„To jak to jest w Polsce, dużo Polaków jest katolikami?” – zapytał mnie Jamie, którego uczę polskiego. Zacząłem tłumaczyć. Zawiłości relacji między Polakami i kościołem powodowały jedynie kręcenie głową z niedowierzaniem. Bo w Polsce bycie Katolikiem a identyfikowanie się z Kościołem to dwie różne rzeczy. Kiedy nawet ultraprawicowy obrońca Kościoła Tomasz Terlikowski mówi, że wypowiedzi biskupów nie da się obronić, to wiedz, że coś się dzieje.
Wypowiedź, której nie daje się obronić to wypowiedź biskupa Michalika dotycząca pedofilii wśród księży. „Niewłaściwa postawa często wyzwala się, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, zagubi się i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga” – mówił Michalik, winiąc za to, że wyuzdane dzieci wodzą księży pedofilów na manowce brak zdrowych relacji między ich rodzicami (zapewne wynikających z tego, że nie żyją oni po katolicku). Jest to kolejna skandaliczna wypowiedź kościelnych przedstawicieli w kwestii pedofilii: dopiero co, za przypadki pedofilii wśród polskich misjonarzy na Dominikanie obwiniano gorący klimat (w takim razie Irlandia to muszą być prawdziwe tropiki). Z wizji roztaczanej przez katolickich oficjeli wynika, że życie katolickiego księdza jest balansowaniem na krawędzi – wystarczy, że będzie miał chwilę słabości a już ku zaskoczeniu własnemu i swoich kolegów po fachu okazuje się, że molestuje dziesięciolatka i to zupełnie niechcący.
Skandaliczna wypowiedź biskupa Michalika była oczywiście natychmiast sprostowana. Specjaliści od kościelnego PR-u bezzwłocznie wyjaśnili, że był to zwykły lapsus językowy. Szybka reakcja episkopatu nie jest zaskoczeniem: gromy na biskupa Michalika sypią się z każdej strony, a skoro nawet Tomasz Terlikowski widzi jak skandaliczna jest ta wypowiedź, to chyba faktycznie sam Szatan nie dał rady by jej obronić. A akurat w obracaniu kota ogonem, jeśli chodzi o wypowiedzi przedstawicieli Kościoła, polski kler wprawę ma – w końcu co chwila musi tłumaczyć, co tak naprawdę miał na myśli papież Franciszek, wyskakujący z jakąś niewygodną dla polskiego Kościoła tezą, taką jak to, że geje zasługują na szacunek czy też, że Kościół ma niezdrową obsesję na punkcie aborcji i antykoncepcji.
Pojawia się pytanie: skąd bierze się ta buta, bezczelność i poczucie bezkarności polskiego kleru? Jak to jest, że nawet skazanych prawomocnym wyrokiem pedofilów, takich jak słynny proboszcz z Tylawy, Kościół katolicki broni i traktuje tak, jak gdyby nic się nie stało? Jak to jest, że Kościół, będący jedną z najpazerniejszych instytucji w naszym kraju nie widzi żadnego problemu w czerpaniu korzyści materialnych z bezprawnej działalności, powołanej w sposób skandaliczny komisji majątkowej, wyrzuca przejętych w wyniku jej działalności lokatorów na bruk a potem idzie i naucza o tym, że nie należy kraść, że chciwość to grzech i że należy miłować bliźniego?
Czy nie jest tak dlatego, że Polski Kościół czuje się w Polsce ponad prawem? Nie tylko jako instytucja – także wielu pojedynczych księży nie widzi potrzeby dostosowywania się do prawa w kraju w którym żyją. Polską gminną, niczym w serialu „Ranczo”, trzęsie wciąż klika złożona z lokalnych polityków i proboszcza. Przy czym politycy muszą liczyć się ze swoimi wyborcami, podczas gdy na to, kto będzie proboszczem w danej parafii wierni mają wpływ znikomy, o czym świadczą niedawne bunty przeciwko pazernym proboszczom o których pisały media.
Owszem, Polska sama zdecydowała się na nadanie przedstawicielom Watykanu specjalnego statusu, podpisując i ratyfikując konkordat. Ale problem w tym, że konkordat sobie, a rzeczywistość sobie. Jeśli chodzi o prawa Kościoła w Polsce, kler otrzymuje znacznie więcej niż wynika z jego zapisów, natomiast jeśli chodzi o obowiązki Kościoła wobec państwa, są one praktycznie nieegzekwowalne.
Niespodziewany sukces Ruchu Palikota w ostatnich wyborach pokazał, że Polacy mają dosyć tej sytuacji. Popularność papieża Franciszka, nawołującego do powrotu do tego, czym powinien być Kościół, czyli do skromnego służenia rzeszy swoich wiernych i niesienia dobrej nowiny poprzez dawanie przykładu, także świadczy o tym, że to nie wizja polskich biskupów jest najbliższa polskiemu Katolikowi. Jest w Polsce wielu księży, którzy dobrze wykonują swoją robotę i nie boją się dostosowywać do wymogów współczesnego świata – czego przykładem jest choćby ksiądz Jakub Bartczak niosący dobrą nowinę przy pomocy hip-hopu. Co będzie jednak, kiedy hiphopowiec w sutannie nie poprzestanie w swoich piosenkach na religijnych ogólnikach i zapragnie zająć stanowisko w sprawie otaczającej go rzeczywistości, bo przecież to jest właśnie domeną hip hopu. Czy zostanie mu odebrane prawo głosu tak jak księżom Lemańskiemu, Bonieckiemu i wielu przed nim?