Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie odcinki
Kobiety w Polsce znowu musiały wyjść na ulice w obronie swoich praw. Według warszawskiego ratusza w samej stolicy w Czarny Piątek na ulice wyszło około 55 000 osób. Protesty miały miejsce również w innych miastach. Według TVP jednak byliśmy jedynie świadkami marszu kilku tysięcy “zwolenników zabijania nienarodzonych”. I był oczywiście protest zorganizowany przez nieudolną opozycję, która tak się pogubiła, że wygania ludzi na ulice choć sama nie pofatygowała się na głosowanie w tej sprawie. Marzena Paczuska, PiSowska tuba w TVP, widzi Czarny Piątek jako “dzień manifestacji kobiet, które zatraciły kobiecość, wdzięk i radość życia. Kobiet, których mężczyźni nie zrozumieją i nie chcą.”.
I może w pewnym sensie nawet ma rację? Z pewnością na kobietach nie zależy PiSowi – nie obchodzi ich ani ich kobiecość, ani wdzięk, ani radość życia. Widzą je jako inkubatory, pozostające w polu ich zainteresowania jedynie do momentu narodzin dziecka. Chcą “uczynić biedną dziewczynę matką, pozbawić ją pracy dlatego, bo się spodziewa macierzyństwa, kopnąć ją z pogardą, zrzucić na nią cały ciężar błędu i jego skutków, i zagrozić jej latami więzienia, jeżeli, oszalała rozpaczą, chce się od tego zbyt ciężkiego na jej siły brzemienia uwolnić — oto filozofia praw, które, aż nadto znać, były przez mężczyzn pisane! Głosić wzniosłe teorie o „prawie płodu do życia”, znów grozić matce więzieniem w imię praw tego płodu, ale równocześnie nie troszczyć się o to, aby nosicielka tego płodu miała co do ust włożyć… I rzecz szczególna, ten sam płód, nad którym trzęsą się ustawodawcy, póki jest w łonie matki, w godzinę po urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej, może zginąć pod mostem z zimna, gdy matka — którą jej „święte” macierzyństwo czyni nieraz wyrzutkiem społeczeństwa — nie ma dachu nad głową”.
Słowa napisane kursywą nie są moje. Ich autorem jest Tadeusz Boy-Żeleński, a pochodzą z jego książki “Piekło kobiet” wydanej w 1930 roku… Ktoś jeszcze się dziwi, dlaczego w Polsce kobiety muszą walczyć o swoje prawa, skoro jedyną rzeczą, która zmieniła się w ciągu blisko 90-ciu lat jest to, że dzięki możliwościom współczesnej medycyny, dziś kobieta może z wyprzedzeniem wiedzieć, że nosi w sobie ciężko uszkodzony płód. A polska prawica i tak chce zmusić ją do donoszenia ciąży i urodzenia stworzenia, które wkrótce po przyjściu na świat umrze w męczarniach, niczym słynne “dziecko Chazana”.
PiS twierdzi, że to społeczeństwo domaga się zaostrzania przepisów przeciwaborcyjnych. To oczywiście kolejne kłamstwo: większość Polaków zadowolona jest z obecnej ustawy, a liczba tych, którzy domagają się jej zaostrzenia jest pięciokrotnie mniejsza od tych, którzy chcieliby poluzowania prawa w tej kwestii (źródło). Możemy znowu oddać głos Boyowi-Żeleńskiemu: “postawa społeczeństwa w tej kwestii jest zupełnie zdecydowana. Podczas gdy nasi prawodawcy traktują w swoim projekcie przerwanie ciąży na równi z dzieciobójstwem (!!), społeczeństwo — ubolewając nieraz nad jego koniecznością — absolutnie nie uważa go za występek.”. Nic więc dziwnego, że PiS, który nie chce się przyznać, że po prostu robi dobrze biskupom, wspiera oddolny ruch antyaborcyjny. Jak właśnie wyszło na jaw, jego liderka Kaja Godek dostała ciepłą posadkę w radzie nadzorczej Warszawskich Zakładów Mechanicznych. Czy zna się na silnikach wysokoprężnych? Wątpliwe, jej kwalifikacje to “studiowała kiedyś angielski” i “jej mąż pracuje na politechnice”. Może więc ma chociaż doświadczenie zawodowe? Cóż, była kiedyś sekretarką prezesa. Po prostu, kolejny Misiewicz. A ci ekonomii nie wychodzą na dobre – sama plotka, że nominat PiS ma stanąć za sterem PKP Cargo spowodowała spadek kursu akcji przedsiębiorstwa o 20%…
“Korupcja! Nepotyzm! Kolesiostwo!” – grzmiał przed pięciu laty Kaczyński. Wychodzi na to, że po prostu prognozował co będzie się działo, kiedy powróci do władzy. Nawet premier Beata Szydło załatwia ciepłe posadki swoim koleżankom – jedna z nich na przykład zasiada w radzie nadzorczej jednego z największych banków. A przecież pani premier obiecywała z tym walczyć. Może więc nie do końca załużyła na tą nagrodę, którą sama sobie przyznała? Sądząc po jej gwałtownej reakcji, jest to faktycznie czuły punkt:
“Tak, rzeczywiście, ministrowie i wiceministrowie w rządzie Prawa i Sprawiedliwości otrzymywali nagrody za ciężką, uczciwą pracę. I te pieniądze się im po prostu należały! To były nagrody oficjalne, nagrody, które zostały przyznane w ramach budżetu uchwalonego w tej izbie!” – krzyczała. I albo jej się zapomniało, albo świadomie kłamała, bo przecież budżet akurat został uchwalony w innej izbie – w sali kolumnowej, do której nie wpuszczano posłów opozycji a w głosowaniu było wiele nieprawidłowości. To o to chodziło w tych protestach pod sejmem w grudniu 2016, które relacjonowałem na bieżąco dla portalu Britske Listy. Ale mnie zastanawia inna sprawa: jeśli nagrody ministrom się należą za ciężką i uczciwą pracę, to czy to oznacza, że gdyby byli nieuczciwi i zbijali bąki, musieliby się zadowolić gołą pensją? I jaka jest definicja ciężkiej pracy? Czy jeśli nasz wiceminister spraw zagranicznych boi się latać samolotem, przez co na spotkanie w Kopenhadze jedzie samochodem a do Budapesztu koleją i każdy z takich wyjazdów zajmuje mu trzy dni, to oznacza to, że ciężko pracuje, czy wręcz przeciwnie?
A taki Zbigniew Ziobro? Ten z pewnoscią się nie obija. Najpierw, jako Minister Sprawiedliwości parł do tego, aby podporządkować sobie sądownictwo, a teraz jako Prokurator Generalny wydał opinię, według których nowe prawo jest “niekonstytucyjne i dysfunkcyjne” – opinia ta była potrzebna, żeby mieć pretekst do jego modyfikacji, bo premier Morawiecki chce pójść na pewne ustępstwa żeby uratować walące się relacje z Unią Europejską. No więc OK, Ziobro pracuje ciężko, ale skoro po zrobieniu dwóch kroków do przodu musi się cofnąć o jeden, to za ile kroków należą mu się bonusy – czy liczymy, że posunął się o jeden krok do przodu, czy raczej że zrobił trzy kroki?
Suweren wątpliwości nie ma: blisko dwóm trzecim Polaków nie podobał się wybuch Beaty Szydło, co więcej nawet wśród wyborców PiS 48% nie zgadza się z jej wypowiedzią. A skoro nawet w PiSie widzą, że chciwość podwładnych Kaczyńskiego przekracza granice przyzwoitości, to wiedz, że coś sie dzieje…
Na szczęście nie wszyscy są w politce dla pieniędzy. Niektórzy naprawdę są tam dla idei i nawet za cenę śmieszności gotowi są bronić swoich przekonań. Taki na przykład Krzysztof Bosak, jeden z liderów polskich nacjonalistów, znalazł się przez pięć minut na tapecie po tym, jak w dyskusji na Twitterze przekonywał, ze to, czy Ziemia krąży wokół Słońca jest sprawą dyskusyjną. Według niego nie istnieją fizyczne dowody na to, co krąży wokół czego i ta wielusetletnia kontrowersja wciąż oczekuje na konkluzywny dowód. Śmiechom nie było końca, ale przecież prawdziwy polski patriota się nie poddaje, więc Bosak brnął dalej. Tym razem próbował udowodnić, że twierdzenia “Ziemia krąży wokół Słońca” i “Słońce krąży wokół Ziemii” są tak samo zasadne. W tym celu powołał się na wypowiedź fizyka. Szkopuł w tym, że w tej wypoiwiedzi ów fizyk tłumaczy właśnie, dlaczego, choć teoretycznie można powiedzieć, że Słońce krąży w okół ziemi, w praktyce nie ma to sensu.
No, ale zaprzeczanie oczywistym faktom to przecież nie od dziś norma na polskiej prawicy. Ostatnio peleton dogoniła Magdalena Ogórek, była kandydatka na prezydenta startująca z poparciem SLD. Dziś, kiedy wywąchała, gdzie są prawdziwe miody, stała się wielką zwolenniczką PiS, dzięki czemu udało się jej wreszcie dostać do telewizji. Ale najwyraźniej ma ochotę na więcej, dlatego ostatnio oznajmiła, że ona z SLD to właściwie nigdy nie miała nic wspólnego. To dość odważne twierdzenie z ust kogoś, kto prawcował w MSWiA za rządów Millera, potem pracował bezpośrednio dla SLD a w 2011 kandydował z ramienia tej partii do sejmu:
Poparcia udzielił jej sam Aleksander Kwaśniewski:
Podczas wyborów w 2015, faktycznie jasno deklarowała, że jest kandydatką niezależną korzystającą jedynie z poparcia SLD, ale wszyscy wiedzieli kto za nią stoi, co w typowy dla siebie sposób skomentował Jerzy Urban:
A skoro już mówimy o kobietach, ktore wcześniej pojawiły się na łamach tej serii, warto wspomnieć, że sprawa żony posła PiS prowadzącej sklep w Ełku jest rozwojowa. Nie tylko wbrew zakazowi otworzyła sklep w niedzielę, o czym pisaliśmy tydzień temu, ale wygląda na to, że nie w smak jej uczciwe płacenie podatków. Po tym, jak dziennikarka opublikowała paragon na dowód, że dokonała w tym sklepie zakupów, jeden z czytelników zauważył, że napój energetyczny został zaksięgowany jako sok. Byłaby to zwykła pomyłka, czy może chodzi o to, że napoje energetyczne obłożone są 23% stawką VAT a od soków odprowadzić należy jedynie 5%?
Cóz można rzec – wygląda na to, że w PiS faktycznie ciężka i uczciwa praca jest cnotą wyjątkową. A że nie wszyscy mogą liczyć na ciepłe posadki w radach nadzorczych to kombinują jak mogą. Nie mówię, że kradną, oj nie. Oni po prostu odzyskują finanse państwa dla narodu (a jak wiemy, naród według PiSu to jedynie ci pierwszego sortu, pozostali to zdrajcy, gestapowcy i totalna, nieudolna opozycja). Zresztą, PiS uwłaszcza się nie tylko na naszych pieniądzach ale i na przestrzeni publicznej: po przejęciu kontroli nad Placem Piłsudskiego w Warszawie na potrzeby sektu smoleńskiej PiSowski wojewoda odmówił strażakom zezwolenia na przeprowadzenie tam dorocznych obchodów Dnia Strażaka – i pomimo tego, że w tym roku są one wyjątkowe, bo wiążą się ze stuleciem powstania Ochotniczych Straży Pożarnych. Powodu nie podano, nie jest nim jednak żadna inna impreza, bo na ten dzień w tym miejscu żadnych innych wydarzeń się nie planuje.
Swoje zdobycze na każdym polu PiS zabezpiecza manipulowaniem przy prawie i obezwładnianiem kontrolnych instytucji państwa. Jedyna więc nadzieja w naturalnej zdolnosći Polaków do obchodzenia prawa – w końcu państwo trenuje ich w tym na każdym kroku, wyskakując co rusz z nowymi absurdami – ostatnio np. zezwolono samochodom elektrycznym na używanie buspasów i parkowanie za darmo a polega to na tym, że jak ich kierowcy dostaną mandat, to się mogą od niego odwołać i zostanie im on umorzony.
Nie wiem, co wymyślą w tym względzie Polacy, ale jestem pewien, że kreatywności im nie zabraknie. Spójrzcie na przykład na poniższy potykacz, bynajmnmiej-nie-reklamowy:
Wciąż jest dla nas nadzieja. Tylko boję się jednego, jak już przechytrzymy prawotwórcze zapędy PiS to czy będziemy wiedzieli, kiedy należy się zatrzymać?
Tekst powstał dla portalu Britske Listy
Zdjęcie: Iga Lubczańska via Flickr, CC 2.0