Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie dotychczasowe odcinki
“Nastały w Europie czasy:
bezczelnych zdrajców, “niemieckich szmat”, V kolumn, totalistów, skorumpowanych alkoholików, lewaków i faszystowskich bojówek, zbłąkanych kosmopolitów bez ojczyzn, matek i ojców, wyznawców “kulturowej płci”, erotomanów, seksualnych patologii i politycznej poprawności, zabójców dzieci i rodziców, zniewieściałych facetów w rurkach i różowych baletkach, adoptujących pszczoły, drzewa i małpy, politycznych szantażystów i islamu, wielbicieli kóz, satanistów, bogobójców i ćpunów, genderowego terroru, politycznych bejsbolistów, kłamców, polityków bez właściwości i zdolności honorowej… Zbrodnia na naszej Europie. Katolicka Polska trwa, broni się. Węgry też.” – napisała (choć z błędami, które poprawiłem) na swoim Facebooku znana z nietuzinkowych opisów rzeczywistości posłanka Krystyna Pawłowicz.
To prawda. Polska broni się jak może przed całą tą zgnilizną zachodu. Na przykład minister Ziobro skrytykował ostatnio wyrok sądu apelacyjnego, utrzymującego w mocy wyrok uznający winnym drukarza, który odmówił świadczenia usług organizacji LGBT. I oczywiście nie chodziło panu ministrowi o to, że sąd odstąpił od wymierzenia kary: według ministra Zero ten wyrok jest skandaliczny, bo może doprowadzić do tego, że kręgi LGBT będą zmuszać ludzi o innych poglądach do angażowania się w ich ideologiczne działania. “Nie pozwolę nikomu krzywdzić homoseksualistów, którzy wykonują profesjonalnie i uczciwie swoją pracę” – dodał minister, aby podkreślić swoją powszechnie znaną tolerancję dla osób o odmiennych poglądach. Po prostu nie chce on dopuścić do tego, aby pewnego dnia biedni homoseksualni drukarze byli zmuszani do drukowania ulotek które, na przykład, protestowałyby przeciwko adopcji dzieci przez pary homokseksualne.
Cieszy, że nawet minister Ziobro podświadomie wie, że zmiany są nieuniknione i wybiega myślami aż tak daleko, bo jak na razie dyskusja toczy się o tak podstawowe sprawy jak prawo do w jakikolwiek sposób rejestrowania swoich związków przez pary homoseksualne…
Tymczasem podwładni ministra Błasczaka również gotowi są na wszelkie działania konieczne dla obrony katolickiej polskości przeciwko europejskiemu lewactwu. Niektórzy wymagają od siebie nawet więcej, niż wymaga od nich w tym celu społeczeństwo. Na przykład pewien policjant wydał własne, ciężko zarobione pieniądze, na zakup elektrycznego paralizatora. Dzięki temu mógł użyć go na genitaliach wiezionego na izbę wytrzeźwień skutego kajdankami obywatela Francji. I dobrze mu tak, żabojadowi. Jak wiadomo wszystkie Francuzy to pedały i miłośnicy muslimów! Niestety, Francuz przeżył, ale niejaki Herbert Moravec, obywatel Austrii nie miał tyle szczęścia: ten sześćdziesięciotrzylatek, który przyjechał do Polski na pogrzeb, miał pecha przechodzić koło jakiegoś koncertu na otwartym powietrzu. Ochroniarze zażądali od jego żony, aby pokazała zawartość torebki. Małżeństwo protestowało, argumentując, że są tylko przypadkowymi przechodniami i nie mają zamiaru uczestniczyć w imprezie. Doszło do przepychanek, Moravec został zatrzymany przez ochronę i przekazany policji. Kiedy zaczął narzekać na ból w klatce piersiowej, policjanci kpili z niego i straszyli, że będą obciążeni kosztami nieuzasadnionego wezwania karetki. Kiedy wreszcie wezwano lekarza, było już za późno i Austriak zmarł. Taka przynajmniej jest wersja żony ofiary, bo jeśli wierzyć policji, po tym, jak 63-latek zaatakował ochroniarza, zgodził się dobrowolnie udać na komisariat gdzie poczuł się źle i zmarł pomimo interwencji niezwłocznie wezwanych na miejsce przez policjantów ratowników medycznych.
Kto wie, jak było naprawdę? Może ci obcokrajowcy zostali uznani za wrogów ojczyzny i zgodnie z popularnym ostatnio hasłem, widocznym na wielu wzorach tzw. odzieży patriotycznej (pisałem o tym tutaj), a od niedawna również na policyjnych mundurach, zasługiwali na śmierć?
Niestety, pomimo tych wszystkich starań, piątej kolumnie satanistycznych politpoprawnościowych ekolewackich kozojebczych pedziów udało się uzyskać pierwszy przyczółek na terenie naszej Ojczyzny. Według ministra Szyszki, ten lewicowo-libertyński nurt zrobił sobie okręt flagowy z samej Puszczy Białowieskiej! Być może można by temu zaradzić zwiększając ilość pozyskiwanego w puszczy drewna, ale te cholerne totalistyczne ekolewaki zdołały wpisać puszczę na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO! Na szczęście koledzy myśliwi prawnicy ministra Szyszki doszukali się, że wpisanie to odbyło się niezgodnie z prawem i sprawa jest już w prokuraturze, więc jeszcze nie wszystko stracone.
No, ale przynajmniej jak na razie nie mamy w Polsce jeszcze tych cholernych islamistów. Jak wszyscy wiemy ta dzicz nie pasuje do naszej europejskiej kultury… Ten ich terroryzm, te ich “zabójstwa honorowe”… To zwierzęta, traktujące kobiety jak rzeczy! Na przykład ostatnio w Anglii, w Hull, czterej dojrzali mężczyźni brutalnie pobili siedemnastolatkę. I za co? Za to, że ta niewinna dziewczyna ośmieliła się “naruszyć honor ich społeczności” umawiając się z chłopcem spoza ich kręgu kulturowego! Skakali jej po głowie, pobili też jej chłopaka, Anglika, oraz zaatakowali jego ojca potłuczoną butelką… Zaraz, czekajcie, to nie byli Muzułmanie tylko Polacy… W takim razie zapomnijmy o tym, to zły przykład. Polacy znani są z tego, że wyjątkowo dobrze traktują swoje kobiety, stawiają je na piedestale, ubóstwiają je wręcz. Żaden inny naród nie jest tak szarmancki wobec płci pięknej jak my… No chyba, że chodzi o feministki albo zwolenniczki aborcji, wtedy te zdziry można traktować tak, jak się to tym sukom należy! Dał nam przykład radny PiS z Torunia, który pomimo skandalicznego traktkowania kobiet w internecie nie doczekał się żadnych reperkusji ze strony swojej partii…
No, ale cóż, PiS ma wystarczająco dużo roboty z cenzurowaniem internetu. Ostatnio na przykład ocenzurowano wpis na profilu Facebookowym TVP Kultura. Przypominając z okazji 70-tej rocznicy aktorki Małgorzaty Niemirskiej jej rolę Lidki w serialu Czterej Pancerni i Pies, zacytowano fragment “Piosenki Radiotelegrafistki”. “To ja, to ja, to ja, Słyszysz mnie? Wołam Ciebie ja, Brzoza…” Ale przecież samolot w Smoleńsku rozbił się właśnie o brzozę. Dlatego właśnie wpis musiał zostać zmieniony i zastosowano cytat z drugiej zwrotki, w której podmiot liryczny piosenki posługuje się kryptonimiem “Płomień”. Tak, PiS ma takiego fioła na punkcie Smoleńska, że wszystko mu się z nim kojarzy, nawet stare piosenki z PRL-owskich seriali. Po krótkim czasie wpis powrócił do oryginalnej postaci, ciężko jednak stwierdzić, czy było to spowodowane masowymi kpinami internautów, czy któryś z podwładnych Kurskiego zdał sobie sprawę, że trafił z deszczu pod rynnę, no bo przecież wiecie, jak samolot się rozbija, to zwykle staje w płomieniach… No, ale Smoleńsk to poważna sprawa, a ja robię sobie tu polew jak jakiś, nie przymierzając, młody Stuhr.
A przecież cenzurowanie czterdziestoletnich piosenek to nie jedyny sposób na upamiętnianie przez PiS “prezydenta milionlecia”, “ojca narodu” i “pogromcy komuny”, Lecha Kaczyńskiego. Jego pomniki pojawiają się na każdym kroku niczym grzyby po deszczu. Na te cele akurat funduszy nie brakuje, szczególnie, że wdzięczni za nowe posady beneficjenci Dojnej Zmiany prześcigają się w tym, kto da więcej. Na razie na prowadzeniu jest Maks Kraczkowski, poseł, który zrzekł się swojego mandatu w celu wykonywania znacznie bardziej dochodowej potrzebnej funkcji członka zarządu jednego z większych banków. On na cel budowy pomnika przeznaczył 40 000 zł, ale wielu innych wpłaciło również dość istotne sumy. Dzięki temu już dziś prawdopodobnie liczba pomników Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki w kraju przekracza znacznie liczbę ofiar-katastrofy-w-Smoleńsku-innych-niż-Lech-Kaczyński-i-jego-żona, które z powodu niebycia Lechem Kaczyńskim ani nawet działaczem PiS nie zasługują na upamiętnianie.
Ale to nie jest tak, że PiS zajmuje się jedynie okładaniem przeciwników wiekami od trumien i grzebaniem w życiorysach umarłych. Również jak najbardziej żywi ludzie mogą znaleźć się niespodziewanie w samym centrum politycznej zawieruchy. Jednym z takich pechowców jest doktorant profesora Morawskiego, który miał się ostatnio bronić na UMK w Toruniu. Do obrony jednak nie doszło, bo profesor Morawski obraził się na krytykę swoich kolegów, którzy wyrazili ostry sprzeciw przeciwko bredniom, jakie wygadywał podczas debaty w Cambridge (więcej tutaj). Strzeliwszy focha ten przedstawiciel PiSowskiej elity prawniczej, wybrany nielegalnie na sędziego Trybunału, postanowił olać obronę swojego podopiecznego, a że obecność promotora jest na obronie konieczna, biedny doktorant zawieszony jest teraz w próżni i nie ma pojęcia, kiedy wreszcie będzie mógł uzyskać doktorat, na który tak ciężko pracował przez tyle lat…
Tymczasem inni PiSowscy celebryci zachowują się znacznie bardziej przyzwoicie. Przynajmniej ostatnio. 72-letni aktor Jerzy Zelnik, który ostatnio znany jest głównie z roli w firmie Smoleńsk i wspierania PiSu, zwierzył się w wywiadzie, że o ile kiedyś nie dochowywał wierności swojej żonie, to od kiedy zmarła, nie zdradził jej ani razu. Być może nie powinienem zajmować się plotkarskimi artykułami na tak błahe sprawy, ale ponieważ w ostatnim tygodniu pokpiwałem sobie z kobiety, co nie spodobało się kilku feministycznie nastawionym czytelniczkom, postanowiłem zadbać o to, aby w moich felietonach zachowane były parytety płciowe i przytoczę fraszkę Wacława Potockiego, przytoczoną na tę okazję przez pisarza Jacka Dehnela:
“Pobożnie pości, gdy się aż po szyję naje
I szczyci się wiernością, odkąd mu nie staje”
A skoro już mowa o dysfunkcjach seksualnych i temu podobnych sprawach: jak w każdym miesiącu, tak i w czerwcu doszło do wypadku, w którym udział brała kolumna BOR. Tym razem rządowi kierowcy sami nie uczestniczyli w wypadku, ale wygląda na to, że do niego doprowadzili: jak widać na poniższym filmie jadący na sygnale pojazd postanowił ustąpić pierwszeństwa nadjeżdżającemu z prawej pojazdowi. Tymczasem jednak jadący równolegle do kolumny inny kierowca założył, że będzie mógł dalej poruszać się “pod osłoną” pojazdów uprzywilejowanych i wjechał na skrzyżowanie, co zakończyło się groźnym zderzeniem dwóch “cywilnych” pojazdów. Wypadek jak wypadek, od kiedy PiS doszedł do władzy zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić, zwróćcie jednak uwagę na rozmiar prezydenckiej kolumny:
Jest ona kilkukrotnie większa od kolumny przewożącej Królową Brytyjską, którą miałem okazję dwukrotnie spotkać na szkockich drogach. Czy poza potrzebą kompensacji braków w dziedzinie, w której sprawność Jerzego Zelnika poddaje w wątpliwość w przewrotny sposób Jacek Dehnel, jest ku temu jakieś inne wytłumaczenie?
Co się tyczy wypadku, miejmy nadzieję, że żaden z uczestniczących w nim kierowców nie był zbyt stary. Według polskich sądów bowiem, jeśli jesteś stary, nie zasługujesz na odszkodowanie za utratę zdrowia, bo z racji wieku i tak już ono zaczęło się sypać. Nie, nie żartuję. Przekonał się o tym pewien osiemdziesięcioletni emeryt, który szedł sobie chodnikiem i został tam potrącony przez szarżującego kierowcę, który z powodu nadmiernej prędkości nie zdołał utrzymać się na jezdni. Poszkodowany, który pozostawał człowiekiem aktywnym, ma teraz problem z jazdą samochodem oraz z chodzeniem nawet na krótkie dystanse. Sąd przyznał mu jedynie jakieś żałosne odszkodowanie, argumentując, że “Intensywność cierpień z powodu kalectwa jest większa u człowieka młodego, skazanego na rezygnację z radości życia, jaką daje zdrowie, możność pracy i osobistego rozwoju”. Według sądu również psychiczne konsekwencje wypadku w przypadku ludzi starych zwykle są mniej długotrwałe. Czy jestem jedyny, który rozumie to w ten sposób, że nie ma co przyznawać odszkodowań starcom, bo są chorowici i pewno i tak niedługo umrą?
Na szczęście w Polsce pod rządami PiS przynajmniej młodym nie brakuje okazji do “osobistego rozwoju”. Na przykład minister rozwoju Mateusz Morawiecki ogłosił, że Polska stanie się potęgą w produkcji samochodów elektrycznych. W roku 2025 ma ich jeździć po polskich drogach co najmniej milion! A minister Morawiecki nie rzuca słów na wiatr. Dlatego zawiązana w tym celu spółka ElectroMobility Poland S.A. niezwłocznie przystapiła do projektowania pierwszego z mających podbić świat bolidów. Ponieważ jednak pomysł wyszedł z polityki, to komuś przywyczajonemu do jej uprawiania wydawało się, że najważniejszy jest powierzchowny wygląd. Dlatego proces projektowania nowego pojazdu rozpoczęto od ogłoszenia konkursu na projekt nadwozia. Dla poważnych konstruktorów jest oczywistym, że nie można mówić o projektowaniu wyglądu pojazdu nie znając nawet podstawowych technicznych jego założeń, dlatego konkurs stał się okazją do wykazania się przez artystów i amatorów. Prace konkursowe można obejrzeć pod tym linkiem. Moim osobistym faworytem jest projekt nadesłany przez niejaką Aleksandrę Sikorę:
Myślę że samochód o tak odważnym designie idealnie wpisywałby się w panoramę Polski, szczególnie taką jak przedstawiona w jednym ze starszych pasków komiksowych duetu Wuff & Morgenthaler:
Ten tekst powstał dla portalu Britske Listy
Projekt pojazdu elektrycznego autorstwa Aleksandry Sikory.
Pasek komiksowy autorstwa Wuff & Morgenthaler, www.wumo.com
[…] Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii […]
[…] nie mieli żadnej informacji na temat tego, jakie będą parametry techniczne pojazdu (patrz tutaj) sprawa ucichła niemal […]
[…] samochodu, o którego założeniach technicznych nic nie było wiadomo, z którego nabijałem się nieco ponad 100 odcinków temu? Ogłoszono, według którego z projektów zbudowana zostanie ta polska konstrukcja. Będzie […]