Ten moment w 1972 roku, kiedy ludzie Nixona zostali przyłapani na próbie zainstalowania urządzeń podsłuchowych w siedzibie sztabu partii demokratycznej w biurowcu Watergate był początkiem upadku Niksona. Czy afera Pegasusa będzie początkiem upadku PiSu? Zobaczymy.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Co dotychczas wiemy? Pierwszy raz usłyszeliśmy o tym, że PiS mógł używać Pegasusa żeby podsłuchiwać swoich przeciwników politycznych we wrześniu 2019 roku. Dwa lata później, w listopadzie 2021, usłyszeliśmy o tym, że Izrael zdecydował się odciąć polskiemu rządowi dostęp do tej usługi i wpisał nasz kraj na listę reżimów autorytarnych. Początkowo myśleliśmy, że chodzi tu o ujawniony nieco wczesniej fakt że włamywano się na telefon prokuratorki, która ośmieliła się wszcząć śledztwo w sprawie 70 000 000 przepalonych na nielegalne wybory kopertowe. Juz wcześniej – np. w Lipcu 2020 – plotkowano jednak, że za pomocą Pegasusa szpiegowani byli także politycy opozycji, ale do niedawna pozostawało to jedynie w sferze domysłów i spekulacji. Ostatnio jednak mamy więcej informacji. Kanadyjski ośrodek badawczy Citizen Lab działający przy uniwersytecie w Toronto potwierdził, że dwie inne prominentne postacie miały hackowane Pegasusem telefony. “Nie widziałem jeszcze tak agresywnych działań i tak dużej liczby włamań w tak krótkim czasie, jak w przypadku polskiego adwokata. To było wstrząsające.” – powiedział Onetowi jeden z ekspertów. A tym prawnikiem był Roman Giertych – były koalicjant Kaczyńskiego podczas pierwszych rządów PiS a dziś jego zażarty krytyk. Choć aktywnie nie działa w polityce wprost, jako adwokat reprezentuje licznych przeciwników PiS – między innymi austriackiego biznesmena oskarżającego Kaczyńskiego o przewały PiS próbował “unieszkodliwić” Giertycha z niespotykanym zacięciem – próbowano na przykład postawić go w stan oskarżenia kiedy ów leżał nieprzytomny w szpitalu. Sądy wielokrotnie rozjeżdżały ziobrowską prokuraturę na strzępy w tym temacie, zapał jednak nie ustaje. Aż można by uwierzyć że rewolucje Stonogi jakoby Giertych wiedział, kto stoi za śmiercią Andrzeja Leppera są prawdziwe.
Z tego wyszedłby ładny polityczny thrillera. I miałby więcej niż jeden główny wątek. Bo kolejną ofiarą Pegasusa jest Krzysztof Brejza, polityk Platformy Obywatelskiej który w 2019 roku był szefem jej sztabu wyborczego. W tym okresie jego telefon zhakowano, jak podaje Citizen Lab, trzydzieści trzy razy. “Ta sprawa jest naprawdę niepokojąca. Podstawową zasadą demokracji są wolne i uczciwe wybory bez manipulacji i ingerencji z zewnątrz. Od lat śledzimy, jak dyktatorzy i reżimy autorytarne szpiegują opozycję, ale to, co jest najbardziej niepokojące w tej sprawie, to że tego typu operację prowadzono przeciwko kluczowej postaci z partii opozycyjnej w europejskiej demokracji. To sytuacja bez precedensu. Jak dotąd przypadki, które wykryliśmy w Polsce, porażają pod względem intensywności ataków – mówi “Wyborczej” John Scott-Railton z Citizen Lab, porównując tą sprawę do aktywności reżimu Putina przeciwko Nawalnemu.
Te rewelacje po raz kolejny nasuwają nam pytanie: czy wybory w Polsce faktycznie były uczciwe? Już sam fakt, że media publiczne przez całą kampanię wyborczą uprawiały niesamowitą propagandę momentami osiągając poziom zbliżony do propagandy Korei Północnej (pamiętny “materiał iformacyjny “Wiadomości” o Andrzeju Dudzie:
Teraz wiemy również, że prywatne wiadomości Brejzy, które (po ich zmanipulowaniu, aby ukazać go w gorszym świetle) zostały wykorzystane w materiale Samuela Pereiry w tvp.info najprawdopodobniej zostały mu wykradzione przy użyciu oprogramowania Pegasus. Wszystko wskazuje na to, że telefon Brejzy został zaatakowany Pegasusem przez CBA (choć akurat CBA nie miało żadnych podstaw aby prowadzić przeciwko niemu śledztwo) a następnie jego prywatne konwersacje zostały przekazane Samuelowi Pereirze, szefowi TVP.info i jednemu z wiodacych propagandzistów PiS. Pereira zaprzecza, ale nic dziwnego, bo już czuje, że pali mu się koło dupy, a nie jest na tyle głupi, żeby wierzyć, że jest dla Kaczyńskiego na tyle istotny, żeby ów nie rzucił go wilkom na pożarcie. Na razie jednak nad Pereirą krąży widmo pozwu cywlinego, który wytoczył przeciwko niemu Brejza a Pereira jak zwykle zachowuje sie jak szczeniak, rżnąc głupa i robiąc wszystko, aby nie odbierać korespondencji. Według materiałów opublikowanych przez żonę Brejzy, podczas ostatniej próby doręczenia przesyłki posłańcy usłyszeli od małej dziewczynki, że Samuel Pereira jest w wannie, a następnie do drzwi podszedł mężczyzna który przedstawił się jako “na pewno nie Samuel Pereira” i poinformował, że ów tutaj nie mieszka….
I tak to, co zaczęło się jak afera Watergate, jak to w Polsce zamienia się powoli w głupawą komedię. I biorąc pod uwagę, co się w tym kraju ostatnio odp…dala, bardzo możliwe, że na tym się skończy. Bo dlaczego nie? PiS ma kontrolę nad prokuraturą (Ziobrowska prokuratura już odmawia Ewie Wrzosek wszczęcia śledztwa w sprawie nielegalnego włamania na jej telefon) i w pewnym stopniu także nad sądami. Służby specjalne nadzorowane są przez kryminalistę nielegalnie ułaskawionego przez prezydenta, więc i z tej strony nie ma szans na jakiekolwiek uczciwe śledztwo. Owszem, Ziobro prędzej czy później może zechcieć wykorzystać to co wie w jakiejś rozgrywce o władzę, ale na razie się na to nie zanosi – partia Ziobry ma poparcie rzędu 1% więc wie on, że tylko trzymanie się Kaczyńskiego zapewnia mu władzę. Ale kto wie, jak zacznie się walka o schedę po Kaczyńskim to wszystkie teczki mogą pójść w ruch.
Jesli zaś chodzi o Morawieckiego to jak zwykle rżnie on głupa. W swoich wypowiedziach brzmiu zupełnie jak Putin zaprzeczający inwazji Rosji na Krym: premier nic o tym nie wie, a takie Pegasusy można sobie kupic w każdym sklepie z Pegasusami, bardzo możliwe, że wrogów PiS szpiegowały inne państwa. Można by tu argumentować, że jeśli Pereira publikuje materiały otrzymane od wywiadów obcych państw, to jeszcze gorzej, ale oczywiscie, jak już mówiliśmy, na razie na żadne śledztwo szansy nie ma. Nie póki PiS jest wciąż przy władzy.
Ale może to się zmieni szybciej niż się spodziewamy. Nawet Andrzej Duda, prezydent znany z bycia najbardziej złomnym w historii i podnóżek Kaczyńskiego poczuł się na tyle odważnie, że zawetował ustawę Lex-TVN. To zaskoczyło wszystkich – tak PiS, jak i opozycję, bo spekulowano, że co najwyżej bedzie on próbować markować swoją niezależność wysyłaniem ustawy do przyklepania przez Trybunał Przyłębskiej. Tymczasem po prostu zawetował ją, wiedząc, że PiS nie ma wystarczającej większości w Sejmie, aby prezydenckie veto odrzucić.
Na razie jednak PiS dalej działa w swoim stylu. Szef TVP Jacek Kurski pojechał do Paryża na Eurowizję Junior pomimo tego, że miał pozytywny wynik testu na COVID-19. Wynik taki otrzymał 14 grudnia, co oznacza, że powinien 10 dni spędzić w samoizolacji. Już jednak pięć dni później brał udział (bez maseczki, oczywiście) w Eurowizji, mieszając się z dziennikarzami i stojąc tuż obok polskiej reprezentantki. Kurski poinformował na swoim Twitterze że faktycznie miał pozytywny wynik testu, ale pomimo tego był już ozdrowieńcem, dlatego mógł podróżować. Szpital MSWiA wystosował bełkotliwe oświadczenie potwierdzające, że to jego lekarze zalecili zniesienie kwarantanny Kurskiego, bo choć test był pozytywny, to była to ostatnia faza choroby. Co jest ciekawe, bo jeszcze dwa dni wczesniej Kurski miał negatywny wynik testu, a 13 grudnia przemawiał ze sceny podczas koncertu. To musiał być najszybszy COVID w historii a zapewne swoje cudowne ozdrowienie Kurski zawdzięcza wyjątkowej opiece polskiej służby zdrowia. Szkoda, że reszta Polaków nie może na nią liczyć – w momencie, w którym piszę ten tekst oficjalne dzienne liczby wynoszą 9842 zakażeń i 549 śmierci spowodowanych – lub współspowodowanych – koronawirusem. Gdyby tylko był jakiś cudowny lek na bycie pieprzonym hipokrytą, bo tutaj akurat przypadek Kurskiego jest beznadziejny, czego dowodzi kolejny z jego tweetów w którym nazywa on publikację przez Onet wyników jego testu “czynem bandyckim i kryminalnym”. A więc sam jest bandytą i kryminalistą, bo to jego TVP rok wcześniej opublikowała wyniki testu COVID Marty Lempart, samozwańczej liderki Strajku Kobiet (która, w odróżnieniu od Kurskiego, po otrzymaniu pozytywnego wyniku testu prawa przestrzegała).
A skoro już mowa o COVID-19 to ma on teraz w Polsce prawdziwe używanie. Rząd, który jeszcze w zeszłym roku zamykał parki i lasy kiedy poziom zachorowań był 30 razy niższy niż dziś dziś robi absolutnie nic. Zapewne wynika to między innymi właśnie z decyzji w tamtym czasie – rząd, który zamyka lasy żeby ludzie kisili się w domach i podejmuje różne inne kretyńskie decyzje w błyskawicznym tempietracił zaufanie rodaków. Zapewne jednak wynika to również z chęci przypodobania się antyszczepionkowcom i innym antykowidowym szurom, bo w dużej mierze stanowią oni elektorat PiS, ale możliwe, że kiedy poczują się zdradzeni zaczną popierać Konfederację.
Kaczyński jednak podaje znacznie prostszy powód – w wywiadzie dla propisowskiej gadzinówki powiedział, że “Nie ma sensu wprowadzać restrykcji, skoro nie da się sprawić, by były stosowane.”. Przypominam, to z ust człowieka który po władzę szedł mając na sztandarach walkę z impossybilizmem. Czy oznacza to także, ze Polska zniesie ograniczenia prędkości czy zakaz parkowania na trawnikach, bo i tak nikt ich nie przestrzega?
Nie zdziwiłbym się. Ale na razie reformowana/demontowana jest edukacja. Najwyraźniej PiS uznał, że skoro Polacy są głupi (w końcu wybrali ich już na drugą kadencję, takie założenie może być całkiem sensowne) nie ma sensu ich edukować. To zadanie powierzono ministrowi Czarnkowi, który jest już zapewne znany czytelnikom tej serii. Ostatnio minister Czarnek brał udział w pogrzebie popularnego egzorcysty, na ktorym zabrał głos i wygłosił przemówienie o tym, jak ojciec Pęzioł uczył nas, jak wygrywać z Szatanem z Jezusem na ustach i maryjnym wsparciem tocząc zwycięskie bitwy z królem ciemności. Według Czarnka Szatanowi udało się przekonać większość ludzkości, że nie istnieje, ale nasz dzielny minister nie dał się oszukać i doskonale wie, że siedzibą Szatana jest mała wioska nosząca nazwę Wąwolnica. Ksiądz Infułat Pęzioł otrzymał pośmiertnie medal za swoje zasługi dla polskiej edukacji.
Czarnek wydaje się być bardzo aktywny. Ostatnio po raz kolejny manualnie zmienił punktację czasopism naukowych. I tak publikacje w niewielkim periodyku Pedagogika Katolicka jest teraz warta 100 punktów (po tym, jak dopiero co dzięki decyzji ministra zaczęła być warta 40 punktów, bo jeszcze rok temu było to pismo całkowicie bez żadnej wartości w świecie akademickim). Decyzja ministra sprawiła redaktorom Pedagogiki Katolickiej “wielką radość, satysfakcję i motywację do dalszej pracy”. Nie zasypiając gruszek w popiele wzięli się oni od razu do roboty i ogłosili, że od teraz “z tej racji, że czasopismo zajmuje wysoką pozycję wśród renomowanych czasopism (jest także w bazach międzynarodowych), wymagania tekstów ulegają pewnej zmianie. Otóż teksty winny być oparte przede wszystkim na badaniach przeprowadzonych przez danego autora, a nie kopiowane z internetu czy innych źródeł. Teksty winny mieć charakter naukowy – ponadto są poddane wrryfikacji przez programy antyplagiatowe. Znaczącą rolę będą nadal pełnić recenzenci, którzy zwracać będą na naukowy charakter tekstu”. Według tych nowych zasad samo nadesłanie artykułu nie będzie już gwarantowało jego publikacji – teraz będzie musiał otrzymać dwie pozytywne recenzje i spełnić to, co w akademickim świecie od dawna uważane jest za podstawowy standard – nie być zerżniętym z internetu. To akurat się chwali – tylko jest jeden problem: decyzje ministra Czarnka działają na dwa lata wstecz. Więc jesli od 2019 roku zerżnęliście coś z internetu i puściła Wam to Pedagogika Katolicka, “wasza” “praca” jest teraz warta 100 punktów w akademickim świecie. 2.5 raza tyle co publikacja, w dajmy na to, Londyńskim żurnalu naukowym Nature Sustainability…
Co w sumie jest nowym trendem w polskim świecie akademickim. Przez ostatnie 10 miesięcy publikacje w dyscyplinach takich jak “studia o kulturze i religii” uzyskały ponad 10 000 punktów w systemie. Dla porównania takiej na przykład matematyce czy astronomii przybyło odpowiednio 960 i 840 punktów. Jeśli zatem chcecie zrobić karierę na polskiej uczelni, niech wam nie przyjdzie do głowy studiowanie takich pierdół jak supernowe czy przestrzenie Banacha. Machnijcie jakis tekścik o znaczeniu egzorcyzmów w edukacji i zanim się obejrzycie belwederska profesura jest wasza!
Tekst powstał dla portalu Britské Listy.
Ilustracja: Thought Catalog CC BY 2.0