Tymczasem w Absurdystanie 226

Policja ostatnio ma złą passę. Jeszcze nie przebrzmiało echo wybuchu granatnika na komendzie głównej, a tu już Wyborcza donosi, że brat owego miłośnika zabawek zamieszany jest w karuzelę VATowską. Normalnie ktoś mający na sobie pięć poważnych zarzutów byłby aresztowany, ale tu jeden z prokuratorów Zbigniewa Ziobry upewnił się, że pan Sz., brat komendanta Szymczyka, pozostanie na wolności.

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Ryba psuje się od głowy. I teraz funkcjonariusze wiedzą, że nawet największe debilizmy ujdą im na sucho – skoro uchodzą ich szefowi. Drugiego stycznia partrol policji został wysłany na miejsce pożaru. Policjanci zaprosili do radiowozu dwie młode dziewczyny, które wsiadły spodziewając się, że policjanci chcą je wylegitymować i przepytać jako świadków zdarzenia. W pewnym momencie jednak radiowóz ruszył z piskiem opon, de facto porywając swoje pasażerki, i ruszył w szaleńczą jazdę po okolicznych drogach. Brawurowy rajd zakończył się szybko na drzewie z braku umiejętności kierowcy a przerażone pasażerki, które zdążyły wysłuchać już paru głupich tekstów z erotycznym podtekstem usłyszały, że mają “spierdalać”, choć w wypadku zostały ranne (jedna z nich dość poważnie). But the appalling standards in the police can be seen also in the lower ranks. The officers know, that it’s not only their boss who doesn’t have to be worried about the consequences of their actions. On 2nd of January, a police patrol called to a fire, they invited two teenage girls, witnesses to their vehicle. After checking their documents, they suddenly drove off, basically kidnapping the girl. The short drive, during which the terrified girls were subject to comments with erotic subtext, ended with a crash on the tree. At this moment the policemen told the girls to “get to fuck”, even though they were injured in the accident (one of them quite significantly). “ Tak naprawdę, to cieszę się, że się rozbiliśmy. Nie wiem, jak by się to skończyło. Zaczęłam się zastanawiać, jakie policjanci mają wobec nas zamiary” – powiedziała Wyborczej młodsza, siedemnastoletnia ofiara funkcjonariuszy.

Tymczasem policjanci nie mieli zamiaru ponosić konsekwencji. Przez dwa kolejne dni chodzili do pracy jakby nigdy nic i dopiero po tym, jak prasa (oraz posłanki Lewicy) zainteresowały się tą sytuacją udali się na zwolnienie lekarskie. Dopiero kiedy sprawa stała się na tyle głośna, że wiadomo było, że nie uda się już sprawy zamiesć pod dywan zwierzchnicy zawiesili starszego z policjantów (młodszy dopiero co zaczął pracę, więc zapewne uznano że po prostu znalazł się pod zgubnym wpływem nieodpowiedzialnego kolegi, któremu nie miał za bardzo jak się przeciwstawić).

Wygląda na to, że tak jak parę lat temu powtarzającym się motywem były rozbijające się limuzyny rządowe, tak dziś będziemy ciągle pisali o policjantach. I nie ma tu chyba zaskoczenia. Regularni czytelnicy zapewne pamietają falę odejść z policji, po tym, jak po przejęciu władzy w kraju PiS zaczął wprowadzać w tej służbie własne porządki. Nie wszystkim odpowiadało upolitycznienie tej formacji. Wraz z falą odejść tych najbardziej doświadczonych oficerów w policji pojawiła się wielka przerwa pokoleniowa, której nie pomagał fakt, że ci, którzy dostali nie bardzo mieli czas na kształcenie nowych pokoleń bo braki kadrowe powodowały, że policjanci zmuszani byli pracować ponad siły – o braku chętnbych do pracy w policji też pisaliśmy w Absurdystanie nie raz. Policja po prostu przestała być atrakcyjną ścieżką kariery – nie tylko dlatego, że nie każdemu odpowiadało bycie milicjantem na posyłki dla Kaczyńskiego, ale również dlatego, że zarobki, lekko mówiąc, nie były nadzwyczajne. Owszem, w ostatnich czasach rząd grosza dał krawężnikowi, ale miłośnicy munduru mają dziś różne inne ciekawe opcje wzrast z wzrostem nakładów na armię. To prawda, armia także jest bardzo upolityczniona i można być zmuszonym do pałowania uchodźców na białoruskiej granicy, ale tego przynajmniej nikt nie widzi. Jeśli jesteś policjantem, możesz być zmuszony do robienia z siebie szmaty czy kretyna w samym centrum Warszawy i stać się pośmiewiskiem na skalę całego kraju.

Takim jak ci dwaj kolesie, który na wysięgniku bujali się przez ponad godzinę w centrum Warszawy. Jak możecie pamietać z poprzednich odcinków, opozycyjna grupa happeningowa Lotna Brygada Opozycji regularnie organizuje kontr-miesięcznice smoleńskie podczas których zadają Kaczyńskiemu niewygodne pytania. Policja robi wszystko, żeby przeszkodzić w ogranizacji tych w pełni legalnych wydarzeń, i aktywiści często śledzeni i szykanowani są na dwa dni przed miesięcznicą. W tym miesiacu postanowili więc wynająć sobie mieszkanie w centrum Warszawy, z którego poc schody smoleńskie nie było daleko a od biedy można by też coś tam pokrzyczeć z balkonu. Okazało się jednak, że Kaczyński nie przyjdzie, bo zachorował, więc akcja została odwołana i aktywiści spędzali sobie sympatycznie poranek przy kawce. W pewnym momencie za oknem pojawiło się dwóch zamaskowanych funkcjonariuszy brygady antyterrorystycznej, którzy wyjechali pod okno położonego na drugim piętrze mieszkania na strażackiej drabinie z koszem. Oczywiście aktywiści nie byliby sobą, gdyby momentalnie nie przystapili do wyśmiewania tej kretyńskiej akcji. Proponowali policjantom kawę, herbatę i rogaliki – niestety ci albo już jedli, albo byli na diecie. Zapytani, co tam robią, funkcjonariusze poinformowali aktywistów, że są tam dla ich bezpieczeństwa, ale już nie byli skłonni podzielić się informacją o tym, jakież to zagrożenie wymaga tak nietypowego działania służb mundurowych.

Tymczasem pod kamienicą dziennikarzy nie dopuszczono do budynku. Policjanci “zabezpieczający działanie podnośnika” podawali jakieś idiotyczne wymówki – jeden twierdził, że jest kontrola pirotechniczna, inna funkcjonariuszka z kolei kłamała, że w budynku nastąpił wyciek gazu (oko.press sprawdziło w straży pożarnej i w pogotowiu gazowym i oczywiście była to bzdura wyssana z palca). Zapytana, czy skoro ulatnia się gaz, to mieszkańcy nie powinni zostać ewakuowani z desperackim uporem odsyłała do rzecznika prasowego.

Podsumujmy więc: parę tuzinów policjantów i specjalistyczny poziom strażacki zostały zaangażowane w tą akcję. Dwóch policjantów sterczało jak kretyni w koszu na wysokości drugiego piętra przez ponad godzinę, podczas gdy ich koledzy robili z siebie debili na poziomie gruntu. A wszystko to dlatego, że ludzie, którzy nie przepadają za Kaczyńskim, pili sobie kawę w wynajętym mieszkaniu.

Już wam pisałem jak bardzo gardzę polską policją, ale rekordowa liczba memów która zalewa internet pokazuje, że nie jestem chyba jedyny. Poniższy, udający dzieciecy rysunek, pokzuje wszystko, co ostatnio skompromitowało policję: Poza policjantami na wysięgniku, widzimy wystrzał z granatnika, Igora Stchowiaka torturowanego paralizatorem, uczestników Strajku Kobiet atakowanych gazem, policjantów wjeżdzających w drzewo z dziewczętami na pokładzie oraz policyjny helikopter rozrzucający konfetti. Czytelnicy Absurdystanu pamiętają zapewne wszystkie te wydarzenia, jedyen o czym jeszcze nie wspomniałem to scena w środku – policjanta wezwanego do zuchwałej kradzieży bułeczki wartej 33 grosze której dokonało dziecko.

Oczywiście zamienienie policji w pisowską służbę na posyłki poza ośmieszaniem tej formacji i rozluźnieniem dyscypliny ma także inne negatywne strony. Wszystko to przecież – od gnojenia opozycji po ochronę miesięcznic czy domu Kaczyńskiego – kosztuje podatników duże pieniądze. Ale jak widać dla PiSu państwo to po prostu taki plac zabaw. Pokazał to jeden z młodszych działaczy tej partii, któremu zamarzyły się romantyczne oświadczyny dlatego postanowił z pierścionkiem dla swojej dziewczyny wyskoczyć głęboko pod ziemią, w czynnej kopalni węgla. Rozumiem, że to może być romantyczne. Kolega podobno oświadczył się swojej dziewczynie w kopalni soli w Wieliczce. Tyle, że wieliczka to muzeum z trasą dla turystów. Ta kopalnia była jednak czynnym zakładem wydobywczym (I to jednym z nielicznych który przynosi zyski) więc zatrzymanie operacji na pół godziny, żeby nie przeszkadzać w oświadczynach, kosztowało nas wszystkich pewnie jakieś 100 000 złotych. Oczywiście ja czy Ty na taką uprzejmość ze strony dyrekcji kopalni liczyć byśmy nie mogli – jak mówią pracujący tam górnicy nawet dla nich wydaje się to niewyobrażalne…

Ale publiczne pieniądze nie są tylko przepalane na prywatne fanaberie. Zbigniew Ziobro i koledzy znani są z tego, że kreatywnie wykorzystują publiczne fundusze na potrzeby swojej partii. Jako że troszkę uwiera ich bycie przystawką do PiS postanowili przeprowadzić badania opinii publicznej, żeby sprawdzić, czy mają jakąkolwiek szansę na samodzielny start w wyborach. Oczywiście udając, że jest to powazne badanie naukowe prowadzone przez zorganizowaną przez nich w ministerstwie szkółkę dla prawników.

Wygląda na to, że największa polska firma paliwowa – Orlen – także używana jest jako narzędzie partyjne. Orlen jest de facto monopolistą na hurtowym rynku paliw, co pozwala jej na manipulowanie cenami tak, żeby z jednej strony firma pod zarządem Obajtka przynosiła rekordowe zyski, a z drugiej wciąż mogli mówić, że dzięki rządowi PiS Polacy mają tanie paliwo. To prawda, paliwo w Polsce jest niedrogie w porównaniu do tego, co płacą sąsiedzi, ale dopiero porównanie cen przy dystrybutorze z dochodami Polaków pokazuje, że wcale nie jest tak różowo. A do tego jeszcze jakiś złośliwiec wytropił, że Orlen sprzedaje paliwo taniej Czechom niż Polakom (firma kontroluje tam koncern Unipetrol i zarządza 400. stacjami sieci Benzina). Jak to możliwe? To proste. W Czechach Orlen musi liczyć się z konkurencją i rządem, który poważnie rozważa nakładanie na firmy podatków od nadmiernych zysków. Tymczasem w Polsce dzięki swojemu monopolowi na rynku hurtowym mogą zawyżać ceny i stać ich na to, żeby w detalu sprzedawać paliwo taniej a potem opowiadać o tym, jak to PiS dba o kieszenie polskich kierowców.

W ostatnich czasach mówi się także o innym problemie związanym z pieniędzmi, tym razem w szkołach. Jak pewnie wiecie konkordat nakłada na państwo polskie obowiązek organizowania lekcji religii w szkołach. Co prawda nic nie mówi o tym, że państwo za owe lekcje musi płacić, ale oczywiście od trzydziestu lat katecheci, księża i zakonnice uczący religii są na ggarnuszku państwa. Póki większości Polaków było z kościołem po drodze, nie było to większym problemem. Ale Polacy do kościoła chodzą coraz rzadziej a za tym idzie coraz mniejsze zainteresowanie lekcjami religii. Grubo ponad 1000 polskich szkół już w ogóle nie prowadzi zajęć z tego przedmiotu z braku zainteresowania. Inne szkoły występują do biskupów z prośbami o pozwolenie na redukcję godzin religii (biskupi oczywiście mogą się zgodzić albo nie i można im skoczyć). Jednak pomimo tego, że coraz mniej uczniów uczęszcza na religię, koszta jej prowadzenia w szkołach ciągle rosną – bo nieważne, czy na lekcji będzie 30 czy 10 uczniów, katecheza musi się odbyć, a katecheta musi mieć za nią zapłacone tak, jak nauczyciele prawdziwych przedmiotów. To zaczyna denerwować rodziców, którzy woleliby, żeby szkoły miały możliwość przeznaczania tych pieniędzy na jakieś bardziej istotne dla ich pociech zajęcia – na przykład sportowe czy dodatkowe lekcje języków czy matematyki. Do tego wraz z wrzostem ilości niechodzących na religię problemem staje się powszechne ignorowanie zapisu, który mówi, że lekcje nieobowiązkowe mają odbywać się na pierwszej lub na ostatniej lekcji, przez co coraz więcej uczniów i uczennic musi borykać się z “okienkami” w środku dnia. Ja tam się cieszę – oby tak dalej, a Kościół tylko coraz bardziej zacznie działać Polakom na nerwy i może coś się wreszcie ruszy.

W całej tej sytuacji nie dziwi, że rząd szuka nowych źródeł dochodu. Widząc, że Polacy coraz chętniej podróżują koleją – nie tylko dlatego, że ceny paliwa ciągle rosną, ale również dlatego, że w ostatnich latach kolej w Polsce bardzo się poprawiła – postanowiono wprowadzić wysokie podwyżki cen biletów. To zaowocowało protestami nie tylko pasażerów, ale i posłów i posłanek partii Razem, która mocno wspiera tranzcycję z podróży samochodem na transport zbiorowy. Odpowiadając na to minister infrastruktury oskarżył Razem o to, że jest odpowiedzialna za cięcia na sieci kolejowej w latach 90-tych co jest kompletnym kretynizmem, bo większość posłów i posłanek Razem jest w takim wieku, że w latach 90-tych co najwyżej mogli zabierać kolegom w przedszkolu tory od zabawkowej kolejki.

Tymczasem w lasach trwa sezon łowiecki. Tu akurat nic nowego. Jak zwykle banda wąsatych januszów napieprza z dubeltówek do wszystkiego co się rusza albo i nie – bo wątpię, żeby specjalnie ruchliwy był ostrzelany przez nich ostatnio czyjś dom. Celując w dziki trafiono także w kolegę myśliwego, którego życie uratowało tylko szybkie przewiezienie do szpitala na pokładzie helikoptera LPR. Drugi myśliwy nie miał tyle szczęścia, bo jego kolega zastrzelił go na miejscu. O tym, czy pozyskano jakieś dziki, prasa nie informuje.

Czasem mam wrażenie, że w tym kraju nic się nie zmienia. Myśliwi są pod szczególną ochroną rządzących – i zapewne tylko dlatego nikt jeszcze nie doszedł do wniosku, że coś z tą patologią trzeba zrobić i poddać brać łowiecką ściślejszej kontroli. Jest tajemnicą poliszynela, że na polowankach regularnie pociąga się z piersióweczek a procedury często są ignorowane. Do tego wielu myśliwych którzy uzyskali pozwolenie na broń dekady temu nigdy nie musiało poddawać się ponownym badaniom lekarskim czy psychologicznym. Owszem, dzięki zmianom w prawie ma się to wkrótce zmienić, ale kto jest w stanie powiedzieć, ilu w polskich lasach jest ludzi którzy wymachują strzelbami, które powinny im zostąć odebrane lata temu?

Nie wiem jak Wy, ale ja widząc jak przełowiony jest zasób polskiej dzikiej zwierzyny (kiedy ostatnio widzieliście w Polsce zająca? U mnie w Helsinkach regularnie widuję je biegające po miescie) i to, jak często zdarzają się wypadki w których ktoś zostaje postrzelony dochodzę do wniosku, że najwyższa pora na to, żeby dramatycznie zmniejszyć pogłowie polskich myśliwych.


Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Obrazek: romfreak

Comments

comments

Dodaj komentarz