“Kto podłuchami wojuje, ten od nich ginie.”. Wygląda na to, że w ten sposób zakończy się wreszcie ostatecznie historia PiS, a przynajmniej satelickiej partyjki Zbigniewa Ziobry. Bo rząd Donalda Tuska nie zasypia gruszek w popiele i ostro przystąpił do rozliczeń kryminalnych przekrętów poprzedników. I wygląda na to, że największymi fajerwerkami okraszone będzie, jak na razie, śledztwo w sprawie kradzieży pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Pisaliśmy o tym w tej serii wielokrotnie, więc takie szybkie przypomnienie: Fundusz Sprawiedliwości, kontrolowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości to fundusz na który składają się m.in grzywny płacone przez skazanych przestępców. Z tych pieniędzy powinno finansować się pomoc ofiarom przestępstw. Ale od ośmiu lat się nie finansuje. Zamiast tego Zbigniew Ziobro z kolegami zrobili sobie z tego funduszu skarbonkę partyjną, z której opłacają przychylne media, wynagradzają swoich zwolenników i przekupują wyborców. Pieniądze szły przez ustawiane granty na szemrane fundacyjki kolesi, na wozy strażackie dla gmin, wyborcom z których chcieli się przypodobać posłowie Solidarnej Polski czy na garnki dla kół gospodyń wiejskich w gminach, w których posłowie Solidarnej Polski chcieli się podlizać potencjalnym wyborcom taniej.
Śledztwo w tej sprawie przyjęło niespodziewany obrót, kiedy okazało się, że jeden z byłych pracowników ministerstwa, Tomasz Mraz nie tylko zdecydował się na współpracę ze śledczymi, ale i dostarczył im nagrania swoich kolegów, których sekretnie dokonywał bez ich wiedzy. To te nagrania właśnie potwierdzają, że konkursy na granty z Funduszu Sprawiedliwości były totalną fikcją, a o tym, kto dostanie pieniądze decydował Zbigniew Ziobro z kolegami. Politycy PiS oczywiście twierdzą, że takie nielegalne nagrania nie mogą być użyte w sądzie – ale niestety dla siebie mylą się. Nie kto inny, a sam Zbigniew Ziobro właśnie pilotował zmiany w praiwe, które dopuszczają w sądzie tzw. “owoce zatrutego drzewa”. Co przypomina nam kolejne znane przysłowie: “kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada”.
Pewną ironią jest też fakt, że najprawdopodobniej to właśnie nielegalne nagrania będą końcem partyjki Ziobrystów, która pomimo poparcia na poziomie 1% miała drastycznie nieproporcjonalny wpływ na to, co dzieje się w 40-milionowym kraju. Bo to właśnie dzięki nielegalnym nagraniom dorwali się oni do władzy.
Stali czytelnicy pewnie pamiętają, że PiS dostał się do władzy dzięki skandalowi z nagraniami polityków PO w restauracji, które wyciekły w 2014 roku. Pisaliśmy o tym w Britske Listy (wersja polska tutaj) na długo przed rozpoczęciem serii o Absurdystanie. I choć było to już dekadę temu, a PiS robił wszystko, żeby wycisnąć z tych nagrań ostatnią kroplę (co nie było łatwe, bo poza kwiecistym językiem kilku polityków i faktem, że Sikorski jadł ośmiorniczki, niewiele tam było konkretów które pozwalałyby pociągnąć kogoś do odpowiedzialności), kwestia tego kto stoi za owymi podsłuchami nie była nigdy wyjaśniona. Jesli coś w ogóle się działo, to raczej można odnieść wrażenie, że robiono wszystko aby sprawę możliwie zagmatwać. Śledztwa za czasów PiS toczyły się niemrawie a śledczy nie badali co bardziej istotnych wątków. Jednak dla wielu ludzi było jasne, że cała sprawa śmierdzi Rosją.
Rosja jest teraz na ustach wszystkich. PiS wciąż desperacko próbuje przypiąć Donaldowi Tuskowi łatkę rosyjskiego agenta, ale nie bardzo chce się przykleić. Przywoływane przez nich spotkania z Putinem sprzed kilkunastu lat czy nawoływania do poprawy relacji z Rosją to był dominujący wtedy w europejskiej polityce kierunek (sam Lech Kaczyński też mówił o konieczności poprawy stosunków z Rosją a w swoim słynnym nagraniu po katastrofie smoleńskiej jego brat rozpoczął swoje przemówienie od słów “przyjaciele Rosjanie!”). Jeśli więc takie stanowisko kilkanaście lat temu świadczy o tym, że ktoś jest rosyjskim agentem, to poza Tuskiem agentami są nie tylko obaj bracia Kaczyńscy ale także i na przykład Barak Obama. Jednak na polu propagandy międzynarodowej PiS odnosi pewne sukcesy – w Finlandii, znana dziennikarka śledcza zajmująca się rosyjskimi wpływami na politykę opublikowała właśnie nową książkę, w której, za Michałem Rachoniem i innymi pisowskimi propagandystami, papuguje smoleńskie teorie spiskowe.
Tak czy tak, polska polityka żyje ostatnio tym, że PiS i PO oskarżają się nawzajem o bycie pro-rosyjską partią, a naprawdę pro-rosyjska Konfederacja siedzi cicho w kąciku mając nadzieje, że nikt jej nie wywoła do tablicy. I choć oskarżenia Tuska o bycie rosyjskim agentem są w najlepszym razie nieco naciągane, to akurat PiS idzie dokładnie po linii putinizmu od ponad dekady. Mógłbym wypełnić resztę tego felietonu cytatami, w których Kaczyński czy jego podwładni powtarzają toczka w toczkę to, czym karmi Rosjan od lat putinowska propagadia: UE to zagrożenie dla suwerenności, Zachód chce podporządkować sobie wschodnią Europę, LGBT to zagrożenie dla rodziny a [nasz kraj] jest ostatnim bastionem obrony chrześcijańskiej cywilizacji, itd. itd. itd.
Nie trzeba daleko szukać: Zdzisław Krasnodębski, europoseł PIS i – jakimś cudem – profesor niedawno w wywiadzie udzielonym TV Republika wyraził opinię, że Zachód jest większym zagrożeniem dla naszej niepodległości niż Wschód.
Donald Tusk i inni politycy koalicji rządzącej nie owijają już w bawełnę i wprost oskarżają PiS o bycie partią prorosyjską – tak ogólnie, jak i konkretnie niektórych polityków – takich jak Antoni Macierewicz – o bycie rosyjskimi agentami. To jednak jest oczywiście żadna nowość dla ludzi, którzy śledzą co dzieje się w kraju. Dziennikarze śledczy tacy jak Tomasz Piątek, Klementyna Suchanow, Anna Mierzyńska czy osoba prowadząca profil “Doniesienia z Putinowskiej Polski” na Facebooku mówiły o tym od lat.
Ale oczywiście dopiero teraz, kiedy PiS został odsunięty od władzy, takie oskarżenia mogą być obiektem śledztwa. Specjalna komisja której celem będzie zbadanie rosyjskich i białoruskich wpływów rozpoczęła w ostatnich dniach pracę. PiS oskarża Tuska o chęć zemsty, bo oni też mieli taką “komisję” – tyle, że ta ich to był teatrzyk polityczny mający na celu uniemożliwienie Tuskowi startu w wyborach, co zakończyło się klapą. Tymczasem ta nowa to poważna sprawa – zamiast polityków odstawiających szopki w telewizji prace prowadzone będą po cichu przez ekspertów do spraw kontrwywiadu.
Ale oczywiście to nie tak, że takich bardziej teatralnych komisji nie będzie. Nie martwcie się, ten sezon Sejmflixu zapowiada się ciekawe. Pracują już komisje do spraw Sasinaliów (więcej tutaj) czy podsłuchów za pomocą Pegasusa, których obietkatmi byli politycy i działacze opozycji (więcej tutaj). Ciężko powiedzieć, czy te komisje sejmowe przyniosą jakieś konkretne wyniki, bo dotychczasowa historia tych instytucji pokazuje, że jest to głównie show na potrzeby politycznej, no ale, do diaska, czyż to nie jest miodny widok kiedy Jarosław Kaczyński jest sztorcowany jak uczniak przez nikogo innego jak Magdalenę Filiks, posłankę, która straciła dziecko tylko dlatego, że ścierwa ze stajni propagandowej Kaczyńskiego postanowiły użyć je w kampanii medialnej (więcej tutaj). “Radziłabym panu hamować piętami” powiedziała mu, kiedy próbował ją pouczać i obrażać. “[Ja to], co o panu myślę, zatrzymałam sobie dla siebie, bo musiałby pan mieć kilka przerw na higienę, gdybym ja powiedziała, co myślę”. Oczywiście takie pyskówki raczej nie popchną sprawy do przodu, ale to, że Kaczyński dostaje linijką po łapkach to katharsis nie tylko dla Filiks, ale dla całego narodu.
Na razie jednak Kaczyński jest dość pewny siebie. W niedawnym wywiadzie powiedział “Nic na nas nie mają”. Miejmy nadzieje, że będą to słynne ostatnie słowa. Bo śledztwa – tak te w komisjach, jak i te prowadzone przez regularnych prokuratorów – wciaż odkrywają nowe fakty. Niedawno na przykład dowiedzieliśmy się, że wśród osób nielegalnie podsłuchiwanych Pegasusem były także żołnierki Żandarmerii Wojskowej, które po tym, jak zgłosiły nadużycia seksualne ze strony swoich zwierzchników zostały poddane mobbingowi. Trwają także śledztwa dotyczące prześladowań sędziów, którzy sprzeciwiali się nielegalnym reformom sądownictwa i wreszcie dowiedzieliśmy się ile kosztowały podatnika zachcianki Kaczyńskiego: na przykład używanie policji jako prywatnych ochroniarzy jego domu oraz miesiączek smoleńskich kosztowało nas wszystkich około 35 000 000 zł a w pracę nad ochranianiem Kaczyńskiego przed wdzięcznym suwerenem zaangażowanych było w sumie – przynajmniej przez jakiś czas – ponad 12 000 funkcjonariuszy.
Kolejny wielki skandal który powoli przybiera masę krytyczną to to, jak się sprawy miały w Orlenie za rządów ulubieńca Kaczyńskiego, Daniela Obajtka. I nawet nie chodzi tu o to, że Obajtek za posadzenie na tak lukratywnym stanowisku odwdzięczał się partii karmicielce jak tylko mógł. Okazuje się jednak (cóż za zaskoczenie) że Obajtek najwyraźniej nie był takim geniuszem marketingu jak go przedstawiał PiS. Tudzież miał ważniejsze zadania niż sprawiać, żeby Orlen zarabiał pieniądze. Rekordowe zyski Orlenu okazały się byc głównie dzięki temu, że Obajtek wciąż sprowadzał ropę z Rosji za śmiesznie niską cenę, a Polakom opowiadało się bajeczki, że ceny paliw poszły w górę i musza płacić więcej (dopiero przed samymi wyborami okazało się, że jednak nie). Ale największe kwasy szykują się w sprawie sprzedaży interesu Saudyjczykom – po tym, jak PiS uparł się, że Orlen należy połączyć z Lotosem, EU zgodziło się na fuzję tylko pod warunkiem, że w celu uniknięcia monpolizacji rynku część zasobów tego drugiego należy sprzedać komuś innemu. Raport NIK sugeruje, że to, co sprzedano kontrolowanemu przez Saudyjczyków Aramco i kontrolowanemu przez Węgrów MOLowi poszło za znacznie zaniżoną cenę, co kosztowało podatników około 7.2 miliarda złotych. “Wyjątkowy” styl obajtkowego menadżerowania objawił się także prowadzeniem szemranych interesów z Libańczykiem, specjalizującym się w obchodzeniu sankcji nałożonych na Iran i oskarżanego o konszachty z Hezbollachem, któremu powierzono menadżerowanie spółką-córką, którą Orlen otworzył w raju podatkowym. Ten człowiek obiecał załatwić ropę z Wenezueli i w tym celu zapłacił 1.6 miliarda zaliczki 25-letniemu Chińczykowi mieszkającemu w Dubaju, co skończyło się tak, że dziś wyparował i Chińczyk, i pieniądze, a wenezuelskiej ropy jak nie było, tak nie ma.
Obajtek twierdzi, że to atak na niego osobiście, co w jakiś sposób jednocześnie jest jego zdaniem atakiem na polską rację stanu. Twierdzi, że się nie boi, ale jakoś dziwnym trafem policja, która stara się go doprowadzić przed oblicze śledczych jako świadka w innej sprawie nie jest w stanie zlokalizować go na terenie kraju – co jest dość dziwne, jak na człowieka, który rzekomo jest właśnie w trakcie kampanii wyborczej jako kandydat do europarlamentu.
Za to wiecie, kto jest łatwy do zlokalizowania? Tomasz Szmydt, były sędzia, który przyśpieszenie swojej kariery zawdzięcza przychylności Ziobrystów. Pierwszy raz usłyszeliśmy o nim jako o członku internetowej grupy zajmującej się szkalowaniem sędziów sprzeciwiających się nielegalnym reformowm w internecie. Pomimo tego skandalu – jak i faktu, że przesladował on także dziennikarkę – swoją karierę zakończył w wydziale zajmującym się sprawami niejawnymi. Więc gdzie się dzisiaj znajduje sędzia Tomasz Szmydt? W Mińsku. Wyjechał na Białoruś i poprosił tam o azyl polityczny, argumentując, że Polska pod rządami Donalda Tuska nie jest już krajem demokratycznym – co chętnie wyjaśniał w programie naczelnego propagandzisty putinowskich mediów – Sołowiowa.
PiS i Ziobro stają na głowie, żeby odciąć się od swojego kolegi który – najprawdopobniej – okazał sie być rosyjskim lub białoruskicm agentem, ale po pierwsze, idzie im to kiepsko (bo faktom ciężko zaprzeczyć) a po drugie, nie bardzo ułatwia im to zaprzeczanie, że sami nie należą do stronnictwa skarpetosceptyków. Tymczasem chociaż Szmydt dał nogę, to nie znaczy to, że działalność obcej agentury w Polsce zwolniła – wręcz przeciwnie. Donald Tusk nie wykluczył, że niedawny pożar w wielkim centrum handlowym w Warszawie spowodowany był przez rosyjskich sabotażystów. “Mamy odnotowanych siedem prób – udanych lub zatrzymanych w ostatniej chwili – sabotażu. Mamy już dowody, że osoby, które do tego chciały doprowadzić, były wprost wynajęte przez rosyjskie służby. (…) chodzi o podpalenia i pobicia na zlecenie białoruskich i rosyjskich służb”. Jednym z nich był prawdopodobnie pożar w fabryce farb we Wrocławiu, którego sprawcą był Ukrainiec pracujący dla Rosjan. W momencie kiedy piszę te słowa Radio Zet informuje że udaremniono kolejną próbę podpalenia za pomocą ładunków łatwopalnego materiału sterowanych radiem.
Wygląda na to, że Tusk ma naprawdę dużo na głowie. A wszystko to próbując utrzymać kontrolę nad niestabilną koalicją. Ale musimy pamiętać, że choć faktycznie wjechał na białym koniu aby uratować Polskę przed PiSem, to był to koń pożyczony. W dużej mierze to, że udało mu się dojść do władzy, zawdzięcza wyborcom o lewicujących poglądach – czy to tym, którzy oddali głos na Lewicę, czy to tym, którzy oddali głos na PO, czy to wierząc w obietnice tej partii, czy to zwyczajnie jako element głosowania taktycznego. Tymczasem o ile nie brakuje mu energii na rozliczanie PiSu, w innych aspektach radzi już sobie gorzej. Praktycznie nic się nie dzieje w kwestii osób LGBT. Proponowane rozwiązanie rozwiązania kryzysu mieszkaniowego (które sprowadza się do pompowania państwowych pieniędzy w kieszenie developerów) zostało wprost nazwane idiotycznym przez Lewicę – bo poprzednie, podobne programy doprowadziły jedynie do wzrostu cen mieszkań. A sytuacja na granicy z Białorusią, gdzie Straż Graniczna wciąż łamie prawo, pozostaje bez zmian: ludzie wciąż umierają w przygranicznych lasach, wolontariusze wciąż narażają się na kłopoty za to, że niosą humanitarną pomoc. W ostatnich dniach na przykład 17-letnia dziewczyna z Somalii (w świetle polskiego prawa wciąż dziecko!) została zabrana ze szpitala, w którym przebywała ze względu na swój stan zdrowia, przez Straż Graniczną i wyrzucona za płot na pas ziemi niczyjej. I to pomimo tego, że złożyła już wniosek o ochornę międzynarodową w Polsce.
Mnie to martwi. Jeśli Tusk przepieprzy to poparcie, które udało mu się uzyskać wśród wyborców od prawa do lewa, to nawet jeśli faktycznie uda mu się powsadzać wszystkich PiSowców do więzienia, rząd, którzy dorwie się do władzy po nim – w świetle rosnących działań Rosji manipulujących opinią publiczną – może być jeszcze gorszy niż PiS.
Polska nie jest jeszcze bezpieczna.
Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Ilustracja: kolaż ze zdjęć z domeny publicznej