Często jest tak, że coś, co na początku miało sens, staje się z czasem swoją własną karykaturą. Że to, co początkowo było pomocne, staje się irytującą uciążliwością. Że ludzie, których zadaniem było dbanie o to, żeby było lepiej, tracą kontakt z rzeczywistością i w rezultacie stają się tymi, którzy przeszkadzają chcącym normalnie pracować. Tak właśnie stało w Wielkiej Brytanii ze specjalistami od BHP.
Być może odpowiedzialna jest za to brytyjska kultura pozywania wszystkich do sądu o wszystko, być może po prostu ludzie za biurkiem zapędzili się w swojej pogonii za wymyślaniem coraz to nowszych procedur bezpieczeństwa – faktem jest to, że od pewnego czasu przepisy Health and Safety, czy jak to wolą nazywać co bardziej zirytowani, Elf and Muppetry, skupia się nie na tym, żeby zapewnić pracownikowi bezpieczeństwo, lecz na tym, żeby każdy z wypadków dało się zwalić na nieprzestrzeganie przez niego procedur.
BHP na budowie…
Jakiś czas temu miałem okazję odwiedzić budowę Miasteczka Olimpijskiego w Londynie. Budowa ta, jak sama nazwa wskazuje, jest wielkości małego miasteczka. Są tam ulice, skrzyżowania, znaki drogowe, światła… Praca wre, więc po owych uliczkach poruszają się setki pojazdów – busy z pracownikami, ciężarówki dowożące materiały budowlane, ciężkie maszyny i furgonetki budowlańców… Ruch wyglądałby zupełnie jak w każdym innym mieście, gdyby nie jeden aspekt sprawy: Health and safety. Otóż ktoś mądry za biurkiem wymyślił sobie, że pojazdy poruszające się po budowie muszą wysyłać żółte sygnały świetlne. Dlatego wszystkie koparki i wywrotki mają na dachach zamontowane pomarańczowe koguty. Co jednak uczynić w przypadku, kiedy pojazd w takie urządzenia nie jest wyposażony? Cóż, przepis to przepis – jak błyskowych sygnałów nie da się wysyłać ze szklanki zamieszczonej na dachu, należy je wysyłać w inny sposób. W przypadku samochodów – używając świateł awaryjnych.
Wszystko zapewne ładnie wyglada na kredowym papierze zawierającym Health-and-Safetowe mądrości. Ale w praktyce ma jedną, poważną wadę, którą specjaliści od naszego bezpieczeńśtwa przeoczyli: pojazd z włączonymi światłami awaryjnymi nie może używać kierunkowskazów. W rezultacie otrzymujemy małe miasteczko, po którym poruszają się setki pojazdów, których kierowcy nie są w stanie sygnalizować zamiaru skrętu innym uczestnikom ruchu. Podczas krótkiej wizyty w Miasteczku Olimpijskim byłem świadkiem większej liczby niebezpiecznych sytuacji na drodze wynikłych z niezrozumienia intencji innego kierującego niż podczas całej trasy z Glasgow do Londynu i z powrotem…
…i w życiu codziennym.
Jest to jeden z niezliczonych przykładów, które można znaleźć chyba w każdym przedsiębiorstwie na Wyspach Brytyjskich. Ale czy chcemy, czy nie, plaga idiotycznych przepisów BHP dotyka nas na co dzień – tak bezpośrednio jak i poprzez uderzanie nas po kieszeni.
Bo przypomnijcie sobie kiedy ostatnio tankowaliście samochód w Polsce czy w innym kraju Europy – wszędzie, chyba poza Holandią, wystarczy włożyć pistolet do wlewu paliwa, zapiąć zapadkę blokuującą spust i podczas gdy bak naszego pojazdu powoli się wypełnia, mamy czas aby rozprostować kości, obejść auto dookoła sprawdzając czy wszystkie światła świecą jak należy lub przemyć przednią szybę używając specjalnie w tym celu wystawionego wiaderka i myjki. Niestety na wyspach brytyjskich sprawa ma się inaczej. Tu, chcąc wypełnić bak naszego samochodu do pełna, musimy stać obok niego zgięci w pół i dociskać cyngiel ręcznie. Blokady nie da się założyć, bo są usunięte. Oczywiscie dla naszego własnego bezpieczeństwa. Moglibyśmy przecież zapomnieć i pozostawić tankowany samochód bez nadzoru, bak by się wypełnił, benzyna by się przelała, nieopodal przejeżdżałaby wielka osiemnastokołowa ciężarówka której kierowca właśnie wyrzucił niedopałek przez okno….. BUUM. Każdy z nas oglądał amerykańskie filmy, więc potrafimy sobie to wyobrazić. Ale zaraz, zaraz, przecież projektanci dyspozytorów paliw płynnych także oglądają amerykańskie filmy! Prawdopodobnie właśnie dlatego zaprojektowali je w taki sposób, aby dopływ paliwa był odcinany w przypadku wypełnienia się baku do pełna czy też wysunięcia pistoletu z wlewu i jego upadku na ziemię!
No ale zawsze jeszcze pozostają ludzie źli. Wredni terroryści, którzy mogliby sobie wziąć na cel naszą osiedlową stację paliw i zablokować pistolet dyspozytora doprowadzając do benzynowej powodzi. Potem wystarczyłaby jedna iskra i… Znowu wracamy do amerykańskiego filmu.
Gdzie sens, gdzie logika?
Tak więc jest to dla naszego bezpieczeństwa. Wszyscy to rozumieją, nikt specjalnie się nie buntuje, bo w końcu co to za problem postać te 20 sekund przy samochodzie trzymając rękę na pistolecie. Tylko, że kiedy jest to 20 sekund, to faktycznie nie jest problemem. Jeśli tankujemy małą furgonetkę, będzie to już ponad minuta. A teraz wyobraźmy sobie, że jesteśmy kierowcą ciężarówki wożącej drewno gdzieś w szkockich Highlands. Jest chłodny, listopadowy poranek. Zajeżdżamy na małą stację benzynową, która nie ma nawet wiaty chroniącej nas od deszczu. Odkręcamy wlew paliwa, wkładamy pistolet i zaczynamy tankowanie. Deszcz, jak to w Szkocji, pada prawie poziomo, zimny wiatr wciska się w każdą szczelinę w naszym ubraniu, zsiniałe już po krótkiej chwili ręce ledwo są w stanie utrzymać lodowato zimny pistolet wlewu paliwa, a minęło dopiero kilka minut podczas których zatankowaliśmy niecałe 300 litrów z 1400 które mieszczą zbiorniki naszego pojazdu. Irytujące, prawda? Dlatego właśnie kierowcy tirów wciąż blokują pistolety dyspozytorów aby nie musieć ciągle naciskać cyngla przez te 15 minut które trwa tankowanie ciężarówki. Jak? A no w najprostszy możliwy sposób – blokując je znalezionym w pobliżu kamieniem, kawałkiem drewienka, breloczkiem do klucza czy wkładając odpowiednio wygięty spinacz we właściwe miejsce…
No i teraz pojawia się pytanie: skoro może to zrobić kierowca tira, to równie dobrze może to zrobić chcący wysadzić stację w powietrze terrorysta. Jaki więc jest sens utrudniania ludziom życia?
Najwyraźniej do tego samego wniosku doszli coraz liczniejsi producenci blokad pistoletów dystrybutorów paliwa. Są to specjalnie ukształtowane kawałki plastiku które umożliwiają zablokowanie cyngla w pozycji umożliwiającej przepływ paliwa. Po użyciu, dzięki sprytnemu zaprojektowaniu, możemy zawiesić je korku naszego baku gdzie bezpiecznie poczekają do następnego tankowania. Świetny wynalazek, za jedyne 2.99 możemy kupić sobie designerski substytut kamienia tudzież drewienka.
Tylko, że ja się pytam: gdzie sens, gdzie logika? Jeden za ciężkie pieniądze wymyśla idiotyczny przepis. Drugi zbija fortunę na metodach obchodzenia tego przepisu. A koszty tego wszystkiego ponosimy my, płacąc w supermarkecie za nasze zakupy, które przyjechały tam niczym innym jak właśnie ciężarówką. A do tego: czy nie bezpieczniej jest, jeśli kierowca podczas tankowania ma szansę rozprostować kości, obejść samochód dookoła sprawdzając czy wszystko jest w porządku lub też zwyczajnie wyczyścić sobie przednią szybę?
Co dalej?
Popularnym motywem w amerykańskim kinie są nie tylko efektowne wybuchy. Powstało także tysiące filmów o tym, jak pewna grupa ludzi mająca pewną władzę nad pewnym aspektem życia niespodziewanie wymsknęła się poza kontrolę. Nie przypominam sobie żadnego filmu w którym z takiej sytuacji wyniknęło by coś dobrego.
A to właśnie dzieje się w Wielkiej Brytanii jeśli chodzi o Health and Safety. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że właściwie nie mamy żadnych możliwości obronić się przed bezsensownymi procuderami. Obowiązujące prawo daje inspektorowi BHP prawo do odsunięcia od pracy albo wręcz wydalenia poza będące pod jego opieką przedsiębiorstwo czy instytucję każdego, kto kwestionuje zasadność przepisów BHP. Osoba taka z automatu uznawana jest za zagrożenie dla bezpieczeństwa innych. Jedyną możliwością uniknięcia tego byłoby przyznanie się autorów procedur Health and Safety do tego, że któraś z ich procedur jest faktycznie bez sensu. A znacie kogoś, kto łatwo przyzna się do tego, że zrobił coś źle, albo wręcz że cała jego praca jest nikomu do niczego nie potrzebna?
I tak to właśnie wszystko wygląda. Możecie sądzić że przejaskrawiam. Możecie sądzić, że to nie jest do końca na poważnie. Niech tak zostanie, niech każdy wyciągnie sobie własne wnioski – zastanowi się nad tym, jak to wygląda dzisiaj i ile to kosztuje brytyjską gospodarkę. A potem wyobrazi sobie, gdzie znajdziemy się za kolejne 50 lat…
Tekst ukazał się pierwotnie w portalu wapnet.pl we wrześniu 2011 roku.