Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie dotychczasowe odcinki
A więc jednak PiS miał rację! Faktycznie działają u nas agenci obcych sił, próbujący wpływać na polską politykę od wewnątrz! Na szczęście dla wszystkich kryzys został zażegnany po tym, jak wiceminister Robert Grey został zwolniony z funkcji.
Z drugiej strony PiS ma również rację oskarżając Wyborczą, że tylko patrzy, jak by tu nie zaszkodzić rządowi. To właśnie dziennikarze tej gazety opublikowali tekst, w którym sugerują, że nieznany nikomu Robert Grey od czapy mianowany na wiceministra spraw zagranicznych odpowiedzialnego za stosunki z USA był w przeszłości współpracownikiem CIA. Zaraz po tym utracił on stanowisko, ale minister Waszczykowski, z przyrodzoną sobie dyplomatyczną gracją słonia w składzie porcelany zdementował, jakoby fakt, że Grey był współpracownikiem CIA miał cokolwiek wspólnego z jego zwolnieniem. Tak czy tak po tym, jak pozycję doradcy Waszczykowskiego utracił też inny amerykański lobbysta Matthew Tyrmand (więcej w piątej części tego cyklu) możemy założyć, że już żadni obcy agenci nie wpływają na działanie naszego ministerstwa spraw zagranicznych. Od tej pory wszystkie wpadki można już z dużym prawdopodobieństwem przypisywać prostemu faktowi, że Waszczykowski jest idiotą.
Tymczasem rząd boryka się także z problemami finansowymi. Wbrew buńczucznym zapowiedziom ekonomia nie rozwija się tak dobrze jak zakładano. Rząd przez pewien czas zapewniał, że wciąż realne jest osiągnięcie prognozowanego 3.6% wzrostu PKB, potem twierdził, że 3% to w sumie też nie tak źle, a teraz, kiedy okazało się, że będzie to raczej jakieś 2%, pojawiły się głosy, że to wina Tuska, bo poprzedni rząd złośliwie zawyżył prognozowany wzrost. Na szczęście Jarosław Kaczyński zrozumiał, że obwinianie o wszystko Tuska jest już passe i znalazł nowych winnych: przedsiębiorców związanych z opozycją, którzy wstrzymują się od zbijania fortuny żeby zrobić PiSowi na złość. Najwyraźniej ten człowiek, który nigdy nie pracował (chyba że liczyć jego “karierę” na uczelni za czasów komuny) i nie ma pojęcia o ekonomii (w końcu dopiero niedawno założył sobie konto w banku), zwyczajnie nie rozumie, że biznesmeni nie wstrzymują się od inwestycji na złość PiSowi tylko dlatego, że nie da się przewidzieć, co jego partia nowego wymyśli.
A nie da się przewidzieć między innymi dlatego, że wciąż nikt nie może uwierzyć, że PiS może być aż tak głupi, choć ostro pracują, żeby przekonać nas, że jednak jest to możliwe. Na przykład wraz z dobieganiem końca kadencji profesora Rzeplińskiego na stanowisku Prezesa Trybunału Konstytucyjnego zachodzi potrzeba wybrania nowego prezesa. Trzech sędziów wybranych przez PiS nie stawiło się tego dnia w pracy, przedstawiając zwolnienia lekarskie. Jedna z sędziów okazała się jednak na tyle zdrowa, aby z narażeniem życia przedstawić prasie swoje oświadczenie, w którym poinformowała, że nie brała udziału w obradach aby nie legitymować nielegalnego działania Trybunału. W ten sposób nie wprost przyznała, że jej L4 to zwyczajna lewizna. Jakoś jednak nie spodziewam się, aby podwładni pana Zbyszka rzucili się na tą sprawę sprawdzić, czy nie doszło tu do jakichś machlojek.
Jednak ten sprytny plan, godny Baldricka z serialu o Czarnej Żmii, był idiotyczny nie tylko dlatego, że pokazał po raz kolejny, że ludzie, których PiS uważa za godnych pełnienia najbardziej odpowiedzialnych funkcji w państwiem, są gotowi dać się skompromitować żałosnymi oszustwami tylko po to, żeby zrealizować cele swojego suwerena. Plan ten spalił na panewce również dlatego, że wbrew analizom naczelnego prawnika PiS, komunistycznego prokuratora Piotrowicza, który tak chętnie oskarża profesora Rzeplińskiego o łamanie prawa, wybór nowego prezesa nie jest prawem sędziów a ich obowiązkiem. A że nieprzekraczalny termin wyboru jest jasno określony przez Konstytucję, sędziowie nie mieli innego wyboru jak dokonać wyboru pod nieobecność swoich pisowskich kolegów. Więc PiS, poza kompromitacją swoich sędziów, nie osiągnął niczego.
Ale gdy Kaczyński skupia się na batalii o Trybunał, Mateusz Morawiecki ostro walczy na innym froncie. Rozdawnictwo pieniędzy, które spycha nasz kraj na krawędź bankructwa, raczej nie będzie możliwe do cofnięcia. Wyborcom nie bardzo spodobało się wycofanie się z obietnicy o podwyższeniu kwoty wolnej od podatku, musi więc kombinować inaczej. I tak obietnica obniżenia wieku emerytalnego została zrealizowana, pojawił się jednak pewien haczyk: nowe zasady praktycznie uniemożliwią emerytom dorobienie sobie do głodowych emerytur bez ich utraty, zostaną więc postawieni przed wyborem: przymierać głodem albo pracować dalej. Z tym, że w odróżnieniu od dzisiejszych rozwiązań kontynuowanie pracy nie będzie miało wpływu na podwyższenie przyszłej emerytury, de facto więc alternatywą będzie śmierć głodowa albo praca do usranej śmierci. Więc rzekome obniżenie wieku emerytalnego tak naprawdę oznacza konieczność pracy aż do utraty sił – no chyba, że ktoś sobie odłożył na starość poza systemem ubezpieczeń społecznych.
Kolejnym miejscem, w którym można uszczknąć paru groszy są dodatki do emerytur dla funkcjonariuszy publicznych. PiS zdecydował o pozbawieniu owych dodatków wszystkich, którzy choć dzień przepracowali w służbie reżimu komunistycznego. A że dla PiS z jakiegoś powodu komunizm upadł w 1990, to wychodzi na to, że jeśli ktoś rozpoczął pracę jako ochroniarz pierwszego niekomunistycznego premiera w Europie, Tadeusza Mazowieckiego, to był pachołkiem komunistów, bo Mazowiecki premierem został jeszcze w 1989 roku. Innymi słowy PiSowska hipokryzja na całego: pracowałeś w milicji łapiąc bandytów, złodziei albo piratów drogowych? Jako utrwalacz władzy ludowej nie zasługujesz na dodatki do emerytury. Byłeś prokuratorem oskarżającym aktywistów Solidarności a dzisiaj jesteś w PiS, jak poseł Piotrowicz? Jesteś bohaterem, szlachetnym człowiekiem i prawniczym autorytetem.
Tymczasem nawet to nie wystarcza Morawieckiemu, żeby dopiąć budżet. W desperacji łapie się każdego przychodu. Dostanie się nawet najbiedniejszym, bo okazało się, że jeśli komuś został umorzony dług powstały z zaległości czynszowych w mieszkaniu komunalnym, to od takiego przychodu będzie musiał zapłacić podatek.
Wiele dzieje się także na froncie edukacji. We wrześniu uczniowie i nauczyciele będą musieli odnaleźć się w nowo-starym systemie szkolnictwa po tym, jak zlikwidowane zostaną gimnazja i wszystko będzie tak fajnie, jak za komuny. Jak na razie nauczyciele – jak również rodzice, a nawet sami uczniowie – podnoszą słusznie, że troszkę niepoważnym jest dokonywać tak radykalnych zwrotów bez przygotowania. Aby udowodnić, że ich zarzuty są bezpodstawne, ministerstwo w przerwie pomiędzy gaszeniem kolejnych pożarów wynikających z prowadzania na łapu capu nieprzemyślanej reformy opublikowała nową podstawę programową. Zapewnienia, że wcale nie została ona przygotowana na kolanie nieco osłabił fakt, że literówki znajdowały się już w tytule, ale dopiero jej zawartość sprawiła, że cały internet zaczął pękać ze śmiechu co można obejrzeć sobie na twitterze wybierając tag #nowapodstawaprogramowa.
Tym, którzy nie chcą zagłębiać się w lekturze pełnych literówek dokumentów, niech za przedsmak tego, co nas czeka, wystarczy zadanie z tegorocznej matury próbnej z WOS. Pod obrazkiem przedstawiającym mężczyznę pochylającego się nad niemowlakiem w wózku było pytanie o to, czy sytuacja przedstawia “tradycyjny model rodziny”. Według klucza prawidłową odpowiedzią jest “Nie, albowiem w tradycyjnym modelu rodziny to kobieta powinna się zajmować dziećmi”. A to dopiero rozgrzewka, gdyż ekspertem ministerialnym odpowiedzialnym za podstawę programową przedmiotu “Przygotowanie do życia w rodzinie” została właśnie mianowana “naukowiec” z KUL o dość radykalnych poglądach. Zdaniem Urszuli Dudziak “antykoncepcja to niegodziwość, bo walczy z płodnością” a “płodność nie jest chorobą”. Uważa ona też, że antykoncepcja prowadzi do rozwodów i zdrad, a używanie prezerwatyw (a nawet stosunku przerywanego) powoduje raka u kobiet, pozbawionych dobroczynnego wpływu spermy. Nawet jeśli by to była prawda, jakoś nie widzę onkologów w pisowskiej Polsce przepisujących swoim pacjentkom sesje bukkake…
Jednak wprowadzanie średniowiecznych poglądów do szkół nie jest jedynym polem, w którym PiS próbuje zawrócić czas. Służalczy podwładni Zbigniewa Ziobry zatrzymali Józefa Piniora, legendę Solidarności, jednego z pierwowzorów bohaterów niedawnego filmu Waldemara Krzystka “80 milionów” który wraz z kolegami uratował pieniądze Solidarności przed zajęciem ich przez rząd w przypadku Stanu Wojennego. Prokurator płakał jak oskarżał, jednak sądu nie przekonała gotowość przedstawieniu wyciągów z banku, na których widać było wpłacane rzekome łapówki. To byłby prawdopodobnie pierwszy przypadek w historii, w którym łapówki wręczano przelewem, momentalnie więc prokuratura stała się pośmiewiskiem, co rozsierdziło samego pana Zbyszka, który zagroził, że jak dziennikarze nie przestaną nabijać się z jego podwładnych, to on za karę opublikuje nagrania z podsłuchów Piniora. Tyle jeśli chodzi o profesjonalizm prokuratura generalnego.
Jednak dla Polaków sprawa jest jasna – sytuacja jest niemal identyczna jak w stanie wojennym: Pinior w celi, Piotrowicz oskarża bohaterów a Kaczyński śpi w ciepłym łóżeczku, nie będąc w stanie zrozumieć tego, co się dzieje. I tu jest właśnie ta różnica, bo Jaruzelski i jego kompani bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z tego, co się dzieje i jakie będą tego konsekwencje i (być może właśnie dlatego) byli gotowi rozmawiać z opozycją. Na porozumienie z PiSowcami nie ma szans.
Zdjęcie: By Tomasz Leśniowski – CC BY-SA 4.0, via Wikipedia
[…] Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii […]
[…] pożyczki, przelanej mu na konto przez znajomego, to tak naprawdę łapówka (pisałem o tym 5 lat temu). Co ciekawe, oskarżenia o korupcję wobec Kaczyńskiego do niczego nie doprowadziły – […]
[…] wiadomo co miało być przestępstwem. Jak w sprawie Józefa Piniora, którego za krytykę PiS oskarżono o przyjmowanie łapówek a następnie skazano go na półtora roku więzienia. Oskarżenie od początku było jakieś takie […]