Być może pamiętacie, że jedną z rzeczy które utorowały PiS drogę do władzy były tajne nagrania z Sowy upubliczniane przez redakcję Wprost (więcej o tym tutaj). Te nagrania – jak dziś wiemy, były prezentowane wybiórczo a do tego edytowane w taki sposób, żeby przedstawić polityków poprzedniego rządu w złym świetle. Pojawiały się podejrzenia, że stoją za tym działania służb rosyjskich, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego prowadziła więc w tej sprawie śledztwo. Sceny w których Sylwester Latkowski siłuje się z dwoma agentami próbującymi odebrać mu laptopa zawierającego źródła stały się pompowanym przez PiS do znudzenia symbolem tego, jak rząd Platformy narusza wolnoć mediów.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Ale o ile oczywiście prawo dziennikarza do utrzymania w tajemnicy swoich źródeł jest podstawą wolności prasy, to można zrozumieć, dlaczego służby specjalne podejrzewające, że za całą aferą stoją agenci Rosji chciały bardzo dowiedzieć się, kto Latkowskiemu podsyła te wrzutki. A tymczasem PiS, który tak bardzo krytykował wtedy rząd PO, dziś narusza wolności dziennikarzy pod byle pretekstem. Pięciu policjantów wkroczyło do mieszkania zielonogórskiego dziennikarza Gazety Wyborczej i siłą odebrało mu cały sprzęt elektroniczny – w tym służbowego laptopa zawierającego informacje chronione tajemnicą dziennikarską, pomimo nie posiadania nakazu ani wyroku zwalaniającego dziennikarza z obowiązku jej zachowania. A jaka była przyczyna tych działań? Ktoś z tego samego IP, z którego korzysta router dziennikarza, wysłał pogróżki jednego z posłów PiS. Ciekawe czy zgłoszenia o pogróżkach otrzymywanych przez posłów opozycji czy na przykład osoby LGBT także spotykają się z tak zdecydowaną akcją policji?
Tymczasem nie zanika konflikt pomiędzy PiS a szefem NIK, który po obsadzeniu na tym stanowisku trochę się zbiesił, i w swoim raporcie przedstawionym w Sejmie w czasie urodzin dziennikarza Mazurka przedstawił dane, z których wynika, że rząd wydaje setki miliony złotych niezgodnie z prawem. Sam Fundusz Sprawiedliwości zamienił się w prywatną skarbonkę Zbigniewa Ziobry, z której dotuje swoją partię, jej przyjaciół i sojuszników. Poszło na to już 280 milionmów, z których czasami finansuje się na przykład instytucje kościelne (pod pretekstem tworzenia w nich punktów pomocy ofiarom przestępstw – listę takich miejsc skompiliowała na Twitterze użytkowniczka “Układy Dynamiczne” (tutaj). Ale bywają akcje, po których nie wiadomo, czy się śmiać czy płakać. Na przykład 2 500 000 poszło na “monitorowanie nienawiści wobec chrześcijan w internecie”. Monitorowanie zaowocowało raportem, z którego wynika, że ktoś przez cztery dni przeglądał sobie grupki z cenzopapami i memami o księżach. Zatrzymajmy się tutaj na chwilkę: Zbigniew Ziobro wydał dwa i poł melona z pieniędzy które powinny iść na pomoc ofiarom przestępstw żeby wydać 120-stronową książeczkę z kompilacją memów o papieżu i kościele… W sumie to ja bym chciał mieć taką pracę – cztery dni kopiowania memów z internetu za miliony… Aż byłem ciekaw, kto miał tyle szczęscia i taką pracę dostał, ale pod raportem nie podpisał się nikt z imienia i nazwiska…
Jeśli chodzi o memy, to karierę memiczną w ostatnim tygodniu zaliczył też Rafał Ziemkiewicz, który po wieloletnim głoszeniu poglądów, że kraje powinny same decydować o tym, kogo wpuszczać na swój teren próbował wjechać na teren innego kraju, który zdecydował, że Ziemkiewicza nie wpuści. W oparciu o przepisy dotyczące hate preachers, czyli siewców nienawiści, Wielka Brytania odmówiła mu wjazdu do Anglii i deportowała do kraju. Ziemkiewicz oczywiście się oburza, bo on żadnym antysemitą nie jest, co jest dość odważnym twierdzeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w swojej ostatniej książce (którą dla was zrecenzowałem tutaj) poświęca cały rozdział na tłumaczenie dlaczego powinniśmy być dumni z naszego antysemityzmu (bo po pierwsze, w odróżnieniu od antysemityzmów w innych krajach, nasz jest uzasadniony, a po drugie, pomimo tego jeszcze tych wszystkich Żydów nie wymordowaliśmy – tak w dużym skrócie). Pomimo jednak tego, że Wielka Brytania realizuje postulaty Ziemkiewicza o niewpuszczanie do krajów cywilizacji łacińskiej przyjezdnych głoszących poglądy nie przystające do cywilizacji Chrześcijańskiej jakoś on nie wygląda na zachwyconego. Polski rząd wspiera go w tym oburzeniu i wezwano nawet na dywanik brytyjskiego ambasadora. Ale patrzmy na pozytywy: być może oznacza to, że nic ważniejszego nie dzieje się w relacjach polsko-brytyjskich.
No ale co się dziwić, Ziemkiewicz został potraktowany bardzo nie po chrześcijańsku: zamknięto go w jakimś areszcie (i to z imigrantami z Afryki!), dali pić i wsadzili w samolot. A przecież mogli uznać go za element wojny hybrydowej prowadzonej przez Morawieckiego (pamiętacie, jak sie odgrażał, że będzie chrystianizować Europę?), doprowadzić na krawędź klifu w Dover i popchnąć w kierunku Francji. W końcu tak mniej więcej traktuje uchodźców przychodzących z Białorusi polska Straż Graniczna.
A to jeszcze nie wszystko. Tylko w ostatnich dniach polski rząd odmówił lekarzom możliwości niesienia pomocy medycznej uchodźcom na granicy, aresztował zagranicznych dziennikarzy za to, że jadąc zgodnie z radą służb prasowych Straży Granicznej źle skręcili i nieoznakowaną drogą niechcący wjechali nieco na teren strefy objętej Stanem Wyjątkowej (aresztowano ich kiedy zawrócili i z owej strefy wyjeżdzali i potraktowano w taki sposób, że jedna z nich – doświadczona reporterka wojenna – powiedziała, że nigdy nie została potraktowana tak brutalnie) oraz zatrzymali reporterkę, oskarżając ją o popełnienie przestępstwa polegającego na “jechaniu za pojazdem Straży Granicznej” (oczywiście sprawa zakończyła się 40-minutową kontrolą drogową i mandatem za jakąś pierdołę).
Przesłanie jest jasne: niech sie tym dziennikarzom nawet nie śnią próby informowania o tym, co w zamkniętej strefie wyprawia Straż Graniczna. Raczej jednak nie pomaga to rządowi w zachowaniu twarzy – o postępowaniu strażników dowiadujemy się z relacji tych uchodźców, którzy są już bezpieczni (czytaj tutaj), oddajemy także pole białoruskiej propagandzie (w momencie, w którym piszę te słowa doszła do mnie informacja o tym, że Białorusini opublikowali materiał sugerujący, że trzech Syryjczyków zostało brutalnie pobitych przez polskie służby po tym, jak nie chcieli pozwolic się wypchnąć z powrotem na teren Białorusi) którą, z braku uczciwych mediów po naszej stronie i niewiarygodności źródeł rządowych nie ma jak zweryfikować. Ale nawet sama Straż Graniczna ustami swojej rzeczniczki, która rozmawiała z jedną z holenderskich telewizji, przyznaje, że stosuje nielegalne push-backi:
Rzeczniczka @Straz_Graniczna oficjalnie przyznaje, że osoby są zawracane na Białoruś i że Polska stosuje nielegalny #PushBack@FundOcalenie@SIP_interwencja@hfhrpl@CzabanPiotr@f_sterczewski@ODFoundation@spacerowiczka1@Tamara10612@ObywateleRP@BydgoszczyW@NocnaZ@Bacon227 pic.twitter.com/8q9au7OvYi
— Piotr #FBPE (@piotr4913) September 21, 2021
Nikogo nie oszczędzają – grupa około 20 osob, w której znajdowały się małe dzieci została zatrzymana na terenie strażnicy w Michałowie a następnie pomimo tego, że dzieci były zbyt zmęczone aby dalej iść, wywieziona do lasu i tam porzucona, po upewnieniu się, że wszyscy przeszli na stronę Białoruską. Poseł Franek Sterczewski uzyskał od Straży Granicznej potwierdzenie, że grupa (a w niej dzieci w wieku 8, 6, 4 i 2 lata) została odstawiona na granicę. Rada miejska Michałowa także uzyskała potwierdzenie tego faktu od lokalnego dowódcy Straży Granicznej, który przy okazji podzielił się informacją, że uchodźcze dzieci marzną, bo ich rodzice specjalnie je rozbierają żeby wzbudzić litość wśród strażników (abstrahując od tego, czy jest to prawda, fakt, że dopiero marznące dzieci wywożone do lasu mają szansę wzbudzić litosć wśród funkcjonariuszy wiele mówi o tej formacji). Tymczasem służby prasowe Straży Granicznej donoszą o kolejnych rzekomych białoruskich prowokacjach. Wczoraj na przykład na granicy znaleziono maszynkę do strzyżenia włosów i zegarek, czyli po strażogranicznemu “atrapę bomby. Jak słusznie zauważył jeden z twitterowiczów, dobrze, że jeszcze grzybów nie znaleźli, bo jeszcze byśmy usłyszeli, że to atrapa wybuchu bomby atomowej:
Kolejne prowokacje ze strony białoruskich służb. Dziś rano na granicy znaleziono atrapę wybuchu bomby atomowej.
Tym rzem na szczęście to tylko atrapa. pic.twitter.com/3azbvZ8iT7— Jerzy Skoczylas (@JerzySkoczylas) October 4, 2021
Rzecznik Praw Dziecka pytany o los uchodźczych dzieci wywożonych do lasu przez polskie służby powiedział, że niewiele może zrobić, bo uchodźcy nie chcą zostać w Polsce tylko jechać dalej (ktoś im się dziwi?) a zatem wypychanie ich z powrotem za Białoruską granicę jest jedynym legalnym działaniem, a poza tym on w ogóle nie słyszał o żadnym wypychaniu uchodźców za granicę. Może gdyby nie miał takiej obsesji na punkcie płodów zauważał by krzywdę dzieci – nie tylko zagranicznych, ale i polkich – jak te dzieci z rodzin zastępczych w których żyją od lat, ale państwo zdecydowało że je odda do domu dziecka, żeby zrobić miejsce dla nowych.
Tymczasem Amnesty International opublikowało analizę będącą kolejnym potwierdzeniem tego, o czym mówiły media, politycy opozycji i organizacje pozarządowe – obozowisko w Usnarzu Górnym początkowo znajdowało sie na terenie polski i uchodźcy zostali przepchnięci na teren Białorusi przez polskie służby graniczne. Warto pamiętać, że o ile sprawa Usnarza Górnego przycichła, to tylko dlatego, że nie mają już tam dostępu dziennikarze – wciąż nie wiemy, jak zakończyła się sprawa koczujących przez miesiąc na granicy ludzi i czy są oni już bezpieczni, czy wciąż cierpią uwięzieni między dwoma szpalerami mudnurowych.
Być może jednak będzie jeden tytuł, który będzie w stanie napisać jakąś relację z lasów na granicy białoruskiej. Łowiec Polski. Bo prawo do wstępu na te tereny mają otrzymać myśliwi. Najwyraźniej to, że już pięcioro z uchodźców straciło życie nie wystarczy – trzeba do tego lasu, w którym przerażeni, głodni i zmęczeni ludzie ukrywają się w krzakach przed uzbrojonymi ludźmi w moro, wysłać niezorganizowaną grupę amatorów zabijania dla zabawy z pukawkami. Bo jeśli do takiego lasu wpuścui się ludzi, którzy znani są z tego, że bezmyślnie naparzają do wszystkiego, co się rusza – tylko ostatnio udało im się pomylić z dzikiem krowę, konia i nastoletniego chłopca to co złego może się stać?
Działania rządu budzą ostry sprzeciw znacznej częsci społeczeństwa. Dochodzi do protestów – we Wrocławiu na przykład zakłócono uroczyste rozpoczęcie roku akademickiego, w którym brał udział premier Morawiecki, ale protesty odbywają się w całym kraju. Z drugiej jednak strony badania opinii publicznej wskazują, że nieznaczna większość Polaków popiera działania rządu na granicy, w tym nielegalne push-backi. To wystarczyło, żeby rząd poczuł się na tyle pewnie, że przedłużył stan wyjątkowy na tych terenach o kolejne 60 dni.
To oznacza, że ze Stanem Wyjątkowym doczekamy adwentu. Okresu, w którym chrześcijanie przygotowują się na ponowne przyjście Zbawiciela, dzieciątka Jezus które zmuszone było uciekać z rodzicami do Egiptu przed prześladowaniami Heroda. W jednym z naszych ostatnich podkastów Martyna Sokołowska przypomniała mi o starym zwyczaju przygotowywania dodatkowego nakrycia na Wigilię i od tego czasu nie mogę pozbyć się z głowy takiego obrazka: podczas gdy w lesie na granicy z Białorusią umierają z zimna i głodu kolejni uchodźcy, Polacy wychwalają działania rządu siedząc przy stole wigilijnym, na którym stoi pusty talerzyk dla “zbłąkanego wędrowca”
Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Zdjęcie stockowe z Pixabay (Domena publiczna)