Czas Apokalipsy

Glasgow doświadczyło największych od lat opadów śniegu. Od wczoraj nazbierało się może 15-20 centymetrów. Nie raz podśmiewałem sie z Brytyjskiej nieporadnosći w obliczu niewielkich nawet opadów śniegu. Ale to było wtedy, kiedy naprawdę chodziło o to, że trochę poprószyło. Dziś, z tą ilością białego puchu, to już nie jest sprawa śmiechu. To jest po prostu ŚNIEGOWY ARMAGEDON.  I dlatego tym razem jest inaczej. 

Pisałem już o tym, że brytyjscy kierowcy potrafią zepsuć całą radość z zimowej jazdy samochodem. I nic dziwnego, bo poza w pełni zrozumiałym i usprawiedliwionym rzadkością opadów śniegu brakiem umiejętności zimowej jazdy, nie pomaga fakt powszechnego używania letniego ogumienia przez cały rok. Bo po co słuchać się porad, wyświetlanych nad jezdniami autostrad zwykle od wczesnego października, które zalecają przygotowanie samochodu do warunków zimowych. Najwyżej jak przyjdzie co to czego, to się ponarzeka na “nieudolność rządu” kiedy kraj po raz kolejny zostanie sparaliżowany przez samochody nie będące w stanie podjechać pod najmniejszą górkę. Problem jednak w tym, że wraz z opadami śniegu, kierowcy stają się kompletnie nieprzewidywalni. Słyszałem dziś w wiadomościach, że w okolicach Edynburga kierowcy wjeżdżali w autostradę pod prąd “bo na drugiej jezdni były korki”. Zresztą, popatrzcie tylko na tego kierowcę. Co on mógł sobie mysleć? Może wykoncypował sobie, że to, że podczas gdy w Europie kierowcy nie mają problemu z zimową jazdą a w Wielkiej Brytanii ruch po opadach śniegu praktycznie zamiera wynika z tego, że w Europie jeździ się po przeciwnej stronie drogi? Na to wygląda, bo jaki mógłby inny powód dla którego nagle stwierdził on, że “od teraz będę poruszał się prawą stroną jezdni”?

Ale dziś sprawy zaszły o wiele dalej. Ta faza skończyła się w porze lunchu. W chwili, w której piszę te słowa, kraj jest de facto w stanie klęski żywiołowej. Najgorsze mnie ominęło, bo dzień spędziłem na relatywnie wolnej od śniegu wyspie Bute i do Glasgow powróciłem dopiero późnym popołudniem. Aż do Loch Lomond drogi były czarne i suche, dopiero za Tarber zaczęło prószyć. Na pobielonej jezdni widać było, że o ile w stronę Glasgow jednak wciąż zmierzają jakieś pojazdy, z ogarniętego kataklizmem miasta udało się wydostać jedynie nielicznym szczęściarzom. Radio pękało od dramatycznych komunikatów “UNIKAJ ZBĘDNYCH PODRÓŻY!” “ZOSTAŃ W DOMU” “CZERWONY ALARM ŚNIEGOWY!”. W wiadomościach nie lepiej – programy informacyjne zdominowane były informacjami rodem z filmu katastroficznego – “Słuzby ratunkowe wysłane na pomoc ludziom, którzy utknęli na autostradzie M80!” (zapamiętajcie: jadąc samochodem przez Wielką Brytanię w momencie usłyszenia pierwszego komunikatu o śnieżycy, który zaleca kierowcom pozostanie na autostradach, należy opuścić autostradę pierwszym możliwym zjazdem), “450 000 dzieci zostanie w domu, bo ekstremalne warunki pogodowe wymogły zamknięcie szkół“, “Szkockie koleje zawiesiły wszystkie połączenia do końca dnia i przez cały dzień następny“, “Czerwony krzyż dostarcza łóżka polowe i koce podróżnym, którzy utknęli na lotnisku w Glasgow” (według tego ostatniego newsa, dostawa kocy odbywa się “specjalnie wyposażonymi pojazdami z napędem na cztery koła – ciekawe, jakie jest to specjalne wyposażenie pozwalające na jazdę ulicą, na ktorej leży kilka centymetrów świeżego śniegu – opony z bieżnikiem?).

Samo miasto wyglądało, jakby było opuszczone. Drogi, zwykle pękające w szwach, jak to zwykle w popołudniowych godzinach szczytu bywa, były wyjątkowo spokojne. Większość biznesów zakończyło pracę przedwcześnie i wysłało swoich pracowników do domu, dzięki czemu mijaliśmy tylko opuszczone rolety i puste parkingi przed nieczynnymi supermarketami. Jedynie gdzieniegdzie znajdowały się oświetlone oazy – pakistańskie sklepiki, polskie supermarkety i niektóre stacje benzynowe. Wraz z nadejściem wieczoru drogi pustoszały jeszcze bardziej. Na Kingston Bridge – jednym z najbardziej ruchliwych mostów autostradowych w Europie – po raz pierwszy w życiu, a mieszkam w Glasgow już grubo ponad dekadę – miałem pięć pasów całkowicie dla siebie. .


Mimo wszystko byłem zaskoczony, że pomimo braku ruchu na drogach i tego, że śnieg powoli przestawał padać, nie napotkałem ani jednego odśnieżonego fragmentu drogi. Być może kierowcy piaskarek również zostali odesłani do domów w trosce o ich bezpieczeństwo, bo w końcu nie można chyba od nich wymagać, żeby prowadzili samochody w takich warunkach?

Tak zrobiono z autobusami – zawieszono kursowanie wszystkich linii powołując się na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa pasażerów. Ci w rezultacie znaleźli się w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji: rząd zaleca unikanie podróży i pozostanie w domach, jednak setki osób nie miały jak do tych domów się dostać. I tak podczas powrotu do domu poza porzuconymi na środku drogi samochodami (bo przecież w tak ekstremalnych warunkach pogodowych nie można zepchnąć ich na pobocze), musiałem uważać na wędrujące środkiem ulicy grupki pieszych. Środkiem ulicy, bo oczywiście chodników także nikt nie odśnieża. Część z nich to ci, którzy wyskoczyli tylko na najbliższą stację benzynową w nadziei, że ostało się tam jeszcze coś do jedzenia. Wielu jednak stanęło przed koniecznością znacznie dalszego marszu, tak jak ta oto grupka, która desperacko próbowała zatrzymać któryś z nielicznych mijających ich samochodów.


Poza tymi nielicznymi pieszymi, miasto wyglądało niemal na wymarłe. Gdyby nie światła w oknach, można by uwierzyć w to, że 90% ludzi zostało nagle porwanych przez UFO. Z kolei widok tych, którzy z trudem utrzymywali się w pionie wędrując wyślizganymi przez samochody koleinami przywodził na myśl niezdarnie maszerujące zombie.

Wracając z pracy do domu, podwiozłem kilkoro autostopowiczów. Niektórzy byli naprawdę skonani wielokilometrowym marszem po kostki w śniegu przez niemal wymarłe miasto. Przez chwilę czułem się jak bohater jakiejś postapokaliptycznej powieści – ostatni sprawiedliwy, przemierzający wymierającą ziemię, jeden z nielicznych, którzy wciąż próbują zachować w sobie resztki szlachetnego człowieczeństwa… A wszystko to za jedyne pięć funtów od koła – bo o tyle w przypadku mojego samochodu droższe są opony całoroczne od letnich.

Jutro meteorolodzy zapowiadają kolejny śnieżny dzień. Rząd zaleca unikanie podróży i pozostanie w domach. Nie mogę się doczekac – być może jest szansa, abym po raz kolejny miał całe miasto niemal wyłącznie dla siebie!

Comments

comments