Polska nie może pozwolić sobie na ryzyko “dania PiSowi szansy”

PoliticoW niedawnym artykule w Politico, Adrian Karatnycky wzywa Polaków aby “dali PiSowi szansę”. Ale Polacy już dali PiSowi szansę, kiedy wybrali tą partię do władzy około sześć tygodni temu. Te sześć tygodni wystarczyło, aby Polacy stracili zaufanie do rządów Prawa i Sprawiedliwości.

W ciągu ostatnich dwóch dekad w Polsce ugruntowały się dwie narracje. Według tej głównego nurtu, Polska jest przykładem sukcesu, krajem, który po uwolnieniu się spod jarzma komunizmu prowadził swoich sąsiadów w udanym pościgu za resztą Europy. Ta alternatywna przedstawia negocjacje Okrągłego Stołu w 1989 roku jako zwykłą zmianę ludzi u steru – komuniści ustąpili miejsca dawnej agenturze i zdrajcom ideałów Solidarności. Jarosław Kaczyński był zawsze światłem przewodnim dla ludzi, którzy wierzą, że ostatnie 25 lat naszej historii to jedynie iluzja wolności. To zwykle ci sami ludzie, którzy wierzą w to, że katastrofa w Smoleńsku, w której zginął prezydent Lech Kaczyński, brat bliźniak Jarosława, to był zamach. To najlepszy dowód na to, argumentują, że establishment jest tak zdesperowany utrzymać się u władzy, że jest nawet gotów skumać się z Putinem w celu zabicia samego prezydenta!

Ta druga narracja pozwoliła Kaczyńskiemu zbudować twardy elektorat, który bezkrytycznie spija wszystkie słowa płynące z jego ust. Jest on widziany jako zbawca Polski – choć jedynie przez około 20% Polaków. A, jak boleśnie nauczył się dekadę temu, nie jest możliwe wprowadzenie umyślonych przez siebie zmian bez posiadania większości w parlamencie. Dlatego potrzebna była zmiana taktyki – pozbycie się łatki parareligijnej sekty maniaków teorii spiskowych i “pozycjonowanie” partii na rynku jako zwyczajnej partii konserwatywnej głównego nurtu. Ostatnie wybory pokazały, że plan ten zakończył się sukcesem. Ale jak tylko ogłoszono wyniki wyborów, maski opadły. Przyjrzyjmy się zatem, co się pod nimi kryje.

“Liderzy [PiS] reprezentują szeroki wachlarz…” pisze Karatnycky. Ale w PiS nie ma “liderów”. Jest lider. Jeden: Jarosław Kaczyński. Każdy, kto miał choćby najmniejszą szansę zagrozić jego pozycji został albo usunięty z partii, albo zmuszony do odejścia. Gabinet polityczny PiS jest jak armia posłusznych papug, powtarzających  hasła dostarczane im codziennie przez biuro prasowe partii. Jedynym wyjątkiem, który ma pewien zakres swobody, jest Antoni Macierewicz – prawdopodobnie dlatego, że nie wygląda on na zainteresowanego przejmowaniem wiodącej roli w partii.

Kolejne twierdzenie Karatnyckiego także nie daje czytelnikom pełnego obrazu:  “Wielu liderów PiS było bohaterami walki Solidarności o wolność, podczas gdy inni byli wieloletnimi dysydentami, którzy przez dekady opierali się komunistycznemu reżimowi” – pisze. Choć jest to prawdą w przypadku Antoniego Macierewicza, zasługi samego Kaczyńskiego w walce z komuną są dosyć skromne. Jego działania nie zostały uznane za wystarczajco znaczące żeby zawrać sobie głowę aresztowaniem go w pierwszym dniu Stanu Wojennego w 1981 roku, kiedy wszystkie główne postacie opozycji zostały albo internowane, albo zmuszone do ukrywania się. To dlatego właśnie historia jest dla PiS tak istotna – oczerniając prawdziwych bohaterów Solidarności takich jak Bronisław Geremek, Lech Wałęsa, Adam Michnik czy Henryka Krzywonos, zwalniają miejsce, które wypełnić można nową legendą zbudowaną wokół postaci ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Ale prawdziwa perwersja kryje się w tym, że PiS jest dziś najbardziej znaczącą grupą postkomunistów w polskiej polityce. Podczas gdy bezpośredni spadkobierca PZPR, Sojusz Lewicy Demokratycznej jest w rozsypce, a ton na lewicy nadają młodzi socjaliści, PiS przyjął pod swój dach zaskakująco wielu fukkcjonariuszy dawnego reżimu. Kiedy Jarosław Kaczyński mówi o odzyskiwaniu Polski z rąk “reżimowych dzieci”, czyżby zapomniał o tym, że kluczowe stanowiska w jego własnym rzadzie zajmowali właśnie ci, przed którymi ostrzega?

No ale nie wszyscy aktywiści PiS należą przecież do starej generacji. Jeśli chodzi jednak o tych młodszych, to sprawa jest prosta: mają się nie wychylać, być posłuszni i, jeśli trzeba, wystawieni na odstrzał. Najwierniejszym sługą Kaczyńskiego jest oczywiście prezydent Andrzej Duda, który, zdaniem większości ekspertów z dziedziny prawa, złamał konstytucję co najmniej kilka razy. Owszem, może i jest on “wykształcony na elitarnych uczelniach w Polsce” ale dziś to właśnie te uczelnie wzywają go do zaprzestania łamania prawa. Profesor Jan Zimmerman, promotor pracy doktorskiej Dudy, nie przebiera w słowach mówiąc  “Ubolewam, że mój wychowanek, prezydent Duda, łamie konstytucję”.

* * *

Karatnycky mówi o “zniekształconym przekazie” w temacie Trybunału Konstytucyjnego, ale sam nie przekazuje pełnego obrazu sprawy. Owszem, jest prawdą, że poprzedni parlament wybrał pięciu nowych sędziów, w tym dwóch, którzy zostali wybrani niejako “na zapas” dzięki zmianie w przepisach. Jednak wyrok Trybunału z trzeciego grudnia był jasny: podczas gdy wybór dwóch “dodatkowych” sędziów był nielegalny, trzech pozostałych zostało wybranymi zgodnie z prawem i powinni być niezwłocznie zaprzysiężeni przez prezydenta.

Dziewiątego grudnia, Trybunał rozpatrywał kwestię kolejnych zmian wprowadzonych do prawa podczas nocnego maratonu 25 X przez PiS, i, w uproszczeniu, zawyrokował, że wybór pięciu nowych sędziów mających zastąpić tych wybranych przez poprzedni parlament odbył się niezgodnie z prawem. Trybunał jeszcze raz podkreślił, że trzech z pięciu sędziów wybranych przez poprzedni parlament powinno niezwłocznie zostać zaprzysiężonych. Prezydent Duda wciąż nie wykonał tego wyroku, łamie więc konstytucję.

Karatnycky twierdzi, że “Dziewiątego grudnia polski Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że za sytuację odpowiadają po części i PiS, i Platforma” ale nijak się to ma do faktów: rolą Trybunału nie jest stwierdzanie czyjejkolwiek winy. Zakres orzekania dotyczy jedynie tego, czy dane akty są zgodne z konstytucją czy nie, za to jego wyroki są obowiązujące i ostateczne.

Wyrok z trzeciego grudnia pokazuje wyjątkowo ważną rolę Trybunału Konstytucyjnego jako strażnika konstytucji: Trybunał jest własnie po to, żeby chronić państwo przed takimi sytuacjami jak, że zacytuję Karatnyckiego, “nadużyciami poprzedniego parlamentu w którym większość miała Platforma Obywatelska”. To właśnie dlatego przejęcie Trybunału jest dziś głównym celem PiSu – partia ta planuje drastycznie zreformować kraj, ograniczając przy okazji swobody obywatelskie, co można było wyczytać w ich projekcie konstytucji, zanim usunięto ją ze stron internetowych PiSu w obawie przed wystraszeniem wyborców (można ją jednak wciaż przeczytać tutaj). Nie uzyskawszy większości wystarczającej do zmiany konstytucji, Kaczyński musiał wprowadzić w życie plan B mający na celu usunięcie głównej przeszkody na drodze do zmian – Trybunału Konstytucyjnego.

Poprzez przejęcie, lub przynajmniej sparaliżowanie jego działania prawnymi sztuczkami, Kaczyński kładzie podwaliny pod swoje kontrowersyjne zmiany. Zgodnie z zasadą domniemanej legalności, nowe prawo uważa się za konstytucyjne i obowiązujące, chyba, że zostało zakwestionowane przez Trybunał. I dlatego właśnie to nie drobne proceduralne błędy popełnione przy wyborze sędziów (zarówno przez PO jak i przez PiS) nie są tu sednem problemu. Również desperackie próby naginania gramatyki nie zmieniają ogólnej sytuacji.

* * *

Jeśli chodzi o sprawę zakusów cenzorskich Ministra Glińskiego, Karatnycky zupełnie nie rozumie w czym rzecz. Próby powstrzymania premiery sztuki Elfriede Jelinek były zwykłą tchórzowską próbą wpłynięcia na zmianę programu teatru. W liście do marszałka Województwa Dolnośląskiego stało: “MKiDN nie zamierza ingerować w wolność wypowiedzi artystycznej (…) oczekuje [jednak], że Pan Marszałek w trybie natychmiastowym nakaże wstrzymanie przygotowań premiery w zapowiadanej postaci

Prawdziwy skandal miał jednak miejsce podczas wywiadu z ministrem w publicznej telewizji, podczas którego w niekulturalny sposób ignorował pytania gospodyni programu i kontynuował czytanie uprzednio przyniesionych materiałów. Zirytowany dociekliwością dziennikarki, próbującej otrzymać odpowiedź na zadane przez siebie pytanie, Gliński oskarżył stację telewizyjną o to, że od kilku lat uprawia propagandę i manipulację. Jego obietnica położenia temu kresu, w świetle wcześniej zapowiadanych czystek w mediach publicznych, powinna być brana poważnie pod uwagę w świetle tego, że dziennikarka została zawieszona zaraz po emisji programu.

Nie należu również zapominac, że nawet za poprzedniego rządu swoboda artystyczna była zagrożona przez posiadający silne wpływy Kościół.

* * *

Na koniec – sprawa Mariusza Kamińskiego. Fakty są jasne: Kamiński został skazany na trzy lata więzienia i 10 lat zakazu pełnienia funkcji publicznych. W wywiadzie radiowym udzielonym w maju stacji RMF FM, mówił, że jedyna rzecz, która go interesuje, to “całkowite uniewinnienie” przez sąd drugiej instancji. Ułaskawiając go, prezydent Duda pozbawił go szansy na udowodnienie swej niewinności (bo ułaskawiać można tylko przestępców), ale tym samym wszedł w kompetencje władzy sądowniczej, co uważane jest za kolejny przypadek łamania konstytucji, a dokładnie zasady trójpodziału władzy. Kolejnym przypadkiem złamania konstytucji przez prezydenta jest, wspomniane już wcześniej, zignorowanie wyroku Trybunału nakazującego prezydentowi niezwłoczne zaprzysiężenie sędziów.

Sprawa Kamińskiego pokazuje jednak kolejną słabość PiS: czy ich zasoby kadrowe są naprawdę tak nikłe, że muszą uciekać się do ułaskawiania przestępców w celu zapełnienia wakatów w rządzie? Ich proponowane zmiany do zasad przymowania na stanowiska państwowe sugerują, że właśnie tak może być: kandydaci nie będą się już musieli legitymować stosownym wykształceniem czy kwalifikacjami a pracownicy służby cywilnej nie będą już musieli być bezpartyjni.

Karatnycky wzywa abyśmy “dali PiSowi szansę”, ale Kaczyński już wie, że w ciągu miesiąca udało mu się utracić cały kredyt zaufania, jaki dostał od narodu. Może wciąż zabawiać swoich zwolenników nazywaniem opozycji “zdrajcami”, “komunistami”, “złodziejami” i “najgorszym sortem Polaków” czy porównywaniem ich do Gestapo, ale świadom jest tego, że jedynym sposobem na utrzymanie się przy władzy jest rozmontowanie instytucji państwowych. Wie, że choć Polacy dali mu szansę już dwa razy, nie ma co liczyć na trzeci.

Zrobi więc wszystko, aby władzy już uzyskanej nie oddać. Szczegolnie, że rządzi z tylnego siedzenia więc to nie jemu a jego marionetkom grozi Trybunał Stanu w przypadku przegranych przez PiS wyborów. Dlatego właśnie alarmujące głosy, które słychać nie tylko z Polski, ale i z całej Europy i Stanów Zjednoczonych, nie powinny traktowane być jako oszczerstwa rzucane przez przegranych.


Ten artykuł jest pełną wersją mojej polemiki z artykułem Adriana Karatnyckiego w Politco.
Z powodów redakcyjnych moja odpowiedź musiała zostać skrócona o ponad 60%, jednak Politco nie miało nic przeciwko opublikowaniu pełnej wersji artykułu na orynski.eu

Ilustracja: zrzut ekranu ze strony Politico

Comments

comments