Tymczasem w Absurdystanie 147

Pamiętacie Przemysława Czarnka, mającego zostać nowym ministrem edukacji bohatera poprzedniego odcinka? Pamiętacie, że ogłosił, że zachorował na koronawirusa? Cóż, okazuje się, że historia ma dalszy ciąg. Tuż przed tym jak (w rekordowym tempie, bo przecież PiSowcy wcale nie są traktowani lepiej niż zwykli ludzie, więc dostał test, którego zwykle się nie używa bo jest “za drogi”) dowiedział się, że ma koronawirusa, odwiedził babcię w szpitalu. Jak to zrobił, zapytacie, skoro szpitale są zamknięte dla odwiedzających? Cóż, wiecie jak to jest: mój ból jest lepszy niż twój, moja babcia jest ważniejsza niż twoja, już o tym pisaliśmy. Ale przynajmniej tym razem jestem zadowolony, że nie każdy obywatel jest traktowany w szpitalu tak, jak są tam traktowani politycy PiS. Bo po Czarnkowej wizycie u babci pozytywne wyniki na COVID-19 miało 90% pacjentów na oddziale, na którym leży jego babcia. Większość załogi jest na kwarantannie. Pomyślcie, co by było gdyby wszyscy mieli w dupie regulacje pandemiczne tak, jak mają je politycy PiS. 

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Politycy PiS oczywiście zaprzeczają, że oni czy ich rodziny mogą liczyć na specjalne traktowanie. Jak Beata Szydło, która po tym, jak media dokopały się tego, że jej rodzina wynajmuje sobie gajówkę za 388 zł miesięcznie krzyczy o tym, że jest to kolejny atak polityczny na jej rodzinę. Rzekomo każdy sobie może taką leśniczówkę wynająć. Spędziłem więc trochę czasu zapoznając się z ofertą mieszkaniowo-noclegową Lasów Państwowych i okazało się, że w zasadzie jest to prawda. Każdy może. Tylko nie gajówkę, a miejsce w gajówce. I nie za 388 złotych miesięcznie za całość, a na przykład za 100 złotych za noc za łóżko. Są, owszem, jakieś zniżki na wynajem długoterminowy, ale jakby nie liczyć nie chce wyjść 388 złotych miesięcznie za całość. Ale może to i dobrze. Dzięki temu mnie nie stać na zamieszkanie w gajówce. A przebywanie w lesie jest coraz bardziej niebezpieczne. Tam są myśliwi, którzy walą z pukawek na oślep. I czasem nawet trafiają. Niestety, często coś, co tylko dla nich wygląda jak dzik. Ostatnio postrzelili siedzącą za kierownicą busa kierującą, która ich na to polowanko przywiozła… Nikt nie jest już bezpieczny.

Ale wróćmy do palącego problemu pandemii. Chyba nie muszę tłumaczyć jak bardzo ważne jest, abyśmy wszyscy przestrzegali zasad bezpieczeństwa. I tu pojawia się Konfederacja. Jej posłowie odmawiają noszenia maseczek w sejmie i robią z tej okazji karczemne awantury. Konfederacja walczy o zwiększenie sobie bazy wyborców, więc nic dziwnego, że podczepia się pod każdy oddolny ruch społeczny – jak nie rolników walczących o prawo do hodowli zwierząt na futerka, to antymaseczkowców i proepidemików. Jednoosobowy think tank Konfederacji, Sławomir Mentzen, który w mediach społecznościowych zgrywa chłodnego analityka i odcina się od wybryków swoich co bardziej szurniętych partyjnych kolegów, niedawno poinformował swoich followersów na Twitterze, że WHO zmieniło zdanie i już nie jest za lockdownami. Tyle, że to gówno prawda, problem w tym, że pan doktor nie pofatygował się, żeby przeczytać to, czym się dzieli ze swoimi fanami. A dzielił się tweetem kogoś, kto komentował artykuł, którego nie przeczytał. Bo jakby przeczytał, to by wiedział, że artykuł nie omawia oficjalnego stanowiska WHO. Jest to jedynie wywiad z jednym z pracujących dla WHO lekarzy, w którym ów mówi, że nie zawsze lockdown jest słusznym – szczególnie, jeśli nie stosujemy także innych metod służących ograniczaniu rozprzestrzeniania się wirusa. To by było na tyle, jeśli chodzi o zaplecze intelektualne Konfederacji.

Zresztą, wygląda na to, że cała ta sejmowa awantura o maseczki to jedynie gra pod publiczkę. Kiedy Krzysztof Bosak robi prywatne zakupy, “kaganiec ograniczający jego podstawowe wolności osobiste” już mu nie przeszkadza…

Oczywiście oficjalnie rząd z Konfederacją się nie zgadza. Co więcej, z racji tego, że nie wpadli na żaden lepszy pomysł przeciwdziałania drugiej fali pandemii (zapewne byli zbyt zajęci walką z LGBT) wprowadzili nakaz zakładania maseczek w miejscach publicznych – także na ulicy. Ogłoszono politykę “zero tolerancji. Która oczywiście Kaczyńskiego nie dotyczy.

Kaczyński bowiem do maseczek ma stosunek ambiwalentny. Co czasem powoduje, że jego współpracownicy nie wiedzą jak się zachować. Kiedy na przykład podczas ceremonii zaprzysiężenia nowego rządu pomimo tego, że nie miał na sobie rękawiczek, wyciągnął rękę do uścisku, skonfundowany prezydent Duda postanowił pójść w ślady prezesa i zdjął również swoją rękawiczkę:

Ale nie jest źle. Powstrzymał się od całowania dłoni swojego dobroczyńcy. Tudzież innych części jego ciała.

W dalszej części uroczystości Kaczyński stwierdził, że maseczka mu się już znudziła i zdjął również ją:

Niektórzy mówią, że to akurat było jeszcze przed wprowadzeniem nowych uregulowań. Ale ostatnio Kaczyński znowu pokazał, że zasady bezpieczeństwa w dobie pandemii ma tam, gdzie go prezydent Duda całuje. Podczas wręczania Wildsteinowi jakiejś tam kolejnej nagrody z okazji kolejnego spotkania PiSowskiego kółka wzajemnej adoracji Kaczyński po raz kolejny zlekceważył wszystkie zasady. Ale, jak twierdzi PiS, to jest OK. Bo Kaczyński wręczając nagrody wykonuje swoją pracę jako polityk. A w pracy maseczki nosić nie trzeba.

Okazuje się zatem, że Konfederacja może mieć rację. Jak są w sejmie to są w pracy, a w pracy maseczki nosić nie trzeba. Jak Bosak robi zakupy, to już nie jest w pracy, więc maseczkę wkładać musi. Albo nie musi, bo od marca nic się nie zmieniło, bez wprowadzenia stanu wyjątkowego wciąż nie ma podstawy prawnej do wprowadzenia powszechnego nakazu noszenia maseczek. Więc jak ktoś jest Kaczyńskim, albo człowiekiem, który ma czas iść do sądu, maseczki nosić nie musi. Sądy już uznały niejeden mandat za bezzasadny.

Z drugiej strony antymaseczkowcy niech się tak nie cieszą, bo w przełomowej sprawie sąd uznał także, że sprzedawczyni w sklepie ma prawo odmówić obsługi klienta, który nie nosi maseczki… Idąc więc na zakupy – bądź jak Bosak i maseczkę załóż.

Ale kto wie, może Kaczyński faktycznie nie musi nosić maseczki? Stać go na ochroniarzy za grube miliony, stać go może też na najnowszą wirusobójczą technologię z NASA? W końcu może sobie na nią pozwolić nawet niewielka parafia z Nowego Targu – tam ksiądz wyjaśnił wiernym, że w Kościele nie muszą nosić maseczek, ponieważ zainstalował tam owe urządzenia, dzięki którym ginie 99.9% wirusów, bakterii i grzybów a ludzie nie zarażają się od siebie. Technologia rzekomo opiera się “o technologię fotokatalizy (promieniowanie UV-C) i utleniania tlenkiem tytanu (Tio2), w wyniku którego powstaje nadtlenek wodoru (H2O2), pracujący podczas użytkowania obiektu przez ludzi”…

Tymczasem Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego (Pamiętacie? Ta którą eksperci prawni uznali za bezprawną i której Europejski Trybunał Sprawiedliwości nakazał zawieszenie działania do czasu wydania oficjalnego wyroku) pozbawiła immunitetu jedną z sędzi. Oskarżona jest ona o przyjęcie łapówki – telefonu komórkowego – w zamian za korzystny wyrok. Czy jednak prawdziwym powodem nie jest przypadkiem to, że pozwała ministra Ziobrę o zniesławienie i wygrała? Albo że należy do sędziów otwarcie sprzeciwiających się zmianom w sądownictwie forsowanym przez PiS?

Tymczasem owe niesławne “reformy” systemu sądownictwa jak na razie zaowocowały tym, że Polska stała się pariasem w prawnym ekosystemie Europy. Rafał Gaweł, twórca Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, skazany za nieprawidłowości finansowe, otrzymał właśnie azyl polityczny w Norwegii. Pomimo tego, że śledztwo w jego sprawie toczyło się na długo przed wygraniem przez PiS wyborów, pierwszy wyrok zapadł jeszcze zanim PiS przejął władze a przestępstwa, o które Gaweł jest oskarżony wystarczyły, aby sędzia (który dziś należy do stowarzyszenia Iusitia, walczącego z PiSowską demolką sądownictwa) skazał go na 4 lata więzienia. Nikogo więc nie dziwi, że Gaweł zrobi wszystko, żeby uniknąć odpowiedzialności – twierdził nawet, że jest prześladowany jako członek społeczności LGBT. Niezależnie od tego jednak czy faktycznie jest przestępcą, czy, jak twierdzi, jest to spisek przeciwko niemu ze strony białostockiej prokuratury i rządu, którzy mszczą się na nim za nagłaśnianie prawicowych ekstremistów, fakty są takie, że Norwegia uznała, że nie może on liczyć na sprawiedliwe potraktowanie przez polski wymiar sprawiedliwości. Nie jest to pierwsza sytuacja, w której sądy innych krajów w Europie odmawiają wydania Polsce przestępców, ale jest to pierwszy raz od upadku komunizmu kiedy uciekinier z naszego kraju otrzymał gdzieś azyl polityczny.

A obawiam się, że Gaweł nie jest ostatnią osobą, która wyjedzie z Polski aby zacząć życie od nowa. Coraz częściej słyszy się o tym od młodego pokolenia. I nic dziwnego. Pamiętacie może tą sprawę na Uniwersytecie Śląskim, kiedy studenci zgłosili homofobiczne treści propagowane przez jedną z ich wykładowczyń? Cóż, w sprawie skargi niewiele się dzieje, za to studentów czołga w lewo i w prawo prokuratura, którą do roboty zaprzęgła owa wykładowczyni, Ewa Budzyńska, wraz z organizacją Ordo Iuris. Jest dość oczywiste, że działania prokuratury mają na celu uprzykrzanie życia studentom, którzy ośmielili się zaprotestować przeciwko homofobicznym i antynaukowym bzdurom. W maju byli godzinami przesłuchiwani, teraz prokuratorzy wymyślili sobie, że studenci muszą im przynieść swoje notatki sprzed dwóch lat. W sytuacji, kiedy państwo w tak otwarty sposób chroni homofobów, nie można się dziwić, że Polska uważana jest za kraj, w którym bycie osobą LGBT wiąże się z ryzykiem. To dlatego Facebook nie wprowadził w Polsce kolorowych naklejek z okazji LGBT Coming Out Day. Naklejki te nie są dostępne dla użytkowników w krajach, w których przyznający się do stwojej niestandardowej orientacji może stać się celem ataków albo znaleźć się w niebezpieczeństwie. Oprócz Polski na tej liście znajdziemy Afganistan, Algierię, Azerbejdżan, Bahrajn, Bangladesz, Białoruś, Butan, Brunei, Dżibuti, Egipt, Indie, Indonezję, Iran, Irak, Jordanię, Kazachstan, Kuwejt, Kirgistan, Liban, Libię, Malezję, Malediwy, Mauretanię, Maroko, Nepal, Oman, Pakistan, Palestynę, Katar, Rosję, Arabię Saudyjską, Singapur, Sri Lankę, Sudan, Tadżykistan, Turkmenistan, Tunezję, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Ukrainę, Uzbekistan, Zachodnią Saharę i Jemen. Czyli praktycznie bez wyjątku kraje niedemokratyczne albo z demokracją pozostawiającą wiele do życzenia, oraz w wielkim stopniu kraje rządzone przez religijnych radykałów. Polska zaczyna do tego zestawu całkiem ładnie pasować…

Ale nie wszystko jest do kitu. Polacy odnoszą także sukcesy. Młoda tenisistka Iga Świątek własnie wygrała prestiżowy turniej French Open. Minister Sasin zaraz pośpieszył ogrzać się w jej blasku i przypomniał, że Polski Związek Tenisowy (wiecie, ten, który od lat jest oskarżany o to, że niewiele robi, aby pomóc młodym talentom) jest sponsorowany przez państwowe firmy. Został szybko sprowadzony na ziemię uwagą, że działacze PZT może faktycznie żyją za państwowe pieniądze, ale sponsorami Igi Świątek są  Lexus i Red Bull. Inni szybko policzyli, że biorąc pod uwagę jaką nagrodę pieniężną otrzymała młoda zawodniczka, musiałaby wygrywać podobne turnieje niemalże non stop przez 10 lat żeby zarobić tyle, ile Sasin przewalił na majowe wybory korespondencyjne, które się nie odbiły. Tak, Sasin i jego 70 000 000 stają się w Polsce nieśmiertelnym memem. I trudno się dziwić – póki PiS przy władzy, próżno czekać, że poniesie za to marnotrawstwo jakąkolwiek odpowiedzialność. Co nam więc pozostaje jak naśmiewanie się z niego przy każdej okazji?


Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Zdjęcie Przemysława Czarnka: Adrian Grycuk via Wikipedia (C.C 3.0)

Comments

comments

Dodaj komentarz