Głównym tematem ostatniego tygodnia było oczywiście katastrofalne zatrucie Odry. Jak zwykle w Polsce zderzały się tu dwie narracje. Opozycja – i wszyscy, którzy potrafią dodać dwa do dwóch – obwiniali rząd o totalną niekompetencję. PiS z kolei obwiniał Niemców o zatrucie Odry. A czyszczeniem i ratowaniem sytuacji przed jeszcze gorszym kataklizmem – jak zwykle – zająć się musieli wolontariusze i samorządy lokalne.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Nawet jednak niektórzy wyborcy PiSu widzą rażącą niekompetencję rządu. Pierwsze alarmujące sygnały pojawiły się od wędkarzy już kilka tygodni temu, ale zostały zignorowane. Dopiero kiedy nastała prawdziwa rybokalipsa i miliony rybich zwłok w towarzystwie zdechłych bobrów i innych zwierząt zaczęły zapchać jazy, śluzy i zakola rzeki a problem dotarł do miejsca, w którym Odrę zaczynami dzielić z Niemcami, rząd zaczął na gwałt ściągać swoich ministrów z wakacji. Wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski – wyglądało na to, że wciąż mocno wczorajszy – zapewniał wszystkich buńczucznie, że żadnego zatrucia nie ma i że on zaraz wszystkim to udowodni kąpiąc się w rzece, niech no tylko dane mu będzie przebrać się w kąpielówki… (spoiler: nie wykąpał się).
Kiedy z wakacji wrócił też Mateusz Morawiecki (co nie udało się niektórym z jego ministrów) zorganizował konferencję prasową. W Gorzowie Wielkopolskim. Bezpiecznie – Gorzów nad Odrą nie leży, więc nie było ryzyka, że ktoś będzie chciał, żeby się wykąpał, a i smród znad Odry tak daleko nie zaleci. Morawiecki był zdesperowany, żeby znaleźć kozła ofiarnego wiec zdymisjonował paru swoich podwładnych – i wygląda na to, że kryterium na którym się oparło zaczyna się od słów “ene, due, rike, fake…”
Media rządowe nabrały wody w usta – niestety tylko symbolicznie, choć jestem przekonany, że wielu Polaków bardzo chciałoby, żeby poszli w ślady tego hinduskiego polityka który napił się wody z zatrutej rzeki żeby udowodnić że to jest bezpieczne i nietrudno się domyśleć jak się to dla niego skończyło – i przez wiele dni o zatruciu Odry praktycznie nie wspominano. Co innego gdyby po raz kolejny był jakiś wyciek z warszawskiej Czajki, bo możliwości dosrania politykom opozycji TVP za żadną cenę nie przepuści. Za każdą awarią Czajki – która nie była nawet w przybliżeniu tak groźna – w końcu oczyszczalnię wybudowano dopiero kilkanaście lat temu a wcześniej całe gówno szło do rzeki normalnie tak, jak dziś idzie tylko w przypadku awarii – TVP dostawało wizualnej sraczki. Sami zobaczcie ile na stronie TVP jest newsów o Czajce. Zjęcie jednego martwego szczupaka eksploatowali tak, że aż stało się memem. Teraz zdjęć zdechłych ryb mają do wyboru miliony, a mimo tego kiedy wreszcie poruszyli temat woleli się zajmować się oskarżaniem Niemców.
Bo kiedy zatruta woda dotarła do Niemiec, tamtejsze media poinformowały że znaleziono w niej rtęć. Mowa była o koniecznosci powtórzenia pomiarów bo rzekomo dawka wyszła poza skalę. Wspomniała o tym marszałek województwa lubuskiego – z opozycji – co było sygnałem do przypuszczenia na nią zmasowanego ataku przez PiSowskie media, które twierdziły, że brandenburski minister środowiska zaprzeczył występowaniu rtęci. Ów nieszczęsny Niemiec, wplątany nagle w wir rządowej propagandy zaprzeczył jakoby zaprzeczał temu, że w wodzie znalazła się rtęć a za całe zamieszaniew obwinił przekręcenie pytania przez polskiego tłumacza. Tymczasem reprezentanci strony rządzącej – od sędzi Trybunału Konstytucyjnego po rzecznika prasowego Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska sugerują, że to Niemcy zatruli wodę. Jesli to prawda, to wystarczy teraz tylko ustalić jak udało im się wepchnąć zatrutą wodę w górę rzeki aż do Oławy…
W rządowej telewizji pojawiły się także niezwłocznie pytania o to, komu może zależeć na ukrywaniu przyczyny skażenia. Tu akurat szybko pojawił się mocny kandydat – oławska firma Jack-Pol sp. z o. o., znana z tego, że od lat spuszcza do wody toksyczne ścieki. Jak zwróciła uwagę posłanka Zielonych Małgorzata Tracz, problem istnieje co najmniej od 2009 roku. Firma została odłączona od miejskiej sieci kanalizacyjnej bo produkowane przez nią ścieki były zbyt toksyczne dla oczyszczalni przystosowanej dla przerobu ścieków generowanych przez domy mieszkalne. Od tej pory teoretycznie wywozi je ciężarówkami asenizacyjnymi – ale robi to symbolicznie, żeby mieć na to papiery, bo taniej jest po prostu spuszczać syf do rzeki po nocach. Lokalni aktywiści próbują walczyć z problemem od lat, ale ich zgłoszenia są ignorowane. Czy może tu być istotny fakt, że firma należy do członka rodziny lokalnego polityka PiS?
O ile jednak skala kataklizmu wydaje się być bezprecednowa, sprawca tego wciąż pozostaje nieustalony. Rząd wyznaczył sowitą nagrodę za informacje które pomogą w ustaleniu odpowiedzialnej osoby lub instytucji. Co jest pewne jednak to to, że instytucje państwa zawiodły na całej linii. I tu pojawia się inny problem: polskie wody znajdują się pod opieką multum rozmaitych instytucji o wzajemnie nakładających się – lub wykluczających – prerogatywach i obowiązkach. Rząd PiS, słusznie założył, że trzeba temu zaradzić, ale jak zwykle nawet jeśli chcieli dobrze, to wyszło jak zwykle. Powołana instytucja Wody Polskie zaczęła od czystek w przejętych przez siebie instytucjach, zatrudnianiu znajomków i pociotków oraz obkupienia się we flotę luksusowych terenówek i motorówek, a to, do czego zostały powołane, zostało zrzucone na barki niedobitków z przejętych instytucji, którzy znali się na swojej robocie. Kiedy doszło do katastfory, ze stron Wód Polskich przez dwa tygodnie panowała cisza. Potem poinformowano na twitterze, że “reakcja pracowników Wód Polskich była błyskawiczna”, ale dopiero kolejnego dnia udało się dowiedzieć na czym polegała. Otóż “pracownicy Wód Polskich pomogli wędkarzom w usuwaniu martwych ryb z wody”. I tak to wygląda. Instytucja, która wydała miliardy z pieniędzy podatnika na stworzenie swojego bizantyjskiego księstwa może pochwalić się tym, że pomaga członkom PZW wyławiać zdechłe ryby z wody. A nie, jeszcze był wywiad z prezesem, w którym bardzo on się skarżył że od kiedy stała się ta straszna katastrofa wszyscy mu dokuczają. Chociaż pojawiają się głosy, że Wody Polskie akurat faktycznie zadziałały od razu. Według Bild, poziom wody w odrze niespodziewanie wzrósł o 30 cm pomimo tego, że nie zanotowano żadnych opadów – zupełnie jakby ktoś próbował spłukać zatrutą wodę do morza otwierając jakąś tamę…
Niestety zatrucie Odry to nie była jedyna katastrofa, która w ostatnim czasie dotknęła Polaków. Autokar wiozący polskich pielgrzymów do Medjugorje uległ poważnemu wypadkowi w Chorwacji. W wyniku tej katastrofy 12 pasażerów straciło życie a wielu kolejnych zostało ciężko rannych. Tu akurat rząd zareagował błyskawicznie i wysłał po rannych samoloty, w których opieką otaczał ich sam minister zdrowia! Wkrótce internet zalały spekulacje o tym, czy za wypadek mógł odpowiadać fakt, że kierowca miał 72 lata, choć podejrzewa się, że przyczyną był wystrzał opony, co akurat może skończyć się źle niezależnie od wieku kierowcy a doświadczenie w takim sytuacji mogłoby być akurat atutem. Śledztwo jednak wykazało pewne inne nieprawidłowosci – obnażyło skandaliczny stan branży turystyczno-pielgrzymkowej. Wycieczka zorganizowana była nielegalnie, więc uczestnikom nie przysługują odszkodowania ani gwarancje branżowe. Własciciej biura zaprzecza że w ogóle była to zorganizowana wycieczka, twierdząc, że on tylko z dobroci serca użył swoich kontaktów żeby wypożyczyć autokar dla prywatnej grupy przyjaciół pewnej zakonnicy. Kto więc odpowiada za tą katastrofę? Z lektury strony internetowej organizatora-nieorganizatora wynikają pewne poszlaki:
“Podczas pobytu w Ziemi Świętej podszedł do mnie mężczyzna, którego nie znałem i powiedział: Bracie, Maryja zaprasza Cię do Medjugorje.” – pisze on na swojej stronie – “To miało miejsce w lutym 2014 r. Powiedziałem: Dobrze, dobrze, dziękuję. Wtedy nie słyszałem dużo o Medjugorje. W czerwcu tego samego roku podczas rekolekcji, na których posługiwałem podeszła do mnie jedna z uczestniczek i powiedziała: Jarku, Maryja zaprasza Cię do Medjugorje i masz już nie odmawiać. (…) Ludzie namawiali mnie, żebym ja zaczął organizować wyjazdy do Medjugorje i dzielił się doświadczeniem Bożej Miłości. Nie wiedziałem jak zorganizować ludzi, ale sami się zebrali, zadzwonili i powiedzieli: Jest nas 50 osób, wynajmuj autokar, załatw pensjonat i jedziemy. To było wyzwanie, ale z Bożą pomocą się udało! Nie było łatwo. Szatan przeszkadzał, mieszał, walka trwała, lecz Maryja przychodziła i przychodzi zawsze z pomocą. Zrozumiałem, że to Matka Boża jest organizatorem wyjazdów, a ja jestem narzędziem w Jej Matczynych dłoniach. To jest dla mnie pewne, że to Jej dzieło”.
Więc wystarczy teraz ustalić, czy za wypadek odpowiadają pewne niedopatrzenia ze strony Maryi czy może jest on wynikiem szatańskiego sabotażu i już będzie wiadomo u kogo ubiegać się o odszkodowania. Nie, oczywiście, żartuję. Odszkodowania wypłaci rząd, który juz wysłał po pielgrzymów samoloty. W końcu pobożni emeryci stanowią trzon elektoratu PiS…
Kolejną katastrofą, choć zupełnie innego rodzaju, jest z kolei podręcznik do nowo wprowadzanego do szkół przedmiotu Historia i Teraźniejszość. To nawet nie jest podręcznik, tylko jakiś rant starego dziada skrzyżowany z nieudolną próbą prania mózgu mającego zmienić młode pokolenie w bogoojczyźniane drony. Jeśli wierzyć autorowi – niejakiemu profesorowi Roszkowskiemu – feminizm jest groźną ideologią porównywalną z nazizmem, Unia Europejska to zło, bo promuje ateizm, heavy metal to przykład bycia opętanym przez hałas a nihilistyczni muzycy tacy jak Sex Pistols (i inni punkowcy) czy Eminem (który nosił peruki i puszczał dźwięki pierdów a poza tym zamiast się uporać ze swoim uzależnieniem od narkotyków zarabia pieniądze na wciąganiu weń kolejnych pokoleń nastolatków) to wyjątkowo szkodliwe wzorce, podobnie jak Nick Cave, Bob Dylan, The Beatles, The Doors, Janis Joplin, Pink, Rolling Stones i generalnie wszystko, co wydarzyło się w muzyce popularnej od lat 1950’s (może z wyjątkiem Krawczyka, Eleni i Antoniny Krzysztoń). Według tego podręcznika Polska pracuje nad szacowaniem wysokości należnych nam niemieckich reparacji, przeciwko czemu protestują “media polskojęzyczne będące w rękach niemieckich” a niedawny Strajk Kobiet był “buntem barbarzyńców” – co, tak się składa, jest również tytułem jednej z poprzenich ksiązek Roszkowskiego, a podręcznik wydaje się kopilacją myśli zawartych właśnie w niej i w drugiej, która głosi tezę o upadku cywilizacji zachodu. Roszkowski znany jest ze swoich nietuzinkowych poglądów – twierdzi na przykład że Chrześcijanie są najbardziej przesladowaną mniejszoścą, poddaje w watpliwość Wielki Wybuch i teorię ewolucji Darwina, który, wraz z Nietzchem i Freudem może być zresztą odpowiedzialny za nazizm. Mogę tak jeszcze długo, ale chyba już łapiecie dlaczego taki człowiek nie powinien być odpowiedzialny za kształtowanie światopoglądu młodych ludzi.
Donald Tusk ma podobne zdanie, dlatego w jednym ze swoich niedawnych przemówień zacytował fragment owego podręcznika w którym autor twierdzi, że procedura in vitro ma na celu oddzielenie miłości i płodnosci, co doprowadzi do powstawania fabryki ludzi i zadaje pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?
Minister Czarnek był oburzony tymi słowami. Słowami Donalda Tuska oczywiście. Jak można oskrażać jego, ministra edukacji, że jest odpowiedzialny za to, że w szkołach mają pojawić się takie podręczniki? Postanowił pozwać lidera PO, bo przecież to nie on, Przemysław Czarnek, takie książki pisze i wydaje, a poza tym cytowanych słów wcale w nich nie ma. To będzie ciekawa sprawa, bo o ile faktycznie to nie Czarnek napisał ten stek bzdur, to jest on szefem ministerstwa, które dopuściło go do użytku szkolnego. A jeśli twierdzi, że te słowa tam nie padają, to najwyraźniej owego “dzieła” nawet nie przeczytał.
Ale wiecie co jest w tym najgorsze? To, że profesor Roszkowski, tak ceniony przez ministra Czarnka specjalista i autor wysoce ocenianych podręczników szkolnych, jest takim kretynem, że nawet nie rozumie co to jest in vitro. W sieci można znaleźć fragment jego wykładu, w którym mówi, że tą technologię opracowano żeby kobiety nie musiały się męczyć z byciem w ciąży, będą rodzić się w labolatoriach w wyniku czego nie będą miały rodziców, co może dzisiaj jest jeszcze nieistotne, ale przecież juz nie długo będą miały 18 lat i co wtedy? Przecież prawo do poznania swoich rodziców jest prawem człowieka!!!
A to akurat klasyczne u Roszkowskiego, on tak do końca chyba nie rozumie czym jest in-vitro. Dla niego to jest jeden wór “neomarksizm” i rzuca jakieś domyślne konserwatywne hasełka. pic.twitter.com/dxD6pkCViK
— Piotr Kędziora (@imifilm) August 12, 2022
Professor Roszkowski w jednej ze swoich innych wypowiedzi mówi, że procent idiotów wśród profesorów wcale nie odbiega od procentu idiotów wśród ogółu populacji. Być może statystycznie to prawda. Ale obawiam się, że w dużej mierze odpowiada za to sam Roszkowski, który wedle moich szacunków jest równoważny co namnniej tuzinowi idiotów z wykształceniem podstawowym.
Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Fotografia śniętych ryb: India Water Portal via Flickr, CC 2.0