Zajrzeć za Arran – Mull of Kintyre

Znajdujący sie na zachodzie Szkocji półwysep Kintyre nie jest oczywistym celem podróży dla odwiedzających Szkocję. Półwysep ten, którego kontur może wywoływać u co niektorych dość nieprzyzwoite myśli, nie bardzo nadaje nawet na punkt pośredni wycieczki. Od ostatniego rozwidlenia głównych dróg w leżącym na północnym krańcu Loch Fyne Lochgilphead jest do Campbeltown, największego miasta Kintyre znajdującego się przy jego południowym końcu, ponad godzina jazdy samochodem. Nie jest także łatwo odwiedzić te tereny w ramach jednodniowego wypadu za miasto, ponieważ z Glasgow liczyć trzeba co najmniej trzy i pół godziny jazdy w jedną stronę. Ale położenie z dala od głównych szlaków turystycznych nie oznacza, że brak tam ciekawych miejsc do zwiedzenia, a mała popularność obszaru może być tylko dodatkową zaletą dla poszukujących ciszy i spokoju.

Choć na pierwszy rzut oka długi półwysep rozpoczyna się już w okolicy Lochgilphead, wystarczy przyjrzeć się bliżej aby zobaczyć wcinającą się weń mniej więcej w 1/4 długą zatokę. W tym najwęższym punkcie właśnie, kilka mil na północny wschód nad znacznie mniejszą zatoką leży niewielkie miasteczko. To Tarbert, jedna z wielu szkockich miejscowośći o tej samej nazwie, oznaczającej właśnie przesmyk. To w tym właśnie miejscu przebiega granica pomiędzy znajdującym się w północnej częsci półwyspu Knapdale, a stanowiącym jego dolną część Kintyre. Niewielkie, ale urokliwie położone wokół zatoki Tarbert okazuje się stosunkowo ruchliwym miejscem, w którym życie dyktuje rozkład jazdy odpływających w czterech kierunkach promów: z przystani w samym miasteczku można dostać się do Portavadie na półwyspie Cowal. Z West Loch Tarbert, czyli wspomnianej wcześniej długiej zatoki, odpływają duże promy na wyspy Islay i Jura. Na południu od Tarbert, za wzgórzami, których objechanie zajmuje zmotoryzowanym około kwadransa, znajduje się zaś mała przystań – tu zatrzymują się niewielkie promy przewożące turystów do znajdującej się na wyspie Arran Lochranzy. Poza tym Tarbert znajduje się na jedynej drodze łączącej Campbeltown z cywilizacją, nie znaczy to jednak bynajmniej że przez centrum miasta ciągną kolumny hałaśliwych tirów.

Tarbert
Tarbert

Ale Tarbert to nie tylko miejsce przelotowe. Istnieją zapiski, że już w VIII wieku znajdował się w tym strategicznym położeniu fort, broniący miejsca, przez które łatwo się było dostać do Szkocji z Irlandii. Ten wąski przesmyk umożliwił także królowi Norwegii Magnusowi Barfodowi na zajęcie Kintyre poprzez wykorzystanie dziury w prawie: Król Szkocki Edgar ustąpił Norwegom prawo do “wszystkich wysp na zachodnim wybrzeżu które da się opłynąć łodzią”. Edgar nie spodziewał się jednak tego, że Magnus wpadnie na pomysł “opłynięcia” także Kintyre, przeciągając swoje łodzie po lądzie. Trolling pierwsza klasa, ale czyż w końcu trolle nie pochodzą ze Skandynawii?

Kolejnym spryciarzem,  który przeciągnął swoje statki po lądzie – tym razem, aby zyskać przewagę w walce zbrojnej – był Król Robert the Bruce, który w XIV wieku wybudował tam nawet rodzaj taśmociągu z drewnianych bali, którym przeprawił swoją flotę na drugą stronę półwyspu. Pozwoliło mu to zaskoczyć sprzymierzonych z Anglikami władców Wysp Zachodnich. Będąc świadom znaczenia tej lokalizacji, nakazał wzmocnić i rozbudować znajdujący się tam od wieków zamek. Zapiski księgowego nadzorującego wypłaty dla pracujących przy zamku budowlańców stanowią jedne z najstarszych zabytków piśmiennictwa w Szkocji, a dowiedzieć się możemy z nich nie tylko tego, że stolarz zarabiał wówczas dwa i pół pensa na dzień a kowal o półtora pensa więcej. Ciekawostką jest także zapisek, z którego wynika, że Robert the Bruce zapłacił głównemu wykonawcy prac murarskich o pięć funtów, sześć szylingów i osiem pensów więcej niż było w umowie, ponieważ ów pod jego nieobecnosć wybudował ściany grubsze niż się umawiali. Wygląda na to, że były to dobrze wydane pieniądze, ponieważ sylwetka stojącego na wzgórzu zamku po dziś dzień góruje nad miasteczkiem.

Tarbert Castle
Tarbert Castle (fot. Urszula Hałenda)

Ci, dla których nawet małe Tarbert to zbyt wiele zgiełku i hałasu (o co nietrudno w lipcu, kiedy odbywa się tutaj Festiwal Owoców Morza), mogą udać się na krótki spacer. Na końcu Garvel Road, znajdującej się po przeciwnej stronie zatoki niż zamek, zaczyna bieg wąska ścieżka, wiodąca najpierw wzdłuż brzegu zatoki aby po kilkuset metrach przekroczyć strumień i drewnianymi pomostami pokonać podmokły las. Po około 15 minutach spaceru otwiera się przed nami urocza zatoczka z kamienistą plażą, ktora stanowi dobry punkt obserwacyjny na wchodzące i wychodzące z portu jednostki – w tym prom na półwysep Cowal.

Kamienista zatoczka w pobliżu Tarbert (fot. Adrian Guzy)
Kamienista zatoczka w pobliżu Tarbert (fot. Adrian Guzy)

Jednak Tarbert, choć pięknie położony, to dopiero brama do pełnego atrakcji Kintyre. Ich odnalezienie nie powinno sprawić najmniejszych trudności, ponieważ sieć drogowa nie jest zbyt skomplikowana – jedna trasa wiedzie wzdłuż zachodniego wybrzeża, druga od wschodniego. Wyboru należy dokonać kilka mil na południe od Tarbert. Tu, zaraz po minięciu po prawej stronie terminalu portowego z którego można przeprawić się na Islay i Jurę podróżny dojeżdża do skrzyżowania, na którym można skręcić w lewo. Wąska droga zawiedzie nas do znajdującej się po przeciwnej stronie półwyspu przystani promów na Arran. Stąd, zanim udamy się dalej na południe, warto podjechać do Skipness, znajdującego się o kilka minut jazdy w przeciwnym, gdzie poza uroczym wiejskim kościółkiem zwiedzić można ruiny dużego zamku i kaplicy z XIII wieku. Trawiaste łączki na poboczu prowadzącej do Skipness drogi są dobrym miejscem dla podróżujących pojazdem kempingowym lub z namiotem do zatrzymania się na noc. Znajdująca się niemal na wyciągnięcie ręki wyspa Arran, a w nocy łuna ze znajdującego się po przeciwnej stronie Glasgow, zapewnią niezapomniane widoki a zaciszne położenie zapewnia komfortowe biwakowanie nawet w październiku. Dodatkową zaletą tej lokacji jest znajdująca się na niedalekiej przystani promowej toaleta.

Świt na biwaku z widokiem na Arran
Poranek na biwaku z widokiem na Arran

Udając się dalej na południe poruszać się będziemy wzdłuż wybrzeża, przecinając co chwila głębokie doliny którymi do cieśniny Kilbrannan Sound wpadają liczne potoki. Częste strome podjazdy powodują, że trasa jest wyzwaniem dla rowerzystów. Na szczęście już po ok 10 milach droga odchyla się od brzegu morza i wysiłek jest nagrodzony długim, łagodnym zjazdem wzdłuż większej doliny położonej równolegle do brzegu morza. W dolinie tej panuje unikalny, łagodny mikroklimat co ma swoje odzwierciedlenie w bujnej roślinności i soczystych kolorach położonych w niej pastwisk i pól uprawnych. Doliną tą płynie Carradale Water a nieco na północ od jej ujścia do morza znajduje się urokliwa wioska o tej samej nazwie. Stroma droga na jej końcu prowadzi do niewielkiego portu który wciąż jest aktywną rybacką przystanią. Warto jednak także przespacerować się do nieodległego przysiółka Port Righ Bay, składającego się z kilku niewielkich domków i hotelu leżących nad małą, osłoniętą zatoczką z niewielką plażą.

Kutry rybackie w Carradale
Kutry rybackie w Carradale

Dalsza podróż wzdłuż wybrzeża to pokazujące się co chwila coraz szersze widoki na otwierającą się już w pełni Firth of Clyde. Zanim na dobre jednak opuścimy okolice Carradale, warto zajrzeć jeszcze do Waterfoot, kolejnego uroczego zakątka leżącego u ujścia Carradale do morza. Kolejnym wartym zatrzymania się punktem na tej trasie jest wioska Saddel, w której obejrzeć można zamek (niestety niedostępny dla zwiedzających) oraz ruiny założonego w roku 1207 opactwa Cystersów. Na terenie dawnego cmentarza pod wiatą zebrano średniowieczne, bogato rzeźbione płyty nagrobne, z których wiele zachowało się wyjątkowo dobrze.

Ruiny Saddel Abbey
Ruiny Saddel Abbey

Z Saddel już niedaleko do największego miasta półwyspu. Zanim jednak Campbeltown ukaże się naszym oczom, możemycieszyć oczy leżącą u ujścia zatoki wyspą Daavar ze stojącą na niej latarnią moską. Latarnia owa zbudowana została przez specjalizującą się w tym branży rodzinę Stevensonów – tą samą, z której pochodzi autor słynnej “Wyspy Skarbów”. Daavar znana jest również z malowidła Chrystusa Ukrzyżowanego które pod koniec XIX wieku namalował lokalny artysta Archibald Mackinnon. Pojawienie się tego wizerunku zostało uznane przez lokalną społeczność za cud, a kiedy okazało sie, że autorem jest Mackinnon, niezadowolenie głodnej cudów lokalnej społeczności zmusiło go do nagłego opuszczenia miasta. Nie pomogły zapewnienia, że to Bóg nakazał mu stworzenie owego malowidła we śnie. Na szczęście to rozczarowanie zostało mu wybaczone i jeszcze dwukrotnie powracał on do Campbelltown aby odświeżyć swoje dzieło a prace nad restauracją malowidła kontynuują jego następcy. Jaskinię w której na ścianie widnieje Chrystus Ukrzyżowany można zwiedzać, przedostawszy się na wyspę pieszo – jest to możliwe podczas odpływu.

Daavar Island widziana od południa
Daavar Island widziana od południa

Samo Campbelltown jest miastem zaskakująco cichym jak na swoją wielkość. Choć czuć, że lata swojej świetności ma już za sobą nie jest jednak miastem podupadłym. Spacerując jednak po pustych uliczkach trudno wyobrazić sobie, jak wyglądało to miasto jeszcze sto lat temu, kiedy węgiel przywożony z pobliskiego Machrichanish kolejką wąskotorową ładowano w porcie na statki a w okolicy działało trzydzieści gorzelni, czemu Campbeltown zawdzięczało miano Światowej Stolicy Whisky. Ciekawą pamiątką po tych świetlanych czasach jest znajdujący się nieopodal miejskiego muzeum “Wee Picture House”, czyli zbudowane w 1913 roku w stylu Art Noveau najstarsze w Szkocji kino. Niestety branża gorzelnicza padła ofiarą swojego własnego sukcesu – odpowiadając na wysokie zapotrzebowanie gorzelnicy postawili na ilość zamiast na jakość, co w czasach nagłego zmniejszenia popytu spowodowanego wybuchem wielkiego kryzysu oraz prohibicji w USA spowodowało bankructwo większości z dystylerni. Mniej więcej także w tym czasie transport drogą wodną stracił na znaczeniu na rzecz transportu kołowego, w rezultacie czego znajdujące się na końcu długiego półwyspu Campbeltown nagle znalazło się z dala od głównych szlaków transportowych. Co prawda regularnie podejmowane są próby ponownego sprowadzenia do miejskiego portu promów (w latach 90-tych promy samochodowe do Irlandii Północnej a ostatnio przedłużenie niektórych kursów promów kursujących pomiędzy Ardrossan a Brodick), jednak jak na razie połączenia te nie wydają się być opłacalne ekonomicznie. Ciekawą ofertą dla spędzających na półwyspie Kintyre wakacje może być połączenie rejsu niewielką łodzią i wycieczki rowerowej do Irlandii, którą umożliwia regularne połączenie promowe Kintyre Express, przewożące pasażerów i rowery między Campbeltown a północnoirlandzkim Ballycastle. Tu ci, którzy nie nacieszyli się wystarczająco podróżą morską ze Szkocji, mogą przeprawić się na leżącą nieopodal Rathlin Island, słynącą z licznych koloni chronionych ptaków morskich.

Campbeltown
Campbeltown

Jeśli jednak ktoś woli pozostać w Szkocji, nie znaczy to od razu, że nie dane mu będzie zobaczyć Irlandii. Wystarczy kontynuować podróż na południe – czy to dalej wąską drogą wzdłuż wybrzeża, czy to obierając tym razem główną trasę B842, na której końcu znajduje się miejscowość Southend. Tu nieco bardziej widac, że lata świetności ta okolica ma za sobą, ale na szczęście zakurzone witryny opuszczonego sklepu czy opuszczony hotel, mogący z powodzeniem służyć za scenerię do niejednego horroru, nie są tu rzeczami najbardziej wartymi naszej uwagi. Zazmiast tego można cieszyć się tu piaszczystą, południową plażą z której rozpościera się widok na leżącą w oddali Irlandię. Tuż nad brzegiem po lewej stronie plaży znajduje prominentna skała Dunaverty Rock pod którą znajdują się urocze szopy na łodzie. Na skale znajdował się ongiś zamek w którym w 1647 roku dokonano masakry chroniących się w jego wnętrzu Katolików, w tym licznej rodziny McDougalów.

Znacznie przyjemniejszym wspomnieniem dla Chrześcijan jest skała po przeciwnej stronie zatoki. Można na niej zobaczyć odciśnięte ślady stóp – to tu po raz pierwszy do Szkocji przybyło chrześcijaństwo w osobie świętego Kolumby i to jego właśnie ślady odciśnięte są w skale (można by zatem pomyśleć, że wbrew powszechnemu przekonaniu w średniowieczu przynajmniej mnisi byli dobrze odżywieni).

Dunaverty Rock
Dunaverty Rock

Nazwa Southend sugeruje, że z tej znajdującej się na południowym krańcu półwyspy Kintyre nie można już nigdzie dalej pojechać. Okazuje się jednak, że nie tylko można, ale i warto. Niecałe pół godziny jazdy samochodem na zachód znajduje się jedno z najbardziej urokliwych miejsc w Szkocji – latarnia morska Mull of Kintyre. Ponieważ latarnię postanowiono umiejscowić na wysokim klifie, miejsce jej budowy nie było dostępne od morza. Dlatego cały ładunek musiano transportować na końskich grzbietach a ze względu na trudne ukształtowanie terenu pokonanie sześciomilowego odcinka zajmowało cały dzień. Z powodu ciągłych burz i wiatrów chłoszczących tą okolicę praca możliwa była tylko latem. Pomimo jednak tych trudności konstrukcję latarni ukończono po dwóch sezonach, a choć dziś prowadzi do niej asfaltowa droga (której ostatni odcinek ze względu na wyjątkową stromiznę jest zamknięty dla ruchu) bez trudu można sobie wyobrazić jak samotny musiał być żywot obsługujących ją latarników. Zajęci pracą w obejściu czy też hodowlą warzyw w osłoniętym kamiennymi murami ogrodzie, wciąż przed oczami mieli brzegi odległej o jedynie kilka mil Irlandii… Dziś zautomatyzowana latarnia morska obsługiwana jest zdalnie a jedynymi żywimi stworzeniami są pasące się pośród wrzosowisk owce.

Mull of Kintyre - w oddali widoczne brzegi Irlandii
Mull of Kintyre – w oddali widoczne brzegi Irlandii

Jeśli ktoś nie lubi wracać tą samą drogą, za Campbeltown może zdecydować się na powrót główną drogą wzdłuż zachodniego wybrzeża. Ta strona półwyspu jest zupełnie inna – droga jedzie wzdłuż wybrzeża wśród płaskich pól i łąk a wzdłuż brzegu ciągną się szerokie, piaszczyste plaże z ktorych roztacza się piękny widok na wyspy Jura i Islay. Mniej więcej w połowie drogi między Campbeltown a Tarbert widok na nie przesłania Gigha, na którą przeprawić można się promem odpływającym z miejscowości Tayinloan. Ta niewielka wyspa, pozostająca w rękach społeczności mieszkańców, słynie z piaszczystych plaż, bogatej historii i licznych wraków które rozbiły się o otaczające ją skały.

Zanim jednak wyruszy się w drogę powrotną na północ warto jeszcze zajrzeć choć na chwilę do znajdującego się na zachód od Campbeltown Machrihanish, gdzie znajduje się między innymi sławne w świecie pole golfowe będące dziś, obok pięknych zachodów słońca i piaszczystych wydm, główną atrakcją miejscowości. W przeszłości jednak miejsce to tętniło życiem – głównie dzięki temu, że przez stulecia wydobywano tu węgiel. Urobek przewożono do portu w Campbeltown początkowo konno, następnie wybudowanym w tym celu kanałem, a na początku XX wieku obowiązki transportowe przejęła wspomniana już wcześniej kolejka wąskotorowa, wożąca także turystów. Kolejka zakończyła kursowanie w roku 1932, a ostatnia kopalnia zakończyła pracę 37 lat później. Koniec lokalnego górnictwa nie oznaczał jednak, że w mieście nagle zrobiło się cicho – wręcz przeciwnie. Tuż obok znajduje się potężne lotnisko, znane jako RAF Machrihanish, którego strategiczna pozycja w czasie zimnej wojny zapewniała stałą obecność zarówno lotnictwa Jej Królewskiej Mości jak i US Marines. Wyjątkowo dłiugiemu pasowi startowemu lotnisko zawdzięczało także fukcję awaryjnego lądowiska dla promów kosmicznych.

Strategiczna pozycja półwyspu Kintyre doceniona była także na długo przed rozpoczęciem zimnej wojny. To właśnie tu pionier radiofonii, Kanadyjczyk Reginald Aubrey Fessenden, postawił w 1905 roku 120 metrowy masz przy pomocy którego w styczniu następnego roku przeprowadził pierwszą w historii dwustronną transmisję radiotelegraficzną przez Atlantyk. Dziś jednak panuje tu cisza i spokój, co zapewne bardziej odpowiada miłośnikom ptaków, spotykającym się w znajdującej się nieopodal stacji obserwacji ptactwa.

I to jest chyba główna zaleta tej mało znanej części Szkocji. Choć dziś panuje tu cisza i spokój, to na każdym kroku czuć że miejsce to ma bogatą historię.

Nawet w pochmurny dzień zachód słońca ogladany z Machulahish to spektakularne widowisko
Nawet w pochmurny dzień zachód słońca ogladany z Machrihanish to spektakularne widowisko

Z uwagi na długi dojazd, warto na półwysep Kintyre zaplanować co najmniej dwa dni.

 

Comments

comments

One Reply to “Zajrzeć za Arran – Mull of Kintyre”

  1. […] odstawiając także na boczny tor niektóre z miast portowych (takie jak Campbelltown, opisywane TUTAJ), a kanały pozostawiając jedynie do celów rekreacyjnych. Dziś ładunki masowe wciąż […]

Komentarze są zamknięte.