Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie dotychczasowe odcinki
Minister Waszczo da Gamoń bardzo starał się, aby Polska znowu zaistniała na arenie międzynarodowej. W końcu udało mu się, mamy swoje pięć minut – ale czy na pewno o takie pięć minut mu chodziło? Sam zbłaźnił się w dyskusji z Fransem Timmermansem, jego koledzy z rządu również nie wypadli o wiele lepiej…
No, ale od czego usłużne media. Po tym, jak wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej zrugał naszego ministra spraw zagranicznych jak uczniaka w kwestii przestrzegania rządów prawa w Polsce, TVP przeszła samą siebie w desperackiej próbie obrócenia kota ogonem. Przedstawiono odpowiednio zmanipulowane fragmenty rozmowy, a świadoma drastycznie spadającego poziomu intelektualnego swoich widzów telewizja zdecydowała się nie poprzestać na słownym komentarzu ale także zilustrowało rzekome zmasakrowanie Timmermansa przez Waszczykowskiego popularnym internetowym memem, żeby nawet ci najgłupsi nie mieli wątpliwości, że nasi górą:
(Tak, to naprawdę poszło na antenie!)
Również wicepremier Morawiecki musiał wykręcać kota ogonem. Dziennikarz przysłany na wywiad przez Deutche Welle za nic nie chciał głaskać go po główce, jak to mają w zwyczaju przedstawiciele mediów reżimowych tylko z uporem lepszym godnej sprawy wypytywał go o naruszanie przez rząd PiS konstytucji i porządku prawnego w naszym kraju. Ku zaskoczeniu Morawieckiego powtarzanie bzdurnej gadki przygotowanej przez PiSowskich spin-doktorów nie działało i biedny wicepremier musiał wykręcać kota ogonem własnoręcznie. W pewnym momencie tak się zakręcił, że zaczął porównywać sytuację w Polsce do nazistowskich Niemiec.
Na szczęście Antoni Macierewicz już dawno przekroczył granicę śmieszności, dlatego jego przemowa na zjeździe NATO w Monachium, w której jak zwykle pitolił trzy po trzy o zamachu Smoleńskim i Rosji mordującej dwóch naszych prezydentów, została przyjęta za granicą z zainteresowaniem na jakie zasługuje – czyli całkowicie ją zignorowano.
Polska prawica powinna mieć jednak powody do radości. Przez wiele lat powtarzali oni, że fanatyczni duchowni głoszący nienawiść w imię jakichś religii z Bliskiego Wschodu nie powinni mieć wstępu do cywilizowanych krajów. Okazuje się, że zgadzają się z tym Brytyjczycy i dlatego odmówili wstępu do swojego kraju Jackowi Międlarowi, neonazistowskiemu księdzu. Księdza Międlara specjalnie to nie zaskoczyło, bo nie od dziś wierzy on w to, że Żydzi obserwują każdy jego krok i wykorzystują swoje moce aby każdego dnia wpływać na jego życie. To nic nadzwyczajnego, w podobne rzeczy wierzy chyba znakomita większość katolickich księży z tą tylko różnicą, że dla większości ci Żydzi nazywają się Jezus i Maria a nie Soros i jego kompani. Choć jednak sam ksiądz przyjął swój los ze stoickim spokojem, reszta polskiej skrajnej prawicy zapałała gorącym oburzeniem. Muszę przyznać, ze trochę już przestaję za nimi nadążać.
Na przykład jeszcze niedawno byli zdecydowanie przeciwni cenzurze. Protestowali nawet pod polską siedzibą Facebooka po tym, jak ich strony usunięto z portalu za głoszenie treści ksenofobicznych, antysemickich i obrażających muzułmanów (więcej w dziewiątym rozdziale tej serii). Dzisiaj jednak okazuje się, że nie podoba im się sztuka teatralna Wyspiańskiego w najnowszej interpretacji, dlatego domagają się ukarania twórców przedstawienia i deportacji chorwackiego reżysera Olivera Frljicia, powołując się, a jakże, na obrazę uczuć religijnych – podobnie jak to było w sprawie Golgoty Picnic)
Innymi słowy: jeśli Kali obrażać uczucia religijne Żydów i Muzułmanów, to to jest wolność słowa. Jeśli obrażać uczucia religijne Kalego, to sprawa dla prokuratury. Jeżdżenie do innych krajów w celu robienia czegoś, co się nie podoba ich mieszkańcom jest OK, z wyjątkiem sytuacji kiedy to obcokrajowcy przyjeżdżają do Polski robić coś, co się nie podoba nam. Może hipokryzja, ale przynajmniej konsekwentna.
No, ale skoro stan umysłów dorosłych tak bardzo leży na sercu PiSowi i skrajnej prawicy, że aż domagają się zaangażowania wymiaru sprawiedliwości, to chyba nic dziwnego, że jeszcze większą wagę poświęcają umysłom młodzieży. Uczniowie mogą wziąć udział w konkursie, w ramach którego poszukiwać będą prawdy o katastrofie Smoleńskiej. Zapewne w celu upewnienia się, że do tej prawdy się nie dokopią. Co prawda pierwsze co zrobił rząd Beaty Szydło to usunął z internetu raport komisji badania wypadków lotniczych, który jasno stwierdził, że nie ma mowy o żadnym zamachu czy konspiracji, to jednak wciąż można go znaleźć w internecie – między innymi tutaj: http://niezniknelo.pl/. Dlatego poszukiwania prawdy przez uczniów nadzorowane będą przez ich nauczycieli.
A jest to tylko jedno z wielu wyzwań, którym stawić czoła muszą polscy pedagodzy po tym, jak na ich barki spadnie ratowanie tego, co się uda uratować po przeforsowaniu przez PiS chaotycznej i nieprzygotowanej reformy edukacji. Nawet sama minister przyznaje, że nie bedą oni w stanie wypełnić braków, które nagle zaczną mieć dzieci przez wakacje przeniesione ze starego programu nauczania do nowego. Minister Zalewska jednak nie spodziewa się żadnych trudności i pytana o tą kwestię odpowiedziała, że „Umiejętności nabyte poza szkołą pozwolą uczniom płynnie przejść z jednej podstawy programowej do drugiej”.
Innymi słowy – szkoła nauczy cię o Smoleńsku i Żołnierzach Wyklętych. Jeśli jednak chciałbyś liznąć trochę matematyki, biologii, programowania czy (apage!) wychowania seksualnego, poszukiwania prawdy w tych dziedzinach musisz dokonać na własną rękę.
A szkoły to dopiero początek. Jak na Facebooku napisał profesor Matczak z Uniwersytetu Warszawskiego, podczas rady wydziału Prawa i Administracji wywiązała się dyskusja na temat zasadności wykładania studentom pierwszego roku przedmiotu “prawa i wolności człowieka”. Według części profesorów, tak wczesne narażenie studentów na kontakt z tą niebezpieczną dziedziną może prowadzić do ich indoktrynacji i zarażenia ich umysłów bliżej nieokreślonymi ideologiami. Krytycy proponowali zastąpienie tego przedmiotu wykładem poświęconym ewolucji instytucji państwa narodowego. Ten atak na szczęście udało się odeprzeć… Na razie.
A kiedy PiS przejmie już wszystkie szkoły i uczelnie, z pomocą księdza Międlara swoje nauki zaniesie także światu – i nie zatrzyma się tylko na tej jednej planecie.
Niedawne odkrycie odległego układu słonecznego, w którym znaleziono kilka ziemiopodobnych planet odgrzało dyskusję na temat tego, czy jesteśmy sami we Wszechświecie. Tomasz Terlikowski w swoim eseju inspirowanym odkryciem układu Trappist-1 nie próbuje jednak szukać odpowiedzi na to pytanie. Zamiast tego zwraca uwagę na to, że nawet, jeśli na innych planetach również jest inteligentne życie, nie podważa to w żaden sposób podstaw wiary katolickiej. Nasz bohaterski nadpapież zadeklarował nawet chęć głoszenia wśród ufoludków prawdy o tym, że to właśnie Ziemia jest najważniejszym miejscem we wszechświecie, ponieważ to właśnie tutaj Syn Boży zstąpił na ziemię i stał się człowiekiem, aby cierpieniem odkupić nasze grzechy. A zapewne również ich, bo z tego, że w Biblii nie ma ani słowa o sepuleniu jeszcze nic nie wynika.
Ilustracja: Domena Publiczna
Tekst został opublikowany w portalu Britske Listy