Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie dotychczasowe odcinki
Poziom polskiej polityki upadł już tak nisko, że gdyby była ona prezydenckim Tupolewem próbującym lądować w Smoleńsku, “PULL UP” i “TERRAIN AHEAD” słyszalne by było ze wszystkich głośników w kabinie pilotów. Ale PiS, podobnie jak załoga nieszczęsnego Tupolewa, nie przejmuje się takimi ostrzeżeniami. Wiedzą, że w odróżnieniu od prezydenckiego samolotu, akurat oni będą w stanie lecieć choćby przez las, kosząc drzewa jak minister Szyszko w puszczy białowieskiej. Nieważne, jakich dokonają zniszczeń, wyjdą z tego cało. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.
Na przykład w tym tygodniu rząd zdołał zrujnować nasze relacje z Francją kiedy, po rocznym zwodzeniu partnera, zerwał negocjacje dotyczące zakupu śmigłowców Caracal dla polskiej armii i zwalił winę na Francuzów.
Wersja oficjalna jest taka, że Francuzi nie chcieli spełnić polskich oczekiwań a do tego próbowali sprzedać nam te śmigłowce za podwójną cenę. I oczywiscie jest to wina Tuska, a przynajmniej Platformy. Z tym że okazuje się, że układ wcale nie był taki niekorzystny. Tak zwany “offset” był wart co najmniej drugie tyle ile maszyny, a w jego wyniku nie tylko postałyby nowe miejsca pracy, ale także Polska otrzymałaby prawo modernizowania śmigłowców pod swoje potrzeby a nawet produkowania ich na sprzedać do państw trzecich. Bardzo możliwe, że będzie nas to dużo kosztować, bo Francuzi odgrażają się sądem, ale kogo to obchodzi, ważne że nowe helikoptery polskiej armii będą produkowane w Polsce. Bo minister Macierewicz, pomimo że nie ogłoszono nawet jeszcze nowego przetargu, już wie, że będą to amerykańskie Black Hawki.
Jedynym zgrzytem w tym kolejnym sukcesie rządu jest fakt, że owe fabryki, w których powstają Black Hawki, nie należą już do Polski. Zostały sprzedane, i oczywiście Beata Szydło nie omieszkała obwinić za to rząd poprzedników. Tyle, że fabryk nie sprzedał ani rząd Ewy Kopacz, ani rząd Donalda Tuska. Zakłady Lotnicze w Mielcu przeszły na własnosć obcego kapitału kiedy premierem był nie kto inny, a Jarosław Kaczyński. Ale kto by się takimi pierdołami przejmował, kiedy można dać do zrozumienia, że i to jest winą Tuska. Jak się będzie obrzucać wystarczającą ilością gówna, to zawsze w końcu coś się przyczepi, nie?
Tymczasem Donald Tusk już ma trochę dosyć tych idiotycznych oskarżeń i zaproponował debatę między nim a Kaczyńskim. Ten ostatni jednak nie jest zainteresowany “promowaniem Tuska” i nie zniży się do wymiany poglądów z prezydentem Europy. W sumie trochę go rozumiem, bo na poprzedniej debacie dostał od Tuska w dupę tak mocno, że jeszcze pewnie leczy siniaki. Nic więc dziwnego, że nie chce dopuścić, aby Tusk odniósł nad nim kolejne zwycięstwo.
Ale zostawmy Tuska i wróćmy do Macierewicza, bo może on mieć powodu dla których, wbrew opiniom ekspertów, naciska na wyposażenie naszej armii w Black Hawki. Jak wykazał Tomasz Piątek, dziennikarz śledczy Gazety Wyborczej, Macierewicz ma nie tylko podejrzane powiązania ze stroną rosyjską, ale i blisko współpracuje z amerykańskim lobbystą który owe Black Hawki promuje. Linia obrony Macierewicza to już jednak jest czysta komedia. Na przykład na zarzut Piątka, że Macierewicz i ów Lobbysta wspólnie zarządzają pewną organizacją odpowiedziano, że to nie jest żadna organizacja, tylko strona internetowa, a Macierewicza wymieniono jako członka jej zarządu przez pomyłkę. To musi być wyjątkowo kiepska strona internetowa jeśli pomimo tego, że jest zarządzana przez tak liczne grono, nie jest w stanie podać prawidłowo nawet tak podstawowej informacji jak kto jest członkiem jej zarządu…
Armia tym czasem nie bardzo wie, co ma o tym wszystkim myśleć. Aby zapewnić odpowiednią myśleniową marszrutę, nowo mianowany generał wydał rozkaz, według którego od teraz głównym źródłem informacji dla jego żołnierzy będzie opanowana przez PiS telewizja TVP Info. No i już, jeden problem z głowy.
Ale Polską nie rządzą jedynie amerykańscy lobbyści – choć mianowanie nikomu nieznanego Amerykanina na funkcję wiceministra spraw zagranicznych mogłoby sugerować że jest tak właśnie. Krystyna Pawłowicz jednak oskrarżona o zdradę jej ideałów po tym, jak głosowała przeciwko ustawie o aborcji której dzień wcześniej jeszcze tak zaciekle broniła, tłumaczyła się, że to jest w porządku, ponieważ upoważnił ją do tego episkopat. Dalsze zacieśnianie stosunków pomiędzy panem a plebanem odbyło się w Świątyni Opaczności Bożej. To tu nagle okazało się, że papieskie muzeum zaaranżowane na poddaszu w celu uzyskania możliwości czerpania funduszy z budżetu państwa, przejdzie pod zarząd Ministerstwa Kultury. Oczywiście nikt nie jest na tyle naiwny, żeby wierzyć, że Ministerstwo faktycznie będzie miało coś do powiedzenia, wiadomym jest, że chodzi tylko o to, żeby było komu płacić za muzeum rachunki.
Ale nie tylko Kościół jest beneficjentem Dojnej Zmiany. W ostatnim konkursie o fundusze unijne, najwyższą ocenę otrzymała fundacja tzw. dziennikarzy niezależnych. Owa fundacja, do niedawna zajmująca się promowaniem “mediów niezależnych” a ostatnio, w wyniku dziwnej perturbacji, także gwałownie zainteresowana ekologią, najprawdopodobniej otrzyma 6 milionów złotych (około połowy całkowitej dostępnej sumy) na “Propagowanie wiedzy nt. bioróżnorodności, idei zrównoważonego rozwoju, instytucji Natura 2000 na przykładzie terenów Puszczy Białowieskiej”. Czyli PiSowscy dziennikarze będą promować bioróżnorodność w Puszczy, wobec której taką chęcią zniszczenia pała ich partyjny kolega. Dziwnym trafem te organizacje, które były przeciwko pomysłom Szyszki na wycinanie Puszczy czy polowania w rezerwatach żadnych funduszy nie dostaną. Przypadek? Nie sądzę.
Ale może to i dobrze. Oni się już nagadali. Najwyższa pora, aby słyszalny zaczął być “naturalny głos spoza tzw. środowisk ekologicznych związanych z organizacjami lewicowymi, finansowanymi m. in. przez firmy rosyjskie”. A reakcja mediów to tylko kolejny kwik odrywanych od koryta mediów “należących do zagranicznych koncernów oraz współfinansowanych z pieniędzy Sorosa” które w “brutalny sposób” chcą “wpłynąć na rozstrzygnięcie konkursu” “zastraszając jurorów”.
Na szczęście owi jurorzy nie są jedynymi niezłomnymi, którzy nie boją się z otwartą przyłbicą wyjść na spotkanie prawdy. Taka na przykład Agencja Oceny Technologii Medycznych, ciało doradcze Ministerstwa Zdrowia, nagle o 180 stopni zmieniła swoje podlądy na temat naprotechnologii. Jeszcze pół roku temu, opierając się na wynikach badaniach naukowych, nie pozostawiali na tym szarlataństwie suchej nitki. Dziś stoją na stanowisku, że z faktu, że nie ma żadnych badań które wykazywałyby skutecznosć tej metody nie wynika, że nie może ona zostać uznana za poważną technikę leczenia bezpłodności. No i teraz rząd może znowu zacząć majstrować przy in vitro, twierdząc, że naprotechnologia jest całkiem poważną alternatywą. Biskupi się ucieszą.
No, ale pomimo tego wszystkiego, w Polsce jeszcze nie jest tak źle jak na Węgrzech. Podczas gdy tam zamkniętą całą opozycyjną gazetę, w Polsce odebrano akredytację sejmową jedynie pojedynczemu fotografowi. Narazi się on opublikowaniem zdjęcia posłanki PiS która zdjęła buty i wyciągnęła bose nogi wzdłuż foteli. Według biura prasowego sejmu, takie zachowanie naraża na szwank powagę polskiego parlamentu. Znaczy robienie zdjęć, bo przecież nie robienie co się chce przez posłankę PiS.
I to jest chyba najlepsze podsumowanie relacji PiS z mediami.
Tomasz Oryński,
Prezes strony internetowej orynski.eu i dyrektor departamentu ds. Absurdystanu na stronie internetowej Britske Listy 🙂
Zdjęcie: MilborneOne – CC BY-SA 3.0
Ten artykuł opublikowano po czesku w portalu Britské listy
[…] Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii […]
[…] Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii […]
[…] z brzozą) wygadał się, że to on odpowiada za uwalenie kontraktu na Caracale (o czym było tutaj). Ponieważ podobno ma on powiązania z Boeingiem, który ma otrzymać ciężką kasę w ramach […]