A więc jak wygląda Polska w chwili, w której za naszą wschodnią granicą w każdej chwili może wybuchnąć wojna? Cóż, wygląda na to, że jak na razie business as usual, choć co niektórzy bardziej radykalni ludzie o prawicowych poglądach sugerują, że zamiast wspierać Ukrainę powinniśmy już negocjować z Putinem przebieg naszej wspólnej granicy z Rosją. Ukraińcy sobie na to zasłużyli, za te wszystkie masakry na Wołyniu. Co ciekawe, masakry na Wołyniu powracają zawsze, dzięki rosyjskim trollom i co poniektórym pożytecznym idiotom, kiedy Rosja znowu narusza suwerenność Ukrainy i potrzebuje odwrócić uwagę od własnych zbrodni przeciwko temu państwu. A jeśli chodzi o rosyjską propagandę online, to jest to przedsięwzięcie na prawdziwie rosyjską skalę.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Pamiętam kiedy osiem lat temu Rosja szykowała się do inwazji na Krym, zostałem zalany e-mailami od ludzi którzy twierdzili że są wiernymi czytelnikami moich artykułów w portalu Britské Listy. Niektórzy krytykowali mnie, że nie dość piszę o dobrych stosunkach polsko-rosyjskich, inni znowu domagali się, abym poświęcił trochę czasu i opisał masakry Polaków na Wołyniu – choć na co dzień nie zajmowałem się tą tematyką. Oczywiście obie grupy życzliwie podsuwały mi linki do różnych czeskojęzycznych stronek internetowych, które, po bliższym przyjrzeniu im się, prowadziły zawsze – czy to poprzez odnośniki, czy to poprzez zamieszczane na nich cytaty – do rosyjskich stron propagandowych. Wdawałem się w dyskusję z autorami owych e-maili – z jednej strony ze zwykłej ciekawości, z drugiej strony dlatego, że nie mam zbyt wiele okazji aby poćwiczyć swój czeski, więc była to dla mnie dobra okazja, bo zwykle czytelnicy pisują do mnie jedynie sporadycznie. Jednocześnie jednak poprosiłem moja czeską przyjaciółkę, bohemistkę, aby spojrzała na kilka z otrzymywanych przeze mnie tak licznie wiadomości. “To jest język czeski na wysokim poziomie, ale native speaker by tak nie napisał” – zawyrokowała.
Mniej więcej w tym samym okresie wystartowałem ze stroną orynski.eu. Jak każdy początkujący bloger regularnie obserwowałem statystyki odwiedzin, bawiąc się różnymi opcjami, i w pewnym momencie odkryłem, że na kilkanaście-dwadzieścia użytkowników odwiedzających moją stronę a mających języki swoich komputerów ustawione na czeski, ponad dwie trzecie znajduje się w rosyjskim mieście Samara.
Jak tylko kurz po rosyjskiej inwazji na Krym zaczął osiadać, e-maile od moich wiernych fanów, umierających z niecierpliwości w oczekiwaniu na moje artykuły na temat relacji polsko-rosyjskich czy ukraińskich zbrodniach przeciwko ludzkości zniknęły nagle jak nożem uciął. Często o tym myślę, bo wciąż jestem pod wrażeniem skali rosyjskich operacji propagandowych. W świecie dziennikarskim – z całym szacunkiem do portalu Britské Listy – jestem tylko małym żuczkiem, a mimo tego rosyjskie trolle poświęcały mi tyle czasu, nie tylko wysyłając do mnie wcześniej spreparowane wiadomości, ale angażując się w długie dyskusje ze mną w języku, który dla obu (obojga) z nas był językiem obcym… Wygląda na to, że mają naprawdę duże moce przerobowe, skoro nawet ja złapałem się w tak szeroko zarzucane sieci.
Dziś napięcia wokół ukraińskich granic znów wzrastają i po raz kolejny na moja skrzynkę zaczęły przychodzić podobne wiadomosci. Tym razem czytelnicy zapraszają mnie do oglądania wykładów jakiegoś pro-rosyjskiego czeskiego pisarza. Na szczęście gdyby nie to, że akurat poszukiwałem zagubionego e-maila w katalogu ze spamem nigdy bym się o tym nie dowiedział – przez te lata algorytmy Google najwyraźniej zaczęły sprawnie wyławiać tego rodzaju infomacje. Najwyraźniej więc trolle Putina muszą wypracować sobie nową strategię działania bo ta już nie spełnia swojego zadania.
Inną rzeczą, która nie jest w stanie spełnić swojego zadania jest polska armia. Przynajmniej jeśli wierzyć raportowi, który wyciekł niedawno do prasy. Według jego autorów polska armia nie jest już w stanie prowadzić żadnych działań militarnych: cierpi na głębokie braki kadrowe – w szczególności brakuje jej specjalistów – od inżynierów przez sppecjalistów od komunikacji, saperów aż do ludzi, którzy przeszli trening obsługi ciężkich karabinów maszynowych. Choć akurat jest nadzieja, że swój trening w którejś z tych dziedzin będą pamietać rezerwiści, bo ich średni wiek to 45 lat, więc zapewne wielu z nich pamięta jeszcze armię sprzed czasów Antoniego Macierewicza, który rozłożył ją na łopatki. Gorzej jednak, że sprzęt jest niewiele młodszy od przeciętnego rezerwisty – trzon polskiej armii wciąż stanowi post-sowiecki sprzęt z epoki Zimnej Wojny. Najrywaźniej sabotowanie przez Macierewicza programu odbudowy floty śmigłowcowej – o którym w tej serii pisałem już wielokrotnie – jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Ale jedno zadanie armia jest w stanie wykonywać śpiewająco. To zamienianie życia mieszkańców pogranicza z Białorusią w mękę. Na obszarach w których od miesięcy już obowiązuje nielegalny de facto stan wojenny życie stało się naprawdę trudne. Wraz z policją, strażą graniczną i WOT, żołnierze co chwila zatrzymują do kontroli lokalnych mieszkańców – traktując ich podle i w sposób nielegalny. Poza codziennym obcowaniem z nabuzowanymi adrenaliną skacowanymi chłopakami upojonymi nagłą władzą nad cywiliami, lokalna ludność boryka się z innymi problemami spowodowanymi obecnością armii: ciągłym ruchem ciężkich pojazdów przez ich do niedawna spokojne wioski, zajmowanie lokalnych placów i budynków na potrzeby armii, świecenie w nocy po oknach szperaczami zamontowanymi na wojskowych pojazdach i walajace się wszędzie na niespotykana wcześniej skalę śmieci (jak powiedzieli reporterom mieszkańcy, śmieci wskazują na to, że pozostawiają je żołnierze (puszki po pasztetach, butelki po wódce), ale armia obwinia o ich zostawianie muzułmańskich uchodźców). W tym obszarze wiele dróg jest nieutwardzonych i po kilku tygodniach ciągłego użytkowania przez wojskowe ciężarówki i transportery opancerzone są one dziś nieprzejezdne dla kogoś nie posiadającego solidnego pojazdu terenowego – do wielu wiosek przestało dojeżdzać zaopatrzenie, poczta czy kurierzy. A wraz z rozpoczęciem się budowy muru na granicy, do ruchu po tych nie przystosowanych do tego drogach dołączają wywrotki, betoniarki, ciężarówki z dostawami elementów płotu i ciężki sprzet budowlany. Żeby chociaż budowany mur był czymś solidnym, ale zdjęcia z wizyty Morawieckiego przy pierwszym “ukończonym” jego fragmencie sugerują, że budowa prowadzona jest “na odpierdol”.
Zgaduję, że wczesniej czy później za stan dróg przy granicy z Białorusią obwiniana będzie Unia Europejska. Bo jeśli chodzi o propagandę, PiS już dawno stracił nie tylko wszelkie skrupuły ale i kontakt z rzeczywistością. Polacy bombardowani byli ostatnio kampanią przekonującą ich, że za 60% ceny energii odpowiada Unia Europejska. Kontrolowane przez państwo firmy energetyczne wydały 12 000 000 zł na kampanię billboardową, a jakby to było jeszcze mało, ulotki z rzadową propagandą dołączane są do rachunków za energię. Oczywiście jest to dezinformacja i nawet propagandowa TVP nie miała jaj, żeby tak bezczelnie kłamać – u nich postanowiono treści przekazać bardziej “subtelnie”: spójrzcie jak czerwona linia obwódki wokół informacji o 60% zasłania wyjaśnienie, że tak naprawdę jest to jedynie 20%:
Z dzisiejszych #wiadomości – przez ułamek sekundy widoczna informacja, że koszty emisji CO2 to 20% rachunku za prąd….
a chwilę później gruba krecha zasłania to co niewygodne dla #pis.
Sorry za przester… to zupełnie przez przypadek. pic.twitter.com/g5LD8hZtPl
— FlasH (@FlasH_vikop) February 13, 2022
Warto też pamiętać, że to nie są przecież pieniądze, która UE z Polski wysysa. Zostaną one w kraju i powinny być przeznaczane na zieloną modernizację naszej energetyki. Tyle, że jak to za PiSu jakoś nikt nie umie powiedzieć gdzie one się wszystkie podziały. Za to wiemy, których pieniędzy PiS nie będzie w stanie zachachmęcić, zmarnować albo ukryć: tych z UE. Europejski Trybunał Sprawiedliwości oddalił pozew Polski i Węgier i uznał, że uzależnianie wypłat unijnych pieniędzy od przestrzegania przez państwa praworządności jest OK. Trybunał Julii Przyłębskiej też coś tam chciał zasądzić w tym temacie, ale że nie bardzo jest pomysł co (bo w końcu to od likwidacji niezależności Trybunału Konstytucyjnego rozpoczęło się rozmontowywanie w Polsce państwa prawa) na razie zwinął ogon pod siebie.
Ale przynajmniej walka z Covid-19 dobrze idzie. Rząd rzuca wszystkie siły na najważniejsze fronty. Co prawda kobieta, która w czasie rehiabilitacji po ważnej operacji zaraziła się koronawirusem miała zostać wyrzucona ze szpitala na bruk (a ściślej pod opiekę ciężko schorowanej ponad osiemdziesięcioletniej matki), Sanepid zajmuje się tym co naprawdę ważne: śledztwem w sprawie swoich 800 pracowników, którzy zalogowali się do systemu żeby sprawdzić jak to możliwe, że Jacek Kurski, pomimo bycia zarażonym koronawirusem, został zwolniony z izolacji. Nie złamali oni żadnego prawa, po prostu nie mogli uwierzyć co się w tym kraju odjaniepawla i chcieli zobaczyć na własne oczy czy nikt ich nie wkręca (więcej o tej historii tutaj).
I tylko jedno w Polscie się nie zmienia: relacje między państwem a Kościołem. Ksiądz, który potrącił na pasach kobietę a następnie uciekł z miejsca wypadku nie udzielając jej pierwszej pomocy twierdzi, że jest niewinny. Nie uciekł, tylko pojechał na policję zgłosić wypadek. Dlatego nie zgadza się z – i tak dosć łagodnym – wyrokiem roku więzienia w zawieszeniu. Tymczasem ku oburzeniu wiernych tak kościół jak i państwo stoją za nim murem. Ksiądz nie stracił ani kościelnych, ani państwowych funkcji – pracuje jako kapelan policjantów oraz kapelan więzienny.
No, ale przynajmniej ksiądz dostał wyrok. To się w tym kraju rzadko zdarza. Na przykład w głośnej sprawie dotyczącej przypadku molestowania seksualnego nieletnich, sąd poddał się i porzucił dalsze próby zmuszenia Kościoła do udostępnięnia dokumentów dotyczących pedofila. Kościół twierdzi, że dokumenty są w Watykanie, czyli poza jurysdykcją polskich sądów…
Tymczasem agenci kościoła w edukacji wciąż wojują z wychowaniem seksualnym. Minister Edukacji doniósł prokuraturze na to, że szkoły w Gdańsku demoralizują młodzież ucząc je o życiu intymnym i antykoncepcji. Tymczasem niesławna kuratorka z Krakowa pozowała do zdjęć przed ścianą pudełek, twierdząc, że są one pełne skarg rodziców na podobną demoralizację w Małopolsce. Podczas poselskiej kontroli, którą w kuratorium przeprowadzili posłowie Lewicy, okazało się, że pudełka są puste. Znaleziono tylko 6 skarg, żadna z nich nie dotyczyła edukacji seksualnej czy kwestii LGBT, za to jedna z nich opisywała wkroczenie do szkoły organizacji zygotarian pomimo tego, że nie uzyskano na zajęcia prowadzone przez tą organizację zgody rodziców.
Wygląda zupełnie tak, jakby Katolicy znowu okazali się hipokrytami i kłamali, twierdząc, że forsowanie przez nich ich radykalnej agendy ma miejsce na prośbę obywateli a nie jest jedynie wynikiem ich własnego parcia na zmuszanie innych do realizacji ich własnych obsesji. W takiej atmosferze jednak trudno się dziwić, że dyskryminowane mniejszości coraz bardziej się boją. W Kaliszu przeprowadzono plebiscyt na najbardziej przyjazne osobom LGBT lokale, ale zwycięzcy plebiscytu prosili, aby nie ujawniać nazwy lokalu – odmówili także przyjęcia dyplomów. Tak bardzo bali się reperkusji.
Ale czuć już wiatr zmian. Nadchodzi on z zupełnie niespodziewanej strony – z dziecięcego programu religijnego w Polskim radio. Ktoś tam podmienił (albo pomylił) nagrania i zamiast religijnej pieśni “kiedy ranne wstają zorze” dzieci usłyszały następujący utwór:
Arcyciekawe zdarzenie miało miejsce dziś rano w audycji “Niebieska szkatułka” (Polskie Radio Dzieciom), audycji religijnej, z czytaniem Ewangelii z dnia itd. 😊
Ewidentnie ktoś włączył “Kiedy ranne”, nie upewniając się, co robi… Ostrzegam, zapnijcie pasy po tym wstępie 🙈 1/2 pic.twitter.com/RLWFTSioUn
— Jan Buczyński (@janbuczynski) February 20, 2022
Kiedy ranne wstają zorze
Kac dokucza coraz gorzej
A tu jeszcze nam gorzała
W ciągu nocy podrożała
O dobry panie spraw żeby w sejmie nie było zgrzytu
A w aptekach sprzedawali na receptę spirytus
Żeby komuna zamknęła mordę na kłódkę
A Solidarnosć dawała za darmo wódkę
(…)
Prosimy Cię panie znowu
Niech nie pchają się żłobu
Ci co już przy żłobach stali
I się nieźle nachapali
(…)
I żeby Wałęsa był przez goryli strzeżony
A nam nie pękały krajowe kondomy
Bo z tego może być chryja
Że Jezus Maryja
(…)
I żeby księża klepali pacierze
A ja kobitki wciaż świeże
(…)
I żeby dziewczyny nie puszczały się z Arabami
Tylko z nami co płacimy złotówkami
Nie wiem, czy to była pomyłka czy sabotaż, ale wszystko jedno. Wolę, żeby dzieciaki słuchały takich głupawych piosenek niż tej wszechobecnej kościółkowej propagandy.
Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Grafika z elementów znajdujących się w domenie publicznej