istnieniu tego nagrania, nie przestrzegając żadnych procedur wbili się do mieszkania rodziny gdzie, po wykręceniu ręki czy dwóch, siłą odebrali telefon z nagraniem.

Społeczeństwo coraz mniej ufa policji, która coraz częściej widziana jest jako zbrojne ramię partii rządzącej, która w zamian zapewnia jej daleko posuniętą ochronę. Na przykład kiedy pięć lat temu policjanci we Wrocławiu torturowali aż do śmierci Igora Stachowiaka, toczące się w tej sprawie śledztwo było jawnie sabotowane (opowiadają o tym między innymi rodzice ofiary w niedawnym wywiadzie dla onetu) a zwierzchnicy morderców korzystali z ochrony ze strony działaczy PiS. Sami zbrodniarze otrzymali wyroki od 2 do 2.5 roku więzienia, które większość ludzi uważa za śmiesznie niskie, biorąc pod uwagę nie tylko ciężar zbrodni, ale i wyjątkową odpowiedzialność jaka spoczywa na stróżach prawa. Wyroki te najwyraźniej za śmieszne uważają też sami policjanci, bo już kilka osób donosiło, że będąc zatrzymanymi w komisariacie na Trzemeskiej, gdzie doszło do morderstwa, grozi im się “wizytą w Komnacie Stachowiaka” – czyli w toalecie, w której nie ma kamer…

Po tym jak policjanci po raz kolejny zamordowali swoją ofiarę, pod komisariatem w Lubinie zebrały się tłumy. Do zebranych nikt nie wyszedł, nie próbowano deeskalować sytuacji, dopiero kiedy w stronę komisariatu poleciały kamienie i zapłonął kubeł na śmieci zdecydowano sie na rozwiązanie siłowe. W rezultacie doszło do regularnej bitwy, ze strzałami z broni gładkolufowej i dwoma armatkami wodnymi i ściąganiem posiłków z połowy województwa. Po obu stronach byli ranni i aresztowano ponad 40 osób.

Swoją drogą, pokazuje to problem, z którym polska policja boryka się już od dawna, jeszcze na długo przed objęciem w kraju rządów przez PiS. Pisałem o tym już w 2013, mając wtedy jeszcze na świeżo porównanie policji polskiej z policją szkocką, dla której pracowałem dekadę temu jako tłumacz. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to to, że w Szkocji policjanci w pierwszej kolejności dążą do deeskalacji sytuacji, mając na uwadze bezpieczeństwo nie tylko swoje i osób postronnych ale i samego agresora. W Polsce tymczasem można odnieść wrażenie, szczególnie obserwując interakcje protestujących i funkcjonariuszy, że dla policjanta nadrzędnym celem jest pokazanie, kto tu rządzi – co widać było pięknie na filmiku który omawiałem w tym artykule sprzed ośmiu lat. Czyżby problemem była tu polska mentalność, gdzie – szczególnie według samych funkcjonariuszy – policjant to jest “pan władza” którego zadaniem jest wydawanie poleceń i ich siłowe egzekwowanie a nie “pan służba”, którego zadaniem jest dbanie o bezpieczeństwo obywateli – nawet tych łamiących prawo?

No, ale wracajmy do Lubina. W momencie, kiedy sytuacja zaczęła eskalować, policjanci usunęli z miejsca wydarzeń reporterów, szczególną uwagę poświęcając reporterowi portalu Oko.press (pamiętacie? To ci, którzy piszą o brutalności i bezkarności policjantów), nie wpuszczono go nawet na oficjalną konferencję prasową. Bo po co komu takie media, rząd ma już wystarczająco swoich.

Problem jednak w tym, że te rządowe media to trochę kiepski poziom prezentują – nawet jeśli pominąć bezczelną propagandę. Po tym, jak gazety lokalne przejął koncern Orlen, wbrew zapowiedziom Obajtka naczelnych zastąpiły osoby z politycznego rozdania. Jeden z nich, wice-naczelny Dziennika Zachodniego opublikował wstępniak, który, poza tym, że był totalnym, miałkim bełkotem, zawierał w sobie 39 błędów, wliczając w to literówkę w nazwisku autora. Aż się nie chce wierzyć, że być może taki własnie poziom prezentują nowe elity władzy – być może przepuszczenie tego wszystkiego przez korektę było aktem sabotaży ze strony załogi?

Ale to nie tak, że wszystkie teksty w lokalnych dziennikach Polska Press są złe. W Gazecie Wrocławskiej ukazał się na przykład bardzo fajny przewodnik po lokalnych knajpach. Ale być może był dobrze napisany dlatego, że był to plagiat – tekst został ukradziony popularnemu w mieście blogerowi kulinarnemu. Redaktor wydania przeprosił, pisząc, że ten materiał nie powinien ukazać się w tym momencie i w takiej formie. Ciekawe kiedy i w jakiej formie powinien ukazać się zatem skradziony innemu autorowi tekst?

Ale być może jakość nie jest aż tak istotna, bo ostatecznym celem jest to, aby gazety w ogóle nie pisały? Kiedy szef NIK oskarżył nie tylko Zbigniewa Ziobrę o defraudację pieniędzy z funduszy pomocy ofiarom, z której – co jest od dawna wiadome – Ziobro zrobił sobie fundusz polityczny swojej partii, ale także swojego zastępce o to, że próbuje sabotować kontrole, które wykazują nieprawidłowości w działaniach rządzących, w PiS podniosło się wielkie oburzenie. Ale nie, nie są oni oczywiście oburzeni tym, że Ziobro ssie pieniądze, które powinny pomagać ofiarom przestępstw aż miło. Oburzenie wzbudził fakt, że cała awantura przedostała się do mediów.

A skoro już mowa o tych, co defraudują publiczne pieniądze, Ryszard Czarnecki, znany z jazdy zimą zezłomowanym kabrioletem do Brukseli najdłuższą z możliwych dróg i pobierania za to 100 000 euro nienależnych kilometrówek został dostrzeżony przez uważnych kibiców sportowych na trybunach w Tokio. Okazuje się, że nawet lokalni mieszkańcy nie mają jak oglądać zmagań sportowców na żywo, ale Ryszard Czarnecki to i na drugą półkulę pojedzie, żeby tylko choć przez ułamek sekundy pojawić się na ekranach telewizorów. Dziennikarzom udało się ustalić, że do Tokio Czarnecki poleciał jako członek Polskiego Komitetu Olimpijskiego, co potwierdzili u źródła, ale wciąż nie bardzo wiadomo co Czarnecki na tej olimpiadzie miałby robić.

Jestem jednak gotów przyjmować zakłady dotyczące tego, co będzie robić po powrocie. Ja obstawiam, że wystawi rachunek za koszta podróży wąskotorówką na Alaskę, skąd do Tokio udał się sterowcem z międzylądowaniem na Tristan da Cunha…


Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Zdjęcie (niezwiązane z wydarzeniami opisanymi w tekście): Piotr Drabik, CC 2.0 via Flickr

Comments

comments

Dodaj komentarz